Go to commentsMatka i córka
Text 3 of 6 from volume: Idzie nowe
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2011-11-22
Linguistic correctness
Text quality
Views3012

Marta siedziała na piętach na podłodze. Na swoich kolanach ułożyła głowę matki. Przed kilkoma minutami znalazła ją leżącą na środku pokoju. Była po kolejnym ataku. Jej ciało, jeszcze targane ostatnimi konwulsjami, miotało się słabo po podłodze. Marta ułożyła ją wygodnie. Teraz głaskała matkę po tłustych, rzadkich włosach.

- Już dobrze, ciii…ciii… – mówiła po cichu. Kobieta spała, pochrapując przez sen. Na jej twarzy wciąż malował się grymas cierpienia spowodowany  drgawkami.

- To już trzeci raz w tym tygodniu – pomyślała dziewczyna. – Ile jeszcze przyjdzie nam znieść…Czy teraz się uda?                                                                             


***                                                                   

   

Marta miała 17 lat, ale jej koszmar zaczął się, gdy była szczęśliwą dziesięciolatką. Pewnego dnia jej ukochana mama wróciła do domu w dziwnym stanie. Nigdy dotąd nie widziała jej takiej. Zataczała się. Krzyczała coś pod nosem, przeklinała. Chwytając się mebli, zrzucała z nich przedmioty. Miała nieobecne oczy. Dziewczynka wystraszyła się i ukryła pod tapczanem. Na szczęście, niedługo po matce, wrócił  tata. Coś krzyczał. Kazał jej się wynosić z domu. Kłócili się. Kiedy nastała cisza, Marta powoli wyczołgała się spod łóżka. Poszła do pokoju rodziców. Matka spała, pochrapując przez sen. Ojca znalazła w kuchni. Siedział przy stole z głową ukrytą w dłoniach. Tego wieczoru zawiózł ją do babci. Została tam kilka dni. Kiedy wróciła do domu, taty nie było. Myślała, że wyjechał w delegację, jak to często mu się zdarzało. Czekała na niego długo, ale on nie wrócił, już nigdy...Wkrótce po jego wyjeździe zmarła babcia. Dziesięciolatka i jej mama zostały same.


Anna, matka Marty, miała 40 lat. Była ładną kobietą i, o ironio, pracowała w opiece społecznej. Czasami zdawało jej się, że całe zło świata gromadzi się w małym pokoiku, w którym przyjmowała interesantów. Wypełnia go po brzegi, a wszyscy i wszystko przesiąka nim na wylot. Ona tego nie uniosła. Nie poradziła sobie także z chorobliwą zazdrością o męża. Jej problem zaczął się od samotnie spędzanych wieczorów, kiedy wyobraźnia podsuwała jej obrazki ukochanego w objęciach innych kobiet.


 ***


Od koszmarnego dnia, w którym dziesięciolatka po raz pierwszy zobaczyła swoją mamę w takim stanie, minęło siedem lat. Dla Marty był to okres nieustannej walki o matkę, o siebie, o przetrwanie... Nie jest w stanie nawet zliczyć, ile razy chodziła głodna. Nie potrafi sobie przypomnieć, jak wiele razy cerowała swoje rajtuzy, żeby zimą nie zmarzły jej nogi i chowała je pod spodniami, które za grosze kupowała w lumpeksach, podobnie jak buty. Przed samą sobą wstydzi się, że żebrała na drugim końcu miasta, żeby móc przygotować Wigilię.


Przez ten upiorny czas Marta zamieniła się na rolę z Anną. To ona dbała o ich mały pokoik w bloku socjalnym, do którego musiały się przenieść, gdy matka straciła wszystkie pieniądze i nie płaciła za czynsz. Układała do snu nieprzytomną Annę. Otulała ciepłym kocem i budziła rano cudem zdobytą kawą. To ona sprzątała, prała, czyściła podłogi. Dzieliła pieniądze z zapomogi. To ona wstydziła się w szkole tego, jak wygląda i kim jest jej matka. Przez ten cały czas dziewczyna poskarżyła się może kilka razy. Teraz, siedząc na podłodze i tuląc tę, którą powinna przecież nienawidzić, myśli o niej czule.

- Dlaczego ja to wszystko robię? - zamyśliła się. - Może z czystego egoizmu? Nie chcę przecież zostać sama na świecie. Nie wytrzymałbym w Domu Dziecka. Zabiłabym się. A może po prostu z miłości do matki? Kocham ją, choć to trudna miłość...Które dziecko kochałoby mamę za bezsenne noce, strach, głód, samotność i niepewne jutro? Które głaskałoby ją teraz, gdyby w jego głowie majaczyły obrazki zasikanej, bezradnej kobiety, leżącej półnago w towarzystwie nieznajomych mężczyzn? Które ratowałoby ją przed kolejnym atakiem padaczki na wspomnienie kilku tygodni spędzonych w pogotowiu opiekuńczym i groźby rozstania już na zawsze?

Głowa Marty opadła na piersi. Ta zaledwie  siedemnastoletnia dziewczyna poczuła się  starą, udręczoną kobietą.

- Mamo, ja już chyba nie mam siły – powiedziała półgłosem, całując matkę w czoło. Przeniosła ją na tapczan. Otuliła kocem i wyszła z domu.


Chuda, zgarbiona, ze schowaną głową w ramionach, w za dużej sukience po starszej córce sąsiadki, szła w stronę Zachodzącego Słońca, baru do którego, jeszcze za dobrych czasów, zaglądała jej matka. Usiadła na wysokim krześle.  W kieszeni workowatej sukienki czekała pięciozłotówka.

- Poproszę setkę…

Barman postawił przed Martą kieliszek. Dziewczyna siedziała wpatrzona w niego. Długo trwało, nim zdecydowała się to zrobić. Wyciągnęła rękę…

- Nie! – usłyszała za sobą twardy sprzeciw, a potem nieco łagodniejsze: Błagam, nie rób tego... Jej dłoń zawisła w powietrzu. Odwróciła głowę. W drzwiach stała stara, brzydka, wychudzona, bezzębna kobieta…Jej matka...

Marta rozpłakała się. Choć była twarda, tych łez nie mogła powstrzymać. To był najpiękniejszy moment jej beznadziejnego życia. Rzuciła się Annie na szyję. Kobiety tuliły się mocno, a potem objęte, tak bliskie sobie jak nigdy dotąd, poszyły razem prosto przed siebie...

  Contents of volume
Comments (8)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Piękny, dojrzały i bardzo pouczający utwór. Gratuluję.
avatar
Smutne i piękne. Dobrze, że jest jeszcze nadzieja, bo to ona zabłysła na końcu opowiadania.
avatar
Uf! Targnęło mną!!! I na tych trzech słowach poprzestanę... Pozdrawiam serdecznie.
avatar
Epilepsja dotyka na świecie 65 milionów ludzi. Dzięki postępowi nauk medycznych dzisiaj leczona jest na tyle skutecznie, że widok chorego w stanie padaczki jest skrajną rzadkością.

Najsłynniejszym pisarzem cierpiącym na epilepsję był Fiodor Dostojewski.

Kniaź Lew Myszkin /tytułowy bohater jego zdumiewającej powieści "Idiota"/ również popadał w konwulsje. Ich opis był tak realistyczny i prawdziwy nie tylko dlatego, że ojciec pisarza był lekarzem i nie tylko dlatego, że rodzice-Dostojewscy wraz z sześciorgiem swych dzieci przez wiele lat mieszkali na terenie /moskiewskiego/ Maryjskiego Szpitala dla Ubogich,

gdzie /200 lat temu/ pacjentów "leczono" np. przez zakładanie chorym blokady na zęby, przywiązywanie ich do łóżka czy zanurzanie w zimnej wodzie

itp. archaicznymi metodami
avatar
Doskonale wpasowane w tekst i przesłanie tytuły.

Bycie dzieckiem to R Ó W N I E Ż ponoszenie konsekwencji i odpowiedzialności za /chorych, niepełnosprawnych/ rodziców.

Nie zostawisz swego ojca-matkę w potrzebie /jak jaszczurka czy pasikonik/ na pastwę losu
avatar
W tym najgłębszym metafizycznym sensie

Bóg-Ojciec NIE JEST po to, żeby tobie wiecznie zmieniać pampersy i non-stop ci matkować.

On JEST po to,

żebyś to ty

Go wspierał
avatar
Czym możesz wspierać /starzejących się na twoich oczach, bo wciąż idzie nowe/ Rodziców?

Modlitwą?

A może jednak dużo efektywniej,

czyli tak jak Marta /córka epileptyczki/


c z y n a m i

??
avatar
Literatura nośna pięknym humanistycznym przekazem
© 2010-2016 by Creative Media