Go to commentsWychodek
Text 9 of 12 from volume: 2018
Author
Genrepoetry
Formpoem / poetic tale
Date added2018-10-30
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views1202

Gdańsk-Brzeźno, 1975 r.


Zdarzyło się to, kiedy miałem lat trzynaście,

Natomiast mój przyjaciel Tomek miał czternaście.

Rodzice wysłali nas razem na kolonie.

Mieliśmy ten sam pokój w dużym pawilonie.

W połowie wyjazdu przyjechał turnus dziewczyn.

Specjalnie więc pozbywaliśmy się pajęczyn.


Po wspólnym plażowaniu Tomek stał się dziwny.

Wydawał się być zupełnie rozkojarzony,

A raz w środku nocy, kiedy się obudziłem,

Rytmiczne stuki i sapanie usłyszałem.

W blasku księżyca ruszała się jego kołdra,

Zupełnie jakby tuż pod nią skakała kobra.

Drażniło mnie to, ale musiałem wytrzymać.

Niewdzięcznie byłoby z mojej strony narzekać,

Skoro rodzice ten wyjazd ufundowali.

Gorsze sytuacje z pewnością wytrzymali.


Parę dni później odbyło się grillowanie.

Miała być dyskoteka i wspólne śpiewanie.

Krótko po obiedzie gdzieś zgubiłem Tomka.

Nie mogąc go znaleźć poszedłem do wychodka.

Były tam cztery ustępy ze wspólnym szambem.

Przepuściłem w kolejce parę dziewczyn przodem.

Dziewczyny wychodziły z wychodków zmieszane.

Wydawały się być czymś zaniepokojone.

Jedna powiedziała, że coś jest pod deskami.

A to coś miało później śnić mi się latami.

Poprosiły mnie bym sprawdził, czy coś jest w środku.

Niechętnie wszedłem i zamknąłem się w wychodku.

Z początku przez dłuższą chwilę nasłuchiwałem,

A potem całkiem normalnie się wysikałem.

Wtedy właśnie usłyszałem jak coś się rusza.

Przestraszyła się wtedy bardzo moja dusza.

Czym prędzej nawiedzony kibel opuściłem

I, że musiał wleźć tam dzik, wszystkim oznajmiłem.

Dziewczyny poleciały po starszych chłopaków.

Po chwili zjawiła się gromada pędraków.

Dwóch z nich, w rękawicach, zaczęło ściągać deski.

Ukazał się jakiś chłopak w stroju niebieskim!

Krótką chwilę chłopaki się z nim szamotali,

Aż w końcu siłą go znad szamba wyciągnęli.

Intruzem okazał się być mój kumpel Tomek!

By podglądać, uczynił se z wychodka domek.

Dziewczyny z piskiem rozbiegły się przestraszone.

Oczy Tomka wydawały się zaskoczone.

Umazany gównami, z siusiakiem na wierzchu,

Trząsł się zapłakany w świetle wczesnego zmierzchu.

Część chłopaków na ziemi boki zrywało,

A kilku innych z obrzydzeniem się patrzyło.

Po chwili przybiegł do nas kierownik obozu

I nakazał Tomkowi umycie się w morzu.

Pan wychowawca przez chwilę nad czymś główkował.

Poszedł oraz do rodziców telefonował.

Gdy Tomek wrócił, rzeczy miał już spakowane.

Jego bezsilne oczy zwróciły się do mnie:

„Co ja mam zrobić?! Pomóż! Pójdę do wariatów!”


I poszedł, nie uniknął też elektrowstrząsów.

Psychiatrzy zalecili chemiczną kastrację.

Obserwowano nieustanną masturbację.

Mój kontakt z Tomaszem naturalnie się urwał.

Nikt z tym chłopakiem stosunków nie utrzymywał.

Czasem na osiedlu widzieć się go zdarzyło,

Acz zawsze, któreś z rodziców towarzyszyło.

W krótkim czasie stał się zarośnięty i gruby.

Nadal interesowały go tylko dupy.

W końcu doszło do gwałtu brutalnego

I Tomek trafił do zakładu zamkniętego.


Nie raz byłem jeszcze uczestnikiem kolonii.

Ciekawy zatem będzie finał tej historii.

To, czy czyn Tomka był naprawdę obrzydliwy,

Zdaje się być jedynie kwestią perspektywy…


  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media