Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2018-09-09 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1286 |
Co by się stało, gdybym zmieniła zakończenie tej podświadomej rozgrywki krasnoludków. Postanowiłam, że to sprawdzę. Otworzyłam komputer.
*
– Gdzie postawimy łóżeczko?
– Tu! – krzyknęły krasnoludki.
– Alonzo, jesteś taki śliczny – powiedziała Adriana, tuląc się do Leonardo. – Jesteśmy tacy szczęśliwi, że jesteś z nami.
– Panowie, czy któryś z was może mi wytłumaczyć, z czego ci ludzie tak się cieszą – zapytał Nieśmiałek, dłubiąc w nosie. – Tego nie da się słuchać. Ta mała Luiza, czy jak jej tam, była ładniejsza.
Mały Alonzo usłyszał ten głos i zaczął płakać z przerażenia. A może po to, żeby zwrócić swoim nowym rodzicom uwagę na siebie.
– Alonzo, czemu płaczesz? – zapytała Adriana. Leonardo poszedł do kuchni po mleko.
– Zanim wróci ten stary – powiedział Gburek, wygrzebując brud z palców u stóp – ustalmy coś. Ten mały wygląda na cwaniaka. Zabijmy go, dopóki beczy. Chyba nas słyszy. Tak myślę. – Powąchał brudek, który wydobył z przegrody między palcami. – Może się tym mlekiem zadławić. Znam takie przypadki. Tylko nudzi mnie takie zabijanie od razu. Nie ma czadu. Życie musi chwilę podśmierdywać. – Pstryknął ciemną maź w kierunku Śpioszka. – Wymieńmy się, daję ci swoje, a ty daj mi śpiocha z oka.
– Obrzydliwy jesteś. Ten gościu mi się podoba, zostawiłbym go na deser.
Alonzo pił mleko i wsłuchiwał się w głosy krasnoludków, obserwując każdego z nich. Zapamiętywał ich imiona i zachowania.
– Nie pozwólmy mu zasnąć, pobawmy się! – krzyknął Wesołek.
*
Nie wiedziałam, co dalej napisać. Mogą zabawić się we wszystko, żeby go skrzywdzić. Podświadomość to potężna broń. Wolę się jej przyjrzeć, zanim zaprojektuję zakończenie.
Zdałam sobie sprawę, że wszyscy w rodzinie Alonzo umierają w dziwnych okolicznościach. Nie wiem, czy to ma związek z wiarą, bo przecież jeśli wierzysz, to z pewnością w szczęście. Chciałam skończyć ze złą passą. Nieważne czy w taki, czy w inny sposób. Byliśmy więcej niż małżeństwem. Byliśmy przyjaciółmi, którzy mogli liczyć na siebie w każdej sytuacji. Kiedy pracowaliśmy razem na planie, odcinaliśmy się od tej więzi w bardzo naturalny sposób. Po prostu graliśmy. Kiedy padało słowo „cięcie” nie wskakiwaliśmy sobie na kolana, nie całowaliśmy się, żeby pokazać światu, jacy jesteśmy profesjonalni, a potem znów zakochani. Wszystko odbywało się w sposób niewymuszony. Znaliśmy się dwanaście lat. Nasz seks zawsze mnie zaskakiwał. Pragnęliśmy siebie, za każdym razem bardzo mocno, jakby nikt poza nami nie istniał. Nie myślałam o innych mężczyznach, spełniałam się przy nim. Do momentu tamtej śmierci. Coś nas zablokowało, bez naszej zgody. Wiem, że pożądanie nie trwa wiecznie, ale wychodząc za mąż, za Alonzo wiedziałam, że to związek na całe życie. Dlatego jestem w momencie, w którym muszę oczyścić aurę.
Przez kilka dni obserwowałam siebie. Głównie słuchałam tego, co słyszę w swojej głowie. Nie było w tym nic konkretnego, oprócz negowania każdej dobrej myśli. To mógł być wyłącznie stres, ale równie dobrze krasnoludki, które wykorzystały okazję, żeby się wedrzeć do mojej głowy. Coś w rodzaju podśmierdujących myśli Gburka dłubiącego w nosie i mającego wszystko gdzieś. Zauważyłam, że ta niby walka krasnoludków uruchamia się wyłącznie w tej najwyżej warstwie podświadomości. Pod nią jest zupełnie coś innego, coś czystego. Dobre myślenie. Nie da się z tym z pewnością nic zrobić, korzystając z domowych środków, typu – polecane jakże często – oczyszczanie głodówką. Robiłam to przez siedem dni. Schudłam, czułam się lepiej, ale myśli pozostały. A jak wracały, to zaczynałam znowu jeść, nie kontrolując ilości. Byłam rozdrażniona coraz bardziej. Alonzo tego nie zauważył, ale zaczęłam bać się o siebie. Im bardziej kontrolowałam myśli, tym bardziej czułam się zmęczona i ospała. Zwyczajnie brakowało mi energii. Bo nie wiedziałam, z czym walczę.