Author | |
Genre | common life |
Form | article / essay |
Date added | 2018-12-03 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1866 |
Zachcianki i kaprysy
Nie wiem dlaczego tak się utarło, że zachcianki i kaprysy to domena kobiet w ciąży, ewentualnie różnych gwiazd i gwiazdeczek. To znaczy co, zwykłym śmiertelnikom mieć je nie uchodzi? W przypadku zwykłego śmiertelnika przybierają one wydźwięk pejoratywny? Oczywiście, że nie. Każdy z nas ma czasem nieodpartą ochotę np. na zjedzenie czegoś konkretnego. Jakichś słodyczy: czekoladkę, lub porcyjkę lodów. Albo czegoś kwaśnego: ogórka kiszonego, czy też kiszoną kapustę. I nie ma zmiłuj! Ochota działa jak mus. I tak długo nas męczy, że wreszcie szukamy możliwości jej zaspokojenia. I bardzo dobrze! Nie zdrowo jest ją tłumić, bo to źle działa na psychikę.
Gdzieś kiedyś czytałam, że naukowcy (bodajże australijscy) uważają, iż tłumienie zachcianek może mieć tragiczne konsekwencje. Począwszy od krótkotrwałych zaników pamięci, po wypadki samochodowe. Niepohamowany apetyt na pewne artykuły żywnościowe sprawia, że w naszym mózgu pojawia się obraz konkretnego dania. Myśl o nim powraca niczym bumerang, powodując brak koncentracji na wykonywanych zadaniach. I choć uleganie zachciankom nie jest dobre dla naszej talii, to zdecydowanie poprawia pracę mózgu, który po zaspokojeniu głodu, może skupić się na innych czynnościach. Tym pulchnym, albo przewrażliwionym na punkcie swojej talii, niektórzy lekarze zalecają metodę oszukiwania mózgu, polegającą na „wypełnieniu” mózgu konkurencyjnym obrazem, na przykład pięknym krajobrazem. Może to i dobry pomysł, ale jego realizacja jednak zbyt trudna. Zachcianki, to nie kaprysy, to wielki głód. Głód na coś konkretnego do jedzenia, nie oglądania. I jak tu do diabła, będąc głodnym, zmusić swoją wyobraźnię do wizualizacji widoczków? Łatwe to z pewnością nie jest.
Ja miewam zachcianki, konkretnie „głoda” — na coś słodkiego, kiedy piszę, i kiedy nagle, ni stąd, ni zowąd, wena uleci ze mnie jak powietrze z balonu i za czorta kudłatego nic mądrego napisać nie mogę. Sięgam wtedy po chałwę, albo ptasie mleczko. I ani mi w głowie jakieś tam wyrzuty sumienia mieć. Bo też szkoda mi mojej wyobraźni. Nie chcę jej wykorzystywać do wizualizowania jakichś widoczków celem stłumienia mojego „głoda”, chcę by moja wyobraźnia pracowała na rzecz pisania, nie wizualizowania. Tak mam i całkiem mi z tym dobrze. Tym bardziej, że nigdy nie miałam problemu z nadwagą. Zbyt ruchliwa jestem.
Kiedyś, zwłaszcza za komuny, zachcianki i kaprysy zwykłego śmiertelnika nie były dobrze widziane. Może nie trzeba było się z nimi aż kryć, ale afiszować się nimi nie wypadało z pewnością. Były rzeczą wstydliwą. Nie na darmo też nazywało się je pogardliwie: „zachciewajkami” (od pryszcza). Dzisiaj jest inaczej. Dzisiaj można wszystko chcieć i wszystko mieć. Dzisiaj każdą niemalże „zachciewajkę” można zaspokoić. Bo przecież zachcianki i kaprysy dotyczą nie tylko jedzenia. Dotyczą także wielu innych rzeczy, np. zakupu jakiegoś ciucha. Bez względu na to, czy jest nam potrzebny, czy nie. Abo zrobienia czegoś na już, co w danej chwili wydaje nam z jakichś tam względów konieczne... E tam, będę wymyślać. Już każdy z nas dobrze wie, o co biega z tymi zachciankami.
O zachciankach i kaprysach kobiet w ciąży krąży masa dowcipów i anegdot. Zaś o kaprysach i zachciankach gwiazd — rozpisują się tabloidy. A te to dopiero potrafią nas zwykłych śmiertelników zadziwić. Czasami są tak udziwnione, że aż śmieszą. Bardzo śmieszą.
Nie będę przytaczać przykładów o zachciankach kobiet w ciąży, bo z pewnością są nam znane, jak nie z własnego doświadczenia, to z opowiadań innych kobiet, ale o kaprysach gwiazd, to aż mnie korci, aby kilka przykładów podać. O, chociażby Madonna, ta znana na całym świecie królowa popu ma bzika na punkcie desek klozetowych. W hotelach, w których się zatrzymuje, muszą być zmieniane kilka razy dziennie, bo ona za nic w świecie na tej samej dwa razy nie usiądzie.
Z kolei Mariah Carey nie potrafi się obejść bez polskiej wody. Pije herbatę robioną tylko na polskiej wodzie źródlanej. W jej garderobie obok wody z Polski musi znaleźć się także pudło słomy. Po co? Kto chce, niech wnika.
Natomiast Marilyn Mason, jak przystało na prawdziwego dziwaka, ma bardzo specyficzne i oryginalne zachcianki. Raz zażyczył sobie, aby w jego garderobie znalazły się: butelki absyntu, żelki i łysa, bezzębna pani do towarzystwa. No, to są prawdziwe zachcianki... Mają moc rażenia.
I tym zabawnym, acz pouczającym akcentem, kończę swoje wywody na temat zachcianek i kaprysów. Pozostało mi jeszcze życzyć wszystkim, i sobie przy okazji, wielu zachcianek i kaprysów... skoro tak dobrze działają na psychikę. W końcu my też żyjemy tu i teraz... I też tylko raz.
Jeśli nie chcesz mojej zguby...
Posąg Buddy kup mi luby. ;)
To ostatnie zdanie, które kłoci się z posążkiem Buddy ilustrującym buddyzm, bo tam pojęcie reinkarnacji występuje (nieco inna jej wersja niż w hinduizmie, ale jednak).
Osobiście kiedyś byłe bliski (pod wpływem pewnych książek) uwierzenia w reinkarnację, ale akurat wtedy w moje ręce trafiła Biblia, w której nie ma idei reinkarnacji, w myśl tych słów:
"I jak postanowiono, że człowiek raz umiera, a potem czeka go sąd,
tak Chrystus, raz złożony w ofierze, aby wziąć na siebie grzechy wielu, drugi raz ukaże się tym, którzy Go wyczekują, nie ze względu na grzech, ale dla ich zbawienia".
Hbr 9:27-28 eib