Author | |
Genre | poetry |
Form | poem / poetic tale |
Date added | 2018-10-28 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1115 |
W dawnych czasach, gdy zimy były śnieżne jeszcze,
A w drodze do szkoły miotały nami dreszcze,
Miałem z kolegami różnorakie pomysły.
Jazda kuligiem rozpalała moje zmysły.
Było to chyba moje największe marzenie,
Aż w końcu przyszła szansa na jego spełnienie.
W mej okolicy zakończono remont torów.
Oczyszczono trasę z dziur, a także i z drągów.
Napadało naprawdę bardzo dużo śniegu.
Większość kierowców ruszała z drugiego biegu.
Tory pokryła równomierna warstwa puchu.
Na myśl o kuligu już cieszyłem się w duchu.
Planowałem za pomocą sznura od sanek,
Zahaczyć tramwaj, gdy obsługuje przystanek,
A następnie wsiąść na sanki wraz z kumplem Sławkiem
Oraz zacząć jechać za tramwajem ukradkiem.
Po lekcjach szybko pobiegliśmy po me sanki,
A potem rozważaliśmy różne przystanki.
W końcu przyszliśmy na pewien blisko zajezdni.
Był też blisko kościoła, wsiadali tam wierni.
Poczekaliśmy aż przyjedzie pierwszy tramwaj.
Wysiadły zakonnice oraz jakiś mazgaj.
Szybko sanki za tramwajem zaczepiliśmy
I zanim pojazd ruszył na nich usiedliśmy.
Maszyna zaczęła się powoli rozpędzać,
A my w radości i frajdzie rękoma wierzgać.
Chwilę później do zajezdni się zbliżyliśmy.
Jeszcze przez jeden moment głośno się śmialiśmy,
Aż nagle tramwaj do zajezdni zaczął skręcać.
Nasze sanki zaczęły się wtedy przechylać.
Ściągało nas prosto na tor naprzeciwległy.
Rzuciłem okiem tam, skąd tory na wprost biegły
I ujrzałem tramwaj pędzący z naprzeciwka!
Moja reakcja musiała być bardzo szybka.
Puściłem Sławka i na ziemię zeskoczyłem.
Parę sekund później straszliwą rzecz ujrzałem.
Tramwaj z głośnym piskiem roztrzaskał sanki stare.
Dotarło do mnie wtedy, że poniosę karę.
Sławek leżał nieruchomo w pobliżu torów.
Usłyszałem krzyki zmartwionych pasażerów.
Podbiegłem do Sławka na równi z tramwajarzem.
Cudem chłopak nie odniósł poważnych obrażeń.
Był jednak ogólnie dość mocno potłuczony
I całym tym wypadkiem bardzo wystraszony.
Wnet zjawiła się milicja oraz ambulans.
Ciekawe, czy w gazecie będzie o nas niuans.
Niechętnie podałem milicji swe namiary.
Wiedziałem, że czekają mnie solidne szmary.
Milicjant odwiózł mnie swoim radiowozem.
Ojciec nie odezwał się do mnie ani słowem.
Rozmowa mnie czekała – acz z pasem i kablem.
Taka odbywała się jednostronnym tonem.
Ojciec kazał mi ściągnąć spodnie oraz majtki.
Zamiast tego wolałem, jak grał ze mną w statki.
Położyłem się na fotelu i wypiąłem.
Ojciec zaczął mnie lać pasem wodą zwilżonym.
Wpierw pośladki niezmiernie piekły i szczypały.
Później, nim zasnąłem, przyjemnie pulsowały.
Nazajutrz, obolały, zeznania składałem.
Z mym kumplem Sławkiem w szpitalu się spotkałem.
Zwierzyłem mu się z bicia jakie otrzymałem,
Że po tym wszystkim cielesnych uciech szukałem.
Czekała nas za katastrofę jeszcze grzywna,
Choć wszystkiemu winna źle ustawiona szyna!”
Dlatego tramwaj skręcił nagle na zajezdnię.
Czekało nas w tej sprawie długie dochodzenie.
Jaki więc będzie tejże opowieści morał?
Uważaj co robisz, żebyś się nie zaorał.