Author | |
Genre | nonfiction |
Form | prose |
Date added | 2011-11-20 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 6803 |
KOŁOMYJA
Gdy rano wyjeżdżamy z Zaleszczyk, zaczyna się szósty dzień naszej podróży. Podążamy na zachód w kierunku Kołomyi leżącej nad rzeką Prut, stolicy graniczącego z Podolem z jednej strony, a Huculszczyzną z drugiej, niewielkiego regionu historycznego, wymykającego się precyzyjnemu wyznaczeniu granic, Pokucia, usytuowanego pomiędzy Dniestrem a górnym biegiem Prutu i Czeremoszu. Po drodze zwiedzamy ładnie położoną Horodenkę, osadę leżącą pomiędzy Kołomyją a Zaleszczykami, która uzyskała spore znaczenie w XVIII wieku dzięki fundacjom wojewody Bełskiego i starosty kaniowskiego Mikołaja Potockiego, miłośnika sztuki, który wybudował również kilka, zabytkowych obecnie, obiektów także w Buczaczu. W Horodence zwiedzamy dominikański kościół z 1743 roku, z którego do dziś zachowały się nadal niszczejące, imponujące mury, część filarów, sklepień oraz detali architektonicznych i duża część obszernej bryły klasztoru. Niedaleko oglądamy nieczynny kościół ormiański z zabitym belkami wejściem oraz budynek dawnej synagogi z XIX w., w którym jest teraz sala sportowa. Tutaj we wrześniu 1939 roku zatrzymywały się czasami na kilka dni transporty rządowe kierowane z ogarniętego wojną kraju do Rumunii.
Z Horodenki, niedaleko jadąc na południe, można dotrzeć do Śniatynia, przez który kiedyś wiódł główny szlak wojenny i handlowy z Polski do Mołdawii, jednego z najstarszych miast na Pokuciu, wzmiankowanego już w latopisie ruskim z XII w. Z dawnego zamku po II wojnie niemal nic nie ocalało. Ocalał kościół z 1857 roku, trochę kamieniczek i ratusz z przełomu XIX-XX w. W dawnej synagodze zorganizowano szwalnię, na cmentarzu katolickim są także groby ormiańskie. Po drodze zwiedzimy odległy od Kołomyi o 20 km Gwoździec, gdzie swego czasu był jeden z potężniejszych zamków, pod którym w 1531 roku Jan Tarnowski pokonał oblegających go Mołdawian. Oglądamy potężne ruiny zamku i klasztoru Bernardynów z kościołem p.w. Niepokalanego Poczęcia NMP z 1728 roku.
Kołomyja, do której docieramy tuż przed południem, jest aktualnie około 70-tysięcznym miastem rejonowym w obwodzie iwanofrankowskim (dawny stanisławowski). Stanowi jakby bramę do Karpat Wschodnich. Nazwa miasta wywodzi się ponoć z tego, że przyjeżdżając z pobliskich gór na targ tutaj Huculi przekraczali Prut i myli wysokie koła swoich wielkich wozów. Inne wyjaśnienie posługuje się huculskim słowem Myja, którym nazywano rzekę, czyli jest to miasto koło rzeki. Istnieją też próby wiązania tej nazwy z imieniem węgierskiego królewicza z początku XIII w. Kolomana, a nawet z czasami rzymskimi. Osadę wiejską zakładaną przez Rzymian nazywano Colonna i taka nazwa znalazła się na jednej z map w miejscu nad Prutem, gdzie położone jest to miasto. Na terenie miasta i okolic odkopano znaczne ilości przedmiotów pochodzących z czasów rzymskich. Są też próby wiązania nazwy z przekształconym ruskim słowem chołm oznaczającym górę, jaką są pobliskie Oskrzesińce i myja, czyli rzeka. Także z nazwą tej miejscowości związany jest pełen fantazji i rozmachu ludowy taniec góralski zwany kołomyjką, z wymyślnymi, coraz to nowymi układami i figurami, zaczynający się od wolnego, coraz bardziej rosnącego tempa, a kończący się szalonym wirowaniem na maksymalnych obrotach do utraty tchu. Z uwagi na to, że wymagała wiele miejsca, kołomyjka tańczona była zazwyczaj na wolnym powietrzu.
Gród, jako jeden z wielu należących do systemu obronnego tak zwanych Grodów Czerwieńskich, wzmiankowany w dostępnych źródłach od 1240 roku, wchodzi w skład księstwa halicko-włodzimierskiego, a od połowy XIV w. jest w granicach Polski. Na mocy powszechnie praktykowanego w średniowieczu zwyczaju, całe Pokucie poprzez zawartą odpowiednią umowę, od jego ostatniego władcy Jerzego II Trojdena, w roku 1340 przechodzi na zasadzie prawa sukcesji, pod panowanie króla Polski Kazimierza Wielkiego, wskutek braku potomka linii męskiej miejscowego panującego rodu dynastii halicko-włodzimierskiej. Kołomyja była przez wieki zamieszkała głównie przez narodowości trzech kultur - rusko-wołoskiej, polskiej i żydowskiej, w pewnym okresie niemal w równych proporcjach i w średniowieczu przeżywała swój złoty okres. Osiedlali się też tu Ormianie, Węgrzy, a w późniejszym okresie Austriacy i Niemcy. Toteż zawsze panowało tu wielkie zróżnicowanie religijne. Pomiędzy rokiem 1366 a 1370 jest to już miasto lokowane na prawie magdeburskim. Wskutek zdrady władcy Mołdawii, który był lennikiem i sprzymierzeńcem króla Polski, w roku 1498 Pokucie zajmują Tatarzy i Turcy. W roku 1530 zostało zajęte przez Mołdawię, jednak po zwycięskiej bitwie pod niedalekim Obertynem w roku 1531, ponownie odzyskane przez Koronę. Słowo „obertyn” po huculsku znaczy odesłanie czaru z powrotem. Od zamierzchłych czasów do XVII wieku był tu ważny ośrodek wydobycia soli kamiennej. Liczne najazdy tatarskie i wylewy Prutu skłaniają władze do przeniesienia zabudowy i w roku 1630 miasto stanęło już w nowym miejscu. Wiek XVIII to okres zastoju gospodarczego, a także szerzenia się tu podobnie jak w Czortkowie i innych miejscowościach tego regionu, chasydyzmu. Chasydyzm powstał właśnie na Podolu i Pokuciu i przeniósł się nawet do Ameryki, gdzie do dziś są jego ośrodki. Odrzucał zbytnie sformalizowanie religii judaistycznej, a w swych zewnętrznych przejawach był bardzo widowiskowy i polegał na zbiorowych modlitwach, radosnych pieśniach i tańcu wiernych, w wielkiej ekstazie wielbiących Boga i wszystko, co On stworzył. Szerzyło się tu też zbójnictwo, mające swe bazy wypadowe w niedalekich pasmach górskich - Czarnogórze i Gorganach.
Od rozbioru w 1772 roku miasto i rejon znalazły się w zaborze austriackim. Austriacy w czasie swoich rządów rozbierają ostoje i zabytki polskości - klasztor dominikanów i średniowieczny zamek. Po odkryciu w okolicy ropy naftowej w roku 1879 przez Stanisława Szczepanowskiego, zaczyna się ponowny okres prosperity, trwający do czasu II wojny światowej. Obok Szczepanowskiego zasłużonym pionierem przemysłu naftowego był Feliks Vinzenc, ojciec znanego pisarza. Przybyło tu wtedy wielu fachowców z Kanady i od nich pochodzi określenie „Anglik z Kołomyi”. Wielkim sukcesem zakończyła się zorganizowana tu w 1880 roku przez Włodzimierza hr. Dzieduszyckiego wystawa etnograficzna, w której przygotowaniu, jak czytam w monografii Ryszarda Brykowskiego z roku 1998 poświęconej Kołomyi, jako eksperci pracowali znani polscy twórcy - poeta Wincenty Pol i etnograf Oskar Kolberg. Wincenty Pol rzeczywiście mieszkał kilka lat na Pokuciu, gdy w roku 1852 musiał opuścić katedrę geografii na UJ w Krakowie. Prowadził na Pokuciu i Huculszczyźnie badania etnograficzne i geograficzne. Ale zmarł w roku 1872, a więc na osiem lat przed wspomnianą wystawą. O jego podróży przez Huculszczyznę wspomnę w następnym rozdziale.
Podczas I wojny światowej toczyły się pod miastem w miejscowości Karolówka walki rosyjsko-austriackie powodując sporo zniszczeń. Dwukrotnie zajmowały Kołomyję wojska rosyjskie. Według zachowanych wspomnień z tego okresu mieszkańcy ze zgrozą wsłuchiwali się w dobiegające aż na ulice miasta odgłosy z pola długotrwałej bitwy pozycyjnej, słysząc nie tylko strzały, ale również okrzyki żołnierzy, takie jak pojedyncze wołania walczących na bagnety -„Jezus Maria!” czy zbiorowe okrzyki „Urrraaa!” oddziałów rosyjskich ruszających do ataku. W 1915 roku tu powołana została i dwa razy stacjonowała II Brygada Legionów, zwana również Karpacką, zasłużona w bohaterskich walkach o wschodnie Karpaty, którą później dowodził m. innymi słynny generał Józef Haller.
Niezwykle tragiczny był los Polaków podczas panowania Zachodnioukraińskiej Republiki Ludowej Jewhena Peruszewycza, od listopada 1918 do maja 1919 r. Wtedy to Ukraińcy w podmiejskim Kosaczowie popełnili zbrodnię ludobójstwa na internowanych Polakach. Według różnych szacunków w Kosaczowie zamęczono wtedy na śmierć od tysiąca do tysiąca czterystu osób. Miało to miejsce w tym samym Kosaczowie, w którym kilka wieków wcześniej, 15 września 1485 roku, hospodar mołdawski Stefan Wielki składał hołd królowi Polski Kazimierzowi Jagiellończykowi. W czasie walk z Niemcami we wrześniu 1939 roku powstał pomysł utworzenia tzw. „przedmościa rumuńskiego”, przez które tędy miała płynąć pomoc dla walczącej Polski. Naczelne dowództwo wojsk i większość rządowych agend przeniesiono w ramach tego planu do Kołomyi. Realizację tych planów pokrzyżował jednak nóż w plecy, zadany przez Sowietów 17 września na mocy antypolskiego spisku, jakim był pakt Ribbentrop-Mołotow. Po Lwowie i okolicach krążył wtedy znamienny wiersz W. Broniewskiego: i byłby nowy Grunwald, byłyby nowe Połowce,/ Gdyby nie te bombowce i te czołgi/ z nad Wołgi. Miejscowi Polacy po wkroczeniu sowietów zostali zdziesiątkowani wywózkami i represjami. Po ataku Niemiec w 1941 roku za ZSRR najpierw do Kołomyi wkroczyli Węgrzy, przychylnie nastawieni do Polaków. W czasie hitlerowskiego najazdu krążyło wiele opowieści o zdradzieckiej roli niemieckich kolonistów, którzy w liczbie kilku tysięcy osób mieszkali na jednym z osiedli i mieli tu kościół ewangelicki i szkołę. Gdy weszli hitlerowcy, zaczęły się wywózki i represje ludności polskiej, a w latach 1942-43 Niemcy zorganizowali tu obóz pracy przymusowej dla Żydów, których potem rozstrzelano w lesie w pobliskiej Szeparowce.
Nasz autobus zatrzymuje się niedaleko centrum miasta, w pobliżu pojezuickiego, rzymskokatolickiego kościoła parafialnego p.w. Matki Boskiej Częstochowskiej z 1896 r., do którego, jak się niebawem dowiemy, należy około 500 rodzin, w tym sporo mieszanych, polsko-ukraińskich. W ołtarzu kościoła znajduje się kopia słynnego obrazu Matki Boskiej Kołomyjsko-Pokuckiej, który według legendy jest rówieśnikiem obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej z 1635 roku i jego kopią. Oryginał obrazu Matki Boskiej Kołomyjsko-Pokuckiej, w 1946 roku z zagrożonego kościoła wywieziony został potajemnie przez siostry zakonne do Polski i znajduje się w sanktuarium parafialnym w Skomielnej Czarnej koło Myślenic. Obok kościoła w dawnym klasztorze mieści się obecnie szpital zakaźny. Czeka już na nas przewodnik, pani dr medycyny Stanisława Kolusenko, która jest przewodniczącą miejscowego Towarzystwa Kultury Polskiej „Pokucie”. Towarzystwo między innymi prowadzi społecznie szkołę polską, do której uczęszcza 80 dzieci. Pod jej życzliwym okiem, słuchając interesujących opowieści i objaśnień, udajemy się na zwiedzanie miasta. Wszystkie godne zwiedzania ważniejsze obiekty znajdują się w dość dobrze zadbanym (jak na warunki ukraińskie) i kolorowym centrum, w niewielkich i przytulnych uliczkach okalających Rynek, gdzie wśród kamieniczek polskich mieszczan z przełomu XIX-XX w. znajduje się ładny neorenesansowy ratusz z 1877 roku. Podobno wieża ratusza kołomyjskiego uchodziła za najwyższą w międzywojennej Polsce. W rynku przez wiele lat stał pomnik polskiego poety Franciszka Karpińskiego, który jest autorem między innymi znanych pieśni kościelnych, takich jak Kiedy ranne wstają zorze, Wszystkie nasze dzienne sprawy czy kolęda Bóg się rodzi. Urodził się w pobliskiej wsi Hołosków, 4 października 1741 roku w rodzinie zubożałej szlachty. W latach 1758-1765 uczęszczał do Kolegium Jezuitów w Stanisławowie. Karpiński, który był przez pewien czas sekretarzem księcia A.K. Czartoryskiego w Warszawie, należał wraz z Koźmianem do tzw. Kręgu literackiego Puławy. Był twórcą, który do wypowiedzi lirycznej wprowadził, jak na owe czasy, nowe, bardziej bezpośrednie formy, z których korzystali także, i nie tylko, poeci romantyczni, w tym A. Mickiewicz. Karpiński, który po latach rozczarowań w służbie na dworach możnych usunął się w roku 1793 na wieś, zmarł 16 września 1825 roku w Horodczyźnie powiat Wołkowysk. Niestety, obecne władze na miejscu pomnika polskiego poety związanego z tą ziemią, postawiły pomnik Tarasa Szewczenki, co dla Polaka jest przykre i niemile zaskakujące, nie z powodu obecności w tym miejscu pomnika T. Szewczenki, wielkiego poety i przyjaciela wielu Polaków, tylko z powodu ostentacyjnego usunięcia pomnika F. Karpińskiego.
Zwiedzając Stare Miasto oglądamy dawny rzymskokatolicki kościół parafialny p.w. Wniebowzięcia NMP z roku 1762, najprawdopodobniej pierwszy murowany budynek w mieście, który został w 1946 roku przebudowany i zamieniony na handlowy dom dziecka. W latach 90-tych przejęła go cerkiew grekokatolicka, która nadal prowadzi prace renowacyjne i adaptacyjne. Niedaleko jest też cerkiew katedralna p.w. Św. Michała Archanioła z 1871 roku, z pięknymi freskami z końca XIX w. W dawnej żydowskiej części Starego Miasta jest Wielka Synagoga z 1848 roku, która znajduje się w kompletnej ruinie.
W okresie międzywojennym, dzięki życzliwej postawie miejscowych władz szanujących miejscową różnorodność kulturową, działał w Kołomyi ważny ośrodek kultury ukraińskiej, pod niektórymi względami prekursorski w stosunku do centrów kijowskiego i lwowskiego, którego siedziba znajdowała się w okazałym budynku o ukraińskiej nazwie Narodnyj Dim z 1902 roku. Od 1935 roku do dziś mieści się tu przy ul. Teatralnej 2 Muzeum Pokucia i Huculszczyzny z oryginalnymi zbiorami, obrazującymi zanikający w powodzi współczesnej zglajszachtowanej cywilizacji miejskiej świat bogatej ludowej kultury huculskiej. Przez chwilę mogłem poczuć się mieszkańcem zaszytej w górach grażdy, podziwiać kunszt ręcznych wzorów na barwnych strojach czy posłuchać żwawych tonów nieznanych, egzotycznych dla nas instrumentów. Po zwiedzeniu głównych zabytków miasta, w drodze powrotnej do autobusu, chętnym zostaje jeszcze czas na ponad godzinny pobyt w muzeum. Niedaleko od Muzeum Pokucia i Huculszczyzny, w unikalnym budynku w kształcie wielkiego, pokrytego kolorowymi wzorami jaja, znajduje się Muzeum Pisanek. Są w nim eksponaty obrazujące świąteczne zwyczaje związane z pokrywaniem przemyślnymi wzorami jaj z całego świata, ale zwłaszcza pokazujące mistrzostwo i krasę ludowych wzorów miejscowych i sąsiednich regionów, o czym opowiada potem część osób z naszej grupy, która zwiedziła to muzeum. Z braku czasu trzeba było wybierać pomiędzy zwiedzaniem jednego lub drugiego z tych obiektów. Więcej o pobliskiej Huculszczyźnie napiszę w dwóch następnych rozdziałach.
Na razie udajemy się pod budynek Gimnazjum im. Kazimierza Jagiellończyka z 1875 roku, wzniesionego na miejscu zburzonego dawnego zamku. W 1906 roku ukończył je znakomity pisarz Stanisław Vincenz, urodzony w 1888 roku i zamieszkały do wybuchu II wojny światowej w pobliskiej Słobodzie Rungurskiej, gdzie zostały już tylko fundamenty i szczątki ruin po jego rodzinnym domu. W czasie wojny wyemigrował do Szwajcarii. Zmarł w 1971 roku. Jego cykl Na wysokiej połoninie odzwierciedla, utrwala i niejako przywraca zacierającą się pamięć Huculszczyzny. Niektórzy ten jego czterotomowy cykl określają mianem huculskiej Iliady i Odysei. Marzeniem pani Stanisławy jest utworzenie w Kołomyji muzeum poświeconego Vincenzowi. Gdy oglądamy widniejącą na budynku dzisiejszej szkoły średniej tablicę pamiątkową poświęconą pisarzowi, pani Stanisława opowiada o walce, jaką Towarzystwo Kultury Polskiej i w jego imieniu ona osobiście, musieli stoczyć z urzędnikami władz miasta o jej umieszczenie. Pani Stanisława chce nam pokazać prace prowadzone przy porządkowaniu polskiego cmentarza, a przy okazji „pańskim okiem” dokonać sprawdzenia ich postępu. W drodze na cmentarz przy ul. Karpackiej oglądamy drewnianą cerkiew cmentarną z 1587 roku, a obok niej pomnik upamiętniający ukraińskie ofiary akcji „Wisła”. W dalszej drodze zatrzymujemy się w parku pod pomnikiem Adama Mickiewicza z 1898 roku. Tu spotykamy drugą grupę z Polski, którą prowadzi mąż pani Stanisławy, z pochodzenia Ukrainiec. Jedna z ich córek studiuje we Wrocławiu między innymi także dzięki pomocy członków Oddziału Pokucie przy Towarzystwie Miłośników Lwowa i Kresów Południowo-Wschodnich RP.
Na obszernym cmentarzu rzymskokatolickim gęsto porośniętym starymi drzewami i krzewami jest zabytkowa kaplica cmentarna wymagająca konserwacji, a wśród pomników, pomnik żelbetowy upamiętniający żołnierzy polskich lub także austriackich z czasu I wojny światowej z napisami w języku polskim i niemieckim, żelazny pomnik ku czci bohaterów polskich powstań z napisem Rodakom poległym za wolność narodu z 1907 roku, umieszczony na miejscu drewnianego krzyża z 1846 roku, a także poświęcony wspomnianym wcześniej polskim ofiarom Kosaczowa z r. 1919. Ktoś od czasu do czasu zamazuje na nim nazwiska ofiar i umieszcza obraźliwe napisy. Niszczone są grobowce, nagrobki i zabytkowe rzeźby na polskich grobach. Dlatego Polacy postanowili własnymi siłami uporządkować i ogrodzić cmentarz. Patrzymy na prowadzone prace przy porządkowaniu i budowie ogrodzenia. Ze wzruszeniem oglądam potem w regionalnej telewizji transmisję z obchodów Święta Zmarłych na uporządkowanym cmentarzu. Gdy widzieliśmy ogrom czekającej ich pracy, mieliśmy wątpliwości, czy uda im się uporządkować i ogrodzić cmentarz do końca października.. Jak dowiaduję się po kilku miesiącach od urodzonej w Kołomyji pani Kruszelnickiej z Towarzystwa Pokucian, która pokazuje mi przedwojenne zdjęcie rodzinnego domu, w którym się wychowała, ktoś na przełomie roku nocą wybił przejścia w ogrodzeniu i znowu penetrował cmentarz.
Miastem w Polsce, z którym władze Kołomyi nawiązały oficjalną współpracę, jest Nysa w woj. opolskim. Myślę sobie, ile jeszcze trzeba lat zgodnej współpracy społeczności polskiej i ukraińskiej, aby przestały straszyć demony niechlubnej przeszłości?
Z Kołomyi warto pojechać w kierunku północnym do odległego o 25 km Obertyna, znanego przede wszystkim ze zwycięskiej bitwy, jaką stoczyły polskie wojska pod wodzą Jana Tarnowskiego z wojskami mołdawskimi Piotra Raresza zwanego Petryłą, 22 sierpnia 1531 roku. Warto tam zostać do wieczora, gdzie nie trudno o tani nocleg oraz kolację. Podobno o zachodzie słońca niesamowite wrażenie robią kurhany, w których pochowano żołnierzy poległych w pamiętnej dla tego miejsca bitwie.
My jednak udamy się w kierunku zachodnim, by zwiedzić Delatyn, osadę nad Prutem, której nie ma w encyklopedii ani w informatorze turystycznym Ukraina Zachodnia , krakowskiego wydawnictwa „Bezdroża”. Jest natomiast wymieniona w przedwojennej książce F. Antoniego Ossendowskiego z cyklu Cuda Polski pt. Huculszczyzna. Przed wojną był to znany kurort, miedzy innymi znajdował się tu zakład leczniczy kąpieli solankowych. Miejscowość tę założono w XV wieku i postawiono zamek, którego ostatnim właścicielem był ród Bełżeckich. Była to siedziba klucza liczącego pięćdziesiąt wsi i miasteczek. Zasłynęła w okolicy między innymi z długoletniego sporu, w którego wyniku doszło do wieloletnich bratobójczych walk pomiędzy czterema braćmi, którzy posługiwali się także najmowanymi do swoich oddziałów zbójnikami. Przez wiele lat nikt z miejscowych władz nie mógł sobie poradzić z anarchią i przemocą, jaka zapanowała wówczas w tej podgórskiej okolicy.
Po spacerze przez niewielki, uroczy rynek z XIX wiecznymi kamieniczkami i obejrzeniu ruin zamku, udajemy się na południe i wjeżdżamy w coraz bardziej górzystą okolicę, by za kilkanaście kilometrów znaleźć się w położonym w górach Jaremczu, stanowiącym doskonałą bazę wypadową w masywy Gorganów i Czarnogóry, gdzie zatrzymamy się na trzy noclegi.
ratings: very good / very good
ratings: perfect / excellent
Bardzo proszę o nieco krótsze odcinki, bo nie nadążam, a nie chcę czytać "po łebkach". Pozdrawiam.
ratings: perfect / excellent
Przepraszam za dyskomfort. Dałem ten tekst w takim kształcie, jaki miał w mojej książce "Kresy przywracanie pamięci" cz. I. Możliwe, że dla potrzeb portalu powinienem go podzielić na dwie części. Ale ma to swoje zalety i wady, dlatego nie zdecydowałem się podzielić go, jak to zrobiłem z tłumaczeniem Samczuka. Prawda, że wzrok niektórych nie wytrzymuje czytania długich tekstów w komputerze, dlatego na publixo większe powodzenie mają krótsze z natury teksty poetyckie. Mam teraz dylemat, co zrobić z innymi tekstami z cyklu "Kresy przywracanie pamięci". Dzielić na dwie części,czy zostawić całe rozdziały w całości, jak to było w książce?
Serdecznie pozdrawiam
ratings: perfect / excellent
Niech się schowa
Częstochowa,
Kock czy Wschowa!
Wiwat, Kołomyja!