Go to commentsPrzebiśnieg (opowieść wigilijna)
Text 24 of 31 from volume: Pan da pięć biletów do nieba
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2018-09-22
Linguistic correctness
Text quality
Views1724


Modny to tutaj ostatnio temat tych skurwysynów chlających



Nie wiem, jaki jest kolor tego deszczu i jaki on jest.

Świąteczny na pewno, choć w kontekście Bożego Narodzenia, głupio to brzmi.

W zasadzie powinien być biały i wolno spadać. Zamarznięty w kryształach.

Zakrywać szarość, psie kupy na trawnikach i przynieść jakąś ulgę skołowanemu światu.

Mnie też.

A on jest na początku czarny.

Bo jest noc, więc zlewa się z barwą tego czasu.

Potem przezroczysty, kiedy spotyka się z szybą samochodu.

Taki kameleon mojej egzystencji i sam już nie wiem, jakim jestem deszczem.



Pukanie w drzwi samochodu budzi mnie z drzemki. Jedynej przyjaciółki, która zaprasza mnie w najpiękniejszy świat nieobecności.

Dobrze, że zgasiłem silnik po dogrzaniu się.

- Dokumenty proszę. – Policjant ma znudzoną minę i pewnie szlag go trafia na dyżur w wigilię. - Dlaczego pan tu śpi w samochodzie? Święta są. Ludzie zgłosili sytuację.

Oczy mam zaropiałe i trochę cuchnę. Mój dom jest dwieście metrów stąd, ale nie mam prawa wstępu.

Nawet umyć się nie mogę. Taki los kataryniarza w poście, który pomylił zapusty z czasem popiołu.

Chyba święta mi się pomyliły, choć pogoda podobna.

- Mieliśmy informację, że od kilku dni stoi w lesie samochód z przebywającą tam osobą. Pan pozwoli z nami.



Deszcz pada nieustannie. Nie umiem go rozszyfrować.

Co chcesz mi powiedzieć?

Znany mi szpital, choć wspomnienia o nim łaskoczą mój brzuch, jak motyle w czasie burdelowych wariacji.

Psychiczna perwersja i wyuzdanie. Osobowościowy pornos

- Proszę tu podpisać. Tu dmuchnąć. Tam stanąć. Dotąd przejść. Się zatrzymać...

-Piotr Winczycki?

- Tak, mogę do kibla?

Wymykam się poza teren szpitala i biegnę na rynek miasteczka.

Jest ostatni bus do K.

Super.




Długo i czujnie obserwowałem samochód. Czy gdzieś się nie czają.

Pewnie im się nie chciało.

Odpalam i przestawiam auto bardziej w głąb lasu.


`Schody do nieba`. /Dźwięk mojego telefonu./


Cholera, kto mnie znowu budzi?! Jestem wściekły, bo sen jest moją najwyższą wartością. Oszukańczy i nie przynoszący wypoczynku, ale zawsze sen. Takie małe nieistnienie.

Natrętny dźwięk dzwonka telefonu, nie pozwala się zapaść. Ta melodia „Schody do nieba”...

Szalenie symptomatyczny kawałek.

- Synu, tak się martwimy, co się z tobą dzieje. Tata prosi o opamiętanie. Da się, a przecież wiesz, że jemu można wierzyć.

- Mama?

- A kto? Nie poznajesz?

Chrząkam, aby odwlec odpowiedź. Doskonale wiem, że ona. Ale nie mam pojęcia, co mam odpowiedzieć.

Mam nieodparte wrażenie, że ona wszystko wie. Nawet dalej widzi, niż teraźniejszość.

- Mamo, będzie dobrze. Nie przejmuj się... Halo... halo... coś przerywa...

To najprostszy sposób wybrnięcia.

- Halo... synu... jesteśmy.

Z ulgą rozłączam się.

I nagle uświadamiam sobie, że obydwoje nie żyją już od dwudziestu lat.

Patrzę na telefon, gorączkowo przeglądam historię połączeń i nie ma tam nic.



Czas zamienia się w biały deszcz.

Nareszcie.

Ukryty głęboko w lesie mogę czasami wyjść i patrzeć na wirujące kłębki mojego zapomnienia.

Tu mnie jeszcze nie znaleźli, albo nie chcą znaleźć.

Nawet Morfeusz mnie opuścił i rzuca jakieś ochłapy powidoków, nie dających czegokolwiek, poza kolejnymi telefonami.

Przyjaciół i wrogów.

Sami są czasami nieświadomi swojej roli.

Klękam w białym puchu i nacieram twarz. Potem rozsuwam bluzę i doświadczam ciało, zimnem.

Pomaga na chwilę.


`Schody do nieba`.


- Dlaczego dzwonisz? Jesteś ukrytym demonem mnie samego. Nikt nie lubi własnych demonów.

- Bo Cię kocham.

Wcieram kolejną porcję śniegu.

- Chcesz mnie zabić?

- Jeśli będzie trzeba...?

Nawet widzę ten nierozumiejący uśmiech.

Chce mnie. Mojego, chorego, ja.

Nie mogę oddać tej resztki. Tylko tyle mi zostało.

Dlatego nie istniejesz, choć jesteś.

- Połączenie zakończone – mówi mechaniczny głos w słuchawce.





Ale laskę przyjęli w „Groszku”!

Wysoka, kształtna i wzbudza chęci (chuci).

Nawet pyszczycho ma ładne. Cud mniemany w pańskim Jeruzalem.

I pogadać można.

Po natarciu śniegiem, wytarciu ręcznikiem, dezodorancie „Old Spice” i jeszcze kilku sztuczkom, odważam się wyjść do ludzi, drugiego dnia świąt.

Zresztą muszę, bo..., trzeba się kontaktować z przedstawicielami swojego gatunku.

Ileż można żyć w lesie?

Dziewczę jest trochę głupie, ale nie to stanowi o istocie jej atrakcyjności.

A powinno.


`Schody do nieba`


- Dlaczego jesteś? Dlaczego to robisz? Dlaczego cierpię i tak niewiele mogę?

- Nie wiem. Nieba bym ci przychylił, a daję piekło.

- Dajesz.

Cisza w słuchawce. Zbyt długa i boję się, że jej już tam nie ma.

Że rozłączyła się i powiedziała „Dość”.

- Jesteś?

- Jestem.

Z ogromną ulgą wyłączam się.



Mam letnie opony, a tu śnieg. Szykuje się taniec pingwina na szkle, ale coś muszę zrobić.

Gdzieś jechać, coś powiedzieć, kogoś oszukać.

Najlepiej siebie.

Powiedzieć, że może będzie dobrze, że się ogarnę.

Wyjdę z tej leśnej głuszy, ominę policajów i dojadę do jakiegoś miejsca w przestrzeni i czasie.


`Schody do nieba`.


- Skrzywdziłeś nas. Mnie, dzieci i własny świat.

- Wiem, ale nie dało się inaczej go urządzić. Nie rządzę sobą i własnymi uczuciami.

One są. Przypływają jak nieuchronny prąd morza. Są niezmienne.

Otaczają mnie i mówią: Jesteś mały. Leśny ludek, który walczy o przetrwanie.

Rąbie drwa, aby wydobyć z nich trochę ciepła.

Ucieka przed władzą, a ona ma rację ze swoim prawem.

Odbiera telefony, choć nie korzysta z rad mądrzejszych.

Mówi: Mogłeś mieć wiele, a masz tylko drwa.

Spłoną.

- Ale teraz są. Teraz płynie Golfsztrom.

- Jak chcesz.



Odpaliłem maszynę.

Będzie znowu Hr.

Strasznie ciężko ją zatankować, gadając półgębkiem z pracownikiem stacji.

Kierować oddech na ścianę, trzęsąc się ze strachu, że wykona jakiś telefon.

Podobno mam farta. Kiedy widać już dno, jakaś łapka wyciąga mnie z otchłani i mówi, że jeszcze nie czas.

Zobaczymy.

Na razie trzeba ci dużo świątecznego śniegu, Piotrze.


  Contents of volume
Comments (18)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Jak do tej pory to jedno z Twoich najlepszych!

Jak w ocenach, szkoda że nie można dać więc gwiazdek...
avatar
Czytając, czułem deszcz na twarzy. (tylko po co, obrażać nasze matki "skurwysynów chla...")
avatar
Dołączam do wznoszacych okrzyki zachwytu. Brawo, tatko.
Donosnym głosem dolaczasz do publixowej dyskusji o alkoholizmie.
Angelika ma w tej materii smutne doświadczenia. Michalszka wie.
avatar
Dzięks.
Hr. to małe miasteczko powiatowe z dużym szpitalem.
Ten głos w dyskusji to wskazanie, że te skurwysyny chlające też są ludźmi myślącymi i czującymi.
Tylko chorymi.
A jak ktoś nie odróżnia pijaka od alkoholika, to nie powinien w ogóle zabierać głosu w sprawie.
avatar
Angelika całe życie ma do czynienia z alkoholikami. Pijacy to osoby spod budki z piwem, tez chorzy ludzie. Tylko inny styl bycia. Moja rodzina nie przewalala się pod budkami ale była zalkoholizowana w pieleszach domowych. Nikt nie wiedział co Angela miała w domu. Szanowni ludzie na stanowiskach a w domu syf. Straszne rzeczy odbijajace się na psychice. Moja siostra i dwóch braci też poszli w cug. Tylko ja się trzymam.
avatar
Ludzie powtarzają za innymi. Często bezmyślnie, bez zagłębiania w problem. Czasem trzeba kogoś poznać żeby zrozumieć ten ból. I czasem się spotyka.

Dziękuję.
avatar
No właśnie. Tak jak pani Toya powiedziała "jak się czasem spotyka". Wtedy inaczej sie patrzy, co nie? A jak ma sie codziennie zachlane gęby dookoła to już nie ma takiej miękkiej litości współczucia czy coś. Przepraszam ale zaczynam się znów denerwować. To strasznie boli mię.
avatar
Nie zamierzam tu wszynać dyskusji.
Tekst mówi sam za siebie i za problem.
I jego treść jest właśnie emocjonalnym opisem sprawy.
Nie esejem, czy reportażem.
Dzięx.
avatar
Przepraszam. Nie chciałam przyczynkiem do awantur się stać, przyczynić. Czy mogę do Pana mówić "tato" jak kiedyś?
avatar
Relexio...
avatar
Nie chce targac nikogo. Proszę mnie nie prowokować pani Królowo.
avatar
*miało być, Reflexio:)
avatar
Panie puszczyku proszę o odpowiedź czy mogę nadal tytułowac Pana tatusiem? Bardzo mi to pomaga. Proszę...
avatar
Puszczyk pozostanie już puszczykiem.
Nie ja zasrałem piaskownicę, a dobrze wiesz, że ja pamiętam i nie darowuję zniewag.
Nie jestem Twoim przyjacielem z Lęborka.
avatar
he he... Angela wszędzia ma przyjaciół ale w lęborku akurat nie
Panie puszczyku ja naprawdę naprawdę bardzo bardzo przepraszam że brzydko panu skomęciłam jak byłam tutej wcześniej. Pani psycholog mówi że mam wysoki poziom afektu czy coś. Szybko się ekscytuję i nie kontroluje sie wtedy. Ale ja pana naprawdę bardzo bardzo lubię panie puszczyku. Proszę dać mi szansę. Jestem tylko biednym chorym dzieckiem...
avatar
Nie mam pojęcia, dlaczego wycięto mój koment. (((:
avatar
Pozamiatane.
I skończ już rżnąć głupa, Juliet i wyjdź spod tego tekstu.
avatar
panie puszczyku czemu mię pan wyzywa? Ja do pana grzecznie odzywam sie i pokornie proszę, a pan mi przykrość sprawia. Nieładnie do chorego dziecka tak mówić panie puszczyku.
© 2010-2016 by Creative Media