Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2018-10-02 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1746 |
Najpierw przychodzę na świat, a potem świat przychodzi do mnie. Buduje mój dom i popełnia błąd architektoniczny, projektując za dużo wejść, a za mało wyjść. Więc wpycha się ten real na potęgę, a ja nie mam drogi ucieczki. Wywalam w murze wyjście ewakuacyjne, naruszam konstrukcję i wszystko się wali.
Jak u mojego kolegi Syska.
Takie myśli towarzyszą Piotrowi Winczyckiemu, kiedy przypala kolejnego papierosa. Jest środek nocy (czwarta), o szyby podzwania jesienny deszcz Staffa (kolejny październik).
Piję kawę, chce mi się do kibla, który jest ciągle zajęty, myślę o Magdzie, i jest do dupy – wzdycha cicho.
Bo to życie trudno nazwać mądrym i udanym, kiedy w wieku pięćdziesięciu dwóch lat siedzę w hotelu robotniczym w Poznaniu, czekając na kolejną zmianę w celu wykonywania czynności, które spokojnie może wykonywać małpa za banana. Piszę wiersze i rozmawiam o stosunkowaniu się z równie mądrymi panienkami, kątem oka zerkając w „Historię filozofii” Legowicza.
Mam trzy fakultety i wciąż nie mogę zaliczyć czwartego. Życia. Oblewam ciągle analizę zagadnień Tatarkiewicza „O szczęściu”, zwiewnie jak panienka z okienka w wieku trolejbusowym, przemykając między jego czterema wartościami.
To jest jednak do dupy.
Czas to głupie bydlę
szczególnie o czwartej nad ranem,
kiedy poluję na niego z
kawą i papierosem.
Rozpręża się w cieple trzeszcząc żebrami
ukochany kaloryfer, czyli
cud pański
w Jeruzalem.
Anno Domini teraźniejszości.
Plusowa temperatura i woda
gorąca
święcona z kranu.
Stairway to heaven
podśpiewuję ochryple końcówką gardła.
Będzie dobrze.
Highway to hell
odpowiada z dołu Bon Scott
To najnowsze dzieło Piotrusia spisane na rolce papieru toaletowego, po tym jak udało mu się w końcu trafić na wolny water closed. Świątynia dumania, pogłębionej psychoanalizy i pokój środowisk twórczych w jednym.
Po opuszczeniu spodni, z kieszeni kombinezonu roboczego wypadł długopis, więc grzechem by było nie wykorzystać tak pomyślnego splotu okoliczności.
Natura czy ludzie są przyczyną mojego kanału? Winne jest uszkodzenie płodu w okresie prenatalnym czy wychowanie poszło nie tak? A może to kompilacja obu zjawisk?
Kiedy natłok wydarzeń i myśli niekorzystnych przekracza barierę dźwięku, Piotrek pije. Budzi się w nim przedziwna hybryda zamieszkała w mózgu. Stwór będący połączeniem osy morskiej, tajpana, wałęsaka brazylijskiego i szkaradnicy. Nagle ból ukąszenia i neurotoksyna zatrzymuje wielowymiarową pracę synaps, pozostawiając tylko ścieżkę. Właściwie nie jest to ścieżka, tylko teoretycznie piękna autostrada wiodąca od szczytu Beachy Head w dramatycznie zamgloną tajemnicę. I choć wszyscy wiedzą, co jest na końcu tej drogi, liczą na własną wyjątkowość i uśmiech Boga. Że osiągną tą podróżą coś, co nie było im dane w życiu.
Droga kończy się zawsze tak samo: na dole postrzępionymi kredowymi skałami Beachy Head i szumem, chichoczących z naiwniaków, fal kanału La Manche.
Bóg się nie uśmiecha.
Ale Piotr nie kończy jeszcze upadkiem przerywającym kręgosłup i ukazującym światu zeżarte alkoholem flaki. Po raz kolejny dopełza w bólach do szpitala, gdzie wraca do normy. Ale jego życie, nie.
Jad wypełniający go posiada również właściwości liściołaza żółtego. To znaczy zatruwa przez dotyk, o czym przekonało się kilka kobiet. Wprawdzie żyją, ale bywały towarzysko również na krawędzi tej skały.
Ukochanym miejscu Piotra.
Co ja robię nie tak? Kochałem je i krzywdziłem. Gdyby moje życie przypominało epizod z czterdziestu dni Chrystusa na pustyni, byłoby dobrze. Tylko ja i mój szatan. Ale tak nie jest. Otaczają mnie setki ludzi. Niektórzy mnie lubią, niektórzy kochają, część nie trawi, a dla większości jestem obojętny. Może to i dobrze, bo świat niekoniecznie jest zainteresowany moim przypadkiem. Mam pracować, płacić, wydalać, uczestniczyć ogólnie i szczególnie oraz umrzeć odpowiednio wcześnie, aby uradować ZUS.
I może jeszcze parę osób.
Część towarzystwa jeszcze śpi, część szykuje się już do wyjazdu na pierwszą zmianę, czyli rozpoczyna się ruch codzienny w największym szpitalu dla wariatów – świecie.
Większość chodzi zarośnięta i niedomyta, na okrągło w roboczych ciuchach (Po co zmieniać? Rano i tak trzeba znowu je wkładać), beka, pierdzi i drapie się po jajach.
Niektórzy mają jeszcze normalne odruchy porannej toalety, czystych majtek i skarpetek czy ścielenia łóżka.
Ogólnie da się żyć. To prości ludzie z prostymi zasadami. Jedzenie, praca, spanie, picie – oto kwintesencja ich doświadczania świata. Twardzi dla siebie i innych, bez zbędnego bagażu przemyśleń, wiedzy i wątpliwości. Kochają żony i dzieci, ścibolą pilnie kasę na nowy samochód czy studia dziecka, i dobrze im z tymi prostymi celami.
To Piotr ma problem. Ze sobą i z przystosowaniem. Gra w ich grę pod nazwą „Życie na gorąco”, gada o pierdołach i nowym kierowniku-kutasie, klnie i robi tę małpią robotę.
No właśnie – gra. Nie jest jej składową.
– Boże, walnąłbym teraz ze dwieście gram. – Patrzy na krzątających się kumpli. – Poczułbym w sobie miłe ciepło rozlewające się w żołądku, a po chwili płynący stamtąd optymizm i nadzieję. To, czego tak bardzo mi brak, a co przynosi ten cudowny płyn. I jak wszystko w życiu, wystawia mi potem rachunek za usługę pod nazwą „chwila dla ciebie”. Ortodoks pieprzony, nawet na Vacie przekręcić się nie daje!
Nie wolno. Nie możesz. Nie powinieneś.
Łyka więc dwie tabletki cudownego specyfiku, który ma pomóc na ból egzystencji. Żyje cały czas nadzieją, że genialna w swym pędzie do postępu cywilizacyjnego ludzkość wynalazła wreszcie chemiczny substytut ukojenia, nie zabijający powoli i boleśnie.
Bo na co może jeszcze liczyć?
Czasami stara się myśleć. I oceniać. Bolesny to proces i kompletnie niepotrzebny w jego życiu. Bo chłop jest pełen szlachetnych intencji, uzbrojony w poprawną moralność i właściwe poglądy. Niby niegłupi, wykształcony, a skrzywdził siebie i parę osób z otoczenia.
Więc wraca myślami do tych kilku porażonych jadem kobiet, które wykąpały się w jeziorze własnych łez. Do dzieci przyglądających się z zaciekawieniem ojcu jak egzotycznemu okazowi w zoo.
Nigdzie się już nie śpieszy, niewiele oczekuje i kończą mu się rezerwy marzeń, które są jak polski węgiel – drogi, trudno dostępny, nieekonomiczny, i coraz go mniej.
Fatalna narośl w krtani czeka na diagnozę. Przy takim życiu, jakie zaliczył, nie spodziewa się uśmiechniętych twarzy medyków. Raczej gorączkowego ruchu rodziny na rynku nieruchomości cmentarnych.
Jego psychika zawsze była przedmiotem troski najbliższego otoczenia i lekarzy. Miewał przedziwne wizje, odloty na granicy psychotycznych stanów narkotycznych, zdiagnozowane depresje, dziesiątki pobytów w szpitalach, trwały alkoholizm, zaburzenia osobowości. Marnował z upodobaniem talenty, którymi go obdarzono…, no, po prostu piękna karta chorobowa brakującego ogniwa w teorii Darwina. Ciekawy przypadek do klinicznych badań nad alienacją, grą pozorów oraz studium uzależnień.
Alkohol był obecny w jego życiu od najmłodszych lat. Jak podnoszący się poziom oceanu, podchodził falami podstępnie pod brzeg i zalewał stopniowo wyspę Piotra.
Dziwnym trafem jego przyjaciół też.
Ładnie się dobrali.
Ponieważ nie spotkał dotąd medyka z ambicjami naukowymi i chęcią publikacji badań, to pozostanie tylko po nim coraz bardziej wypłowiała szara koperta z historią choroby, spoczywająca w jakimś archiwum za metalowymi drzwiami.
Aż zeżrą ją szczury.
ratings: perfect / excellent
Kiedyś wymyśliłam taką teorię, że na depresję nie chorują ludzie głębokiej wiary. I chyba coś w tym jest, bo mam wrażenie, że depresja to beznadziejne poszukiwanie siebie zamiast szukania Boga.
Profesor Kołakowski (ateista i jeden z moich autorytetów), ale ceniący chrześcijańskie wartości kiedyś powiedział:
Kołakowski powtarza z przekonaniem za Dostojewskim, że „jeśli Boga nie ma, wszystko wolno”. I dodaje: „Aby coś było prawdziwe, musi istnieć podmiot nieomylny. Ten podmiot musi być też wszechwiedzący; podmiot, który posiadając wiedzę fragmentaryczną, cieszyłby się w jej granicach doskonałą pewnością, jest nie do pojęcia. Żadna bowiem prawda częściowa nie może nieść doskonałej pewności, jeśli nie odwołuje się do całej prawdy”. To był głos człowieka, który uważał, że pytanie o Boga i prawdę ostateczną nie jest zabobonem, tylko zadaniem rozumu.
.
Też nie chciałbym go spotkać. :)
ratings: perfect / excellent
Na wielokrotnie przez niego ponawiane pytanie, co jest z nim nie tak, odpowiedź jest jedna: co?? brak szacunku dla kobiet i brak szacunku dla ludzi. Nie będziesz się chyba szmacił w obecności tych, których podziwiasz i darzysz szacunkiem.
Głęboko prawdziwy i bez cienia histerii, świetny portret psychologiczny Kowalskiego - jednego z nas
Rezerwa do w/w jest zrozumiała, jeśli się pamięta "Album" i "Kołonotatnik".
Szczególnie jego końcówkę.
Ale tu nie ma żadnego braku szacunku.
Piotr jest po prostu pokłosiem własnego życiorysu na który (szczególnie jako dziecko i młodzieniec, nie miał specjalnie wpływu).
Kobiety i ludzi dobierał sobie raczej dobrze (Poza "Mistrzem i Małgorzatą") i psuł każdą relację.
Błąd nie tkwił w pogardzie.
Błąd tkwił w chorobie, z której tu idiotyzm z chamstwem sobie zakpili.
Jak wiadomo, charakter człowieka kształtuje się w pierwszych latach życia.
To dla Piotra nie był łatwy okres.
Nie zdarzyło się na żadnym portalu, aby w ten sposób oceniano qnia, bo to były literackie portale z ludźmi na poziomie.
Z chorób użytkowników się nie kpi.
Ocenia się tekst i ew. pisze o ogólnych refleksjach.
Można być złośliwym (a ja to umiem), ale nigdy nie pisałem o kuternogach do osoby bez nogi, czy nie kpiłem z łażącego tyłem raka, wobec osób z nowotworem.
Dzięki.
...co w konsekwencji rodzi jego postawę właśnie pogardy - i tutaj dzięki wielkie za to właśnie słowo/klucz - pogardy dla kobiet i wszystkich innych. Czym jak nie wyrazem pogardy jest agresja słowna wobec drugiego człowieka, bicie, gwałcenie, życie kosztem kobiety, kosztem własnej rodziny i kosztem dzieci?
Alkoholicy nie szanują drugiego człowieka, traktując wszystkich wyłącznie przedmiotowo. Są LEPSI, tym samym skazując siebie na uwiąd wszelkich socjalnych więzi - i pozgonną samotność
Moja matka umierała na raka i była bardzo upierdliwa i uciążliwa.
Wobec mnie, siostry i wnuków.
To była tak uciążliwa dla rodziny?
Oczywiście z tą akurat chorobą można sobie poradzić.
Tylko dlaczego radzi sobie z nią ok. 3 procent chorych?
Przecież nikt nie chce być chory.
Klęską społeczeństwa jest myślenie, że chory to lubi.
Nie lubi.
Męczy się.
Męczy przy okazji innych, jak moja matka.
Szkoda, że tak mała jest świadomość rozumienia uzależnień.
Czym ono jest naprawdę.
Czym jest zakodowany imperatyw.
W epicentrum fabuły TUTAJ w omawianym opowiadaniu to nie umierająca matka jest bohaterką narracji a wieloletni alkoholik - czyli, mówiąc wprost, pacjent psychiatryczny chorobie swojej zaprzeczający i odmawiający wszelkiej kuracji. Powtarzam: u źródeł tej choroby leży pogarda - jeszcze raz dziękuję za to słowo - pogarda dla wszystkiego, co nie jest flaszką.
Z uzależnień wychodzą ci - i tylko ci - co jakimś niepojętym cudem zaczynają rozumieć, że nie są ani lepsi, ani gorsi od nikogo.
Wypijasz piąte piwo z przyjaciółmi i wypalasz dziesiątego papierosa.
I nie wiesz, czy to piąte piwo i dziesiąty papieros już stworzyły w tobie nałogi.
O tym przekonasz się następne dnia, ale już będziesz uzależniona.
Oczywiście wierzę, że nie wypiłaś pięciu piw i nie wypaliłaś dziesięciu papierosów.
Odsyłałem do wcześniejszych opek, bo tam jest wyjaśnienie mechanizmów postępowania Piotra.
A Piotr akurat czuje się gorszy, niż inni.
Zazdrości im, że są wolni.
A mimo wszystko brnie.
Tego mechanizmu auto-destrukcji niekontrolowanej nie rozumiesz.
Bierzesz sprawę na rozum, a to błąd w rozumowaniu.
Tu nie ma rozumu.
Tu są mechanizmy ze skłonnością.
Ja tylko walczę ze stereotypami i ciasnym oglądem sprawy.
Myleniem pijaka z alkoholikiem.
Piotr świetnie wie, co i dlaczego mu szkodzi.
Co zrujnowało mu życie.
Doskonale to widać w tekstach, choć celowo je wrzucam bez ciągłości.
Muss denken.
Ty tworzysz kategorię intelektualną, a to fatalna pomyłka.
Rak (nad którym się tak rozczulasz), też nie jest kategorią intelektualną.
Jest chorobą.
I tyle.
Idąc tropem Twojego rozumowania, Piotra należy rozstrzelać.
Jest upierdliwy dla rodziny i obciążą kochaną Służbę Zdrowia i społeczeństwo.
Skądś znam z historii takie kryteria.
Zamykam tę dyskusję, bo nie ona jest tutaj a propos. Co sądzę o walorach "Kosmicznego stanu..." napisałam w 1. swoim komentarzu
To pewnie kwestia osobistych doświadczeń.
Takich, czy innych, bo w tej "branży" doświadczenia są różne.
Jeszcze raz dzięki za obecność i dyskusję (ogólną, a nie szczególną :))
a charakteropatia alkoholowa to fakt. medycznie potwierdzony i wpisany do listy objawów klasyfikacji ICD-10 w kategorii F10.2.
o charakteropatii alkoholowej pisałam w swem felietonie "Alkoholik - kto to i z czem sie je". zapraszam do lektury
Zanim przeczytałam komentarz Emilli o Jej mężu chciałam napisać, że nie możesz wymagać np, od kobiety, która przeżyła piekło z alkoholikiem, że będzie ją stać na empatię, zrozumienie takiej postaci jak Piotr.
Pierwszym opowiadaniem, które prawidłowo wprowadziłoby czytelników w cykl "Pan da pięć biletów..." powinno być "Wgilia cz2., czyli opowieść w trzech odsłonach", w którym doskonale pokazałeś, że prawda i opinie są jak d..., każdy ma swoją i w dodatku zależy od punktu siedzenia.
Nie mam doświadczeń z alkoholikami, ten świat jest dla mnie jak kosmos. Może dlatego mam jakąś sympatię i próbę zrozumienia dla Twojego bohatera. Próbuję zrozumieć motywy i przyczynę jego zachowań. Ale po tym opowiadaniu wiem, że już nic nie wiem. W każdym razie, nie zrozumie auto-destrukcji nikt, kto tego nie doświadczył. Podobnie z nałogami. Dlatego nie będę udawać, że rozumiem.
Cholernie trudny, kontrowersyjny, ale i bardzo delikatny temat, bo drążący wnętrze człowieka.
A co można powiedzieć o wnętrzu drugiego człowieka? Nic. Możemy tylko oceniać jego zachowanie, a i tak powinniśmy mieć świadomość, że to nie będzie prawda tylko powierzchowne obserwacje.
.
Charakteropatia jest niewątpliwie połączona z każdym nałogiem.
Trzeba tylko umieć rozpoznać indywidualne jej cechy, podług indywidualności uzależnionego.
Pisanie prac ogólnych zalecam na portale trochę innego typu.
Może to była inwokacja do pracy doktorskiej? :)))
Dla Qnia?:)))
Jesteśmy jak lodowisko, a czasami ludzie nie umieją jeździć na łyżwach.
Jako dzieciak bardzo się starałem nauczyć.
Na AWF-e musiałem łyżwy zaliczyć.
Upadki i posiedzenia na lodzie okupiłem 23 wrzodami.
Dwa były chirurgicznie przecinane, bo szło już ogólne zakażenie.
Blizn raczej nie zobaczysz :)))
ja akurat mam duże doświadczenia w temacje holizmow wszelkich a alkoholizmu szczególnie i nikt mię nie wmowi że czarne jest bjale.
Pozdrawiam.
I teraz, mam napisać: jak to możliwe?! Nie umieć jeździć na łyżwach?! Przecież to bułka z masłem...
Ale Ty pewnie masz inne talenty, których ja nie ogarniam i też mógłbyś powiedzieć: jak to możliwe?! Nie umieć np. grać na gitarze?! Przecież to bułka z masłem...
Gdzieś kiedyś usłyszałam, albo przeczytałam już nie pamiętam, że alkoholikowi trzeba pozwolić sięgnąć dna. I albo się od niego odbije (bo jakby nie patrzeć to jakiś grunt) i wyjdzie z nałogu, albo się skończy na tym dnie.
.
to żadna tajemnica. Prawie dokładnie za miesiąc będę miała 59 lat. Jak widzisz, trochę już tego życia mam za sobą, więc może łatwiej mi oceniać różne sytuacje. Jednak łatwiej wcale nie znaczy, że prawidłowo. Poza tym, tylko krowa nie zmienia poglądów, a człowiek powinien uczyć się całe życie, nawet mając 90 lat :) Ciągle spotykamy nowych ludzi i mamy nowe doświadczenia.
.
Dla niektórych utrata pracy, dla niektórych, śmietnik.
Dajmy spokój biednym alkoholikom, którzy nie wiedzą, jaką krzywdę robią innym.
Sobie też.
A ja przekładankę i tak umiem na lewą stronę, bom mańkut :)))
Trza uciekać spod ostrza :)))
Ja tam zbieram sobie doświadczenia w pracy. Jestem opiekunką osób starszych i tak jakoś wyszło, że jako jedyna tak młoda (pojęcie względne) opiekunka, pracuję z tzw. marginesem społecznym w najgorszej dzielnicy, gdzie nawet Policja woli nie zaglądać. Co się napatrzę, to moje. Co zrozumiem... tym bardziej.
Pozdrawiam, Toya.
Niemniej przydałaby się chociaż tam kwatera na trochę :)
Skądżeś się tu znalazła, młoda niewiasto?
Mirosława masakrują kulturalni i dow(cipni), a Ty tutaj? :)(:
Wypadłam sroce spod ogona. I też bywam kulturalna i dowcipna. Tylko tochę inaczej.
:D
Taka sama, jak w każdym mieście, bo i czym się mają różnić tacy ludzie?
Niczym się nie różni.
Mój Boże, 5 milionów...
Z rodzinami to 20 milionów.
Nas jest 38 milionów.
Z dziećmi i starcami.
Nawalony, lub w DDA ten naród co do każdego dorosłego... (((:
Pijesz?
Ile w nas "ludzia" mogą pokazać (prawdopodobnie) tylko ekstremalne sytuacje. Nikomu, w tym sobie, nie życzyłabym dylematu w takiej np. sytuacji:
tonie degenerat, upodlony do granic możliwości i nasz ukochany pies. Mamy tylko jedną szansę i musimy wybierać: ratować degenerata, czy ukochanego psa? Nie wiem, jak bym się zachowała. Oczywiście mówić, że człowiek, choćby i degenerat miałby pierwszeństwo, jest bardzo łatwo, ale zrobić... hmm.
.
Ale kto tu jeszcze ma inne schorzenia, jak pięć milionów wali gorzałę?
Twoje opowieści i wrażenia pamiętam.
Chorobę alkoholową równie dobrze można wrzucić do segregatora z naklejką „przewlekłe samobójstwo” i taka klasyfikacja ma podobną wartość, jak każda inna, poza kłopotliwym dostrzeżeniem, że dotyka ludzi bardziej wrażliwych niż inni. Takich, u których zbroja za cienka. Według AA alkoholikiem jest już ktoś, kto tylko raz w życiu się upił i film mu się urwał. Można i tak. Proponowana alternatywa to torturowanie siebie i otoczenia radosnymi nowinami o tym, że Kowalski(a) nie pije, dajmy na to, 521 dni, 13 godzin i 55 minut, odliczając publicznie kolejne. Uzależnienie od picia przeszło w uzależnienie od niepicia, dla otoczenia tak samo nie do zniesienia.
Kilkaset metrów od mojego bloku mieści się osiedlowa przychodnia i przytulony do niej ośrodek leczenia uzależnień. Zasłynęła w nim doktorantka, której powiodło się uświadomić kilku pacjentom, że już sięgnęli dna. Zabieg za każdym razem ten sam, wbicie do głowy, że wszystko, dosłownie wszystko, co ktoś osiągnął, lub przeżył jest nic nie warte, jeśli towarzyszył temu alkohol. Efekt - kilka zgonów, ale to przecież tylko alkoholicy, za to obroniony doktorat.
A ileż dobrego przynosi światu menel, który leży zaszczany pod płotem.
Zobacz dziecko, jaki zły pan i śmierdzi. Nie to, co twój tatuś. Mówią jest skurwysynem, ale nie pije i można go wziąć do teściowej na obiad.
Nie ma co więcej. Pozdrawiam,
To tylko źli ludzie.
Rozstrzelać.
Reszta jest dobra.