Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2018-10-07 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1741 |
Zbieram popiół, przesypuje się przez palce. Drętwieją. Każda drobina ma w sobie nieistniejącą `duszę`
deszczowego potu, zachodzącego i wschodzącego słońca.
Przypomina coś, co powstało ze źródlanej wody, ale nie sposób obmyć tym oczu.
W nich przesuwają się promienie, z których powstaje noc po niekończącej się nocy.
Pali jak diabli, jakbym wydziargała sobie nowy tatuaż, aby odrodzić się jako niewielki fragment powieści.
W niej moje imię jest zakazane. Powiem więcej - zwinięte w kulkę i rzucone w przestrzeń.
Choć pozornie nie jest to możliwe, zatrzymuję się, nie potrafię czytać z zamkniętymi oczami, a tym bardziej
wejść w książkę napisaną na folii bąbelkowej.
Może wystarczyłoby wbić w nią igłę i rozsypią się literki, tylko po to, by napisać alfabetem Braille’a ( ?)
Jaki jest sens w powielaniu czegoś, co dawno już weszło w toksyczną reakcję?
Boję się, kulę w ciemnościach. Odnoszę wrażenie, że mój świat spala się, jak te liście,
które drżały na wietrze, a zachodzące w nich mutacje żyją i chcą zawładnąć resztkami świadomości.
ratings: perfect / excellent