Go to commentsSamica wieloryba
Text 1 of 1 from volume: Zwierzęta
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2011-12-08
Linguistic correctness
Text quality
Views3324

I

- Cholera znowu zaspałam! – wrzasnęła Anna i z impetem wbiegła do łazienki, potrącając po drodze jego nowy perfum, który leżał na białej komodzie w sypialni – Fuck- syknęła zbierając z podłogi szkło. - Przynajmmniej jego zapach zostanie tu na dłużej – pomyślała.

Szykując się na ostatnią chwilę niczego nie mogła znaleźć. Jej małe mieszkanie pełne było rozmaitych rzeczy, tzw. pierdołków, ubrań no i oczywiście figurek słońca, które Anna wprost uwielbiała i namiętnie kolekcjonowała.

- Cholerny bałagan – szeptała pod nosem poirytowana -  Na pewno  Agnieszce takie rzeczy się nie zdarzają –westchnęła – jej dom przypomina sortownie… śmieci heh – Anna uśmiechnęła się złośliwie uświadamiając sobie brak gustu koleżanki.

Mówienie do siebie odziedziczyła…  sama po sobie. Jej nerwowy i wybuchowy charakter powodował, że często musiała coś tam sobie pomarudzić pod nosem. Zresztą na nikim to już nie robiło wrażenia. Zarówno w pracy jak i w rodzinie nikt nie zwracał na to większej uwagi. Niestety często nikt też nie zwracał uwagi na jej bardziej istotne wypowiedzi . Anna czuła się w takich sytuacjach lekceważona. Do firmy wbiegła minutę po czasie, odnotowując to jako niemały sukces.

Jej szefowa była akurat na szkoleniu, dlatego Anna miała chwilę żeby odetchnąć. Pozwolił jej na to fakt, że jako jedna z nielicznych podwładnych posiadała swój własny pokój. Co prawda graniczył on z gabinetem szefowej i był swojego rodzaju „mini sekretariatem” ale pozawalał jednak na odrobinę prywatności. Anna rozsiadła się w swoim fotelu i włączyła komputer, odłożyła na bok listę zadań, zostawioną jej przez panią Alicję i rozkoszowała się smakiem porannej kawy.  Jej krótki relaks przerwała Anastazja, wbiegając do jej pokoju z miną pod tytułem: mam „newsa”.  Jej nonszalancki uśmiech działał na Annę trochę drażniąco. Cała Anastazja była typem człowieka, który niby idealny, niby nie ma się do czego doczepić, a jednak cała ta przemyślana konstrukcja: ciemne włosy ułożone tego dnia w delikatne fale, profesjonalny makijaż, beżowa garsonka, pomarańczowa koszula i czarne ekstrawaganckie szpilki, dawały uczucie ciężkości, a Anna zastanawiała się o której ta kobieta musi wstawać żeby tak idealnie wyglądać w pracy

– No mów co to za wieści przynosisz mi od rana? – zagadnęła Anna z przekąsem.

– Dzień dobry Anno, mi  również jest miło Ciebie widzieć – odbiła piłeczkę Anastazja – widzę, że Alicja zostawiła Ci dużo roboty i dlatego od razu przejdę do konkretów – dodała – bardzo Cię lubię i dlatego powtórzę Ci tą okrutną wiadomość, nim stanie się ona faktem i nic już nie będziesz mogła z tym zrobić.

Anna uniosła brwi z zaciekawienia, wydymając jednocześnie usta ze zdumienia.

- Słyszałam niedawno – kontynuowała nie pewnie Anastazja – że Glorie chcą Cię wpisać na listę…

- Co???!!! Tą listę??? Chcą mnie wpisać na listę największych dziwaczek w tej firmie??? – Anna nie wierzyła własnym uszom.

– No chyba tak… - westchnęła Anastazja – słyszałam jak mówiły, że jesteś po 30 –tce, niby ładna ale bez stałego faceta, nie gruba, ale jakaś niekształtna, no i styl jakiś taki dziwny…

- Dość! – przerwała jej Anna – nie chce nawet o tym słyszeć, nie obchodzi mnie lista jakichś wariatek! A teraz wybacz, mam dużo pracy – zakomunikowała stanowczo Anna. Anastazja z uśmieszkiem w stylu „Co złego, to nie ja” opuściła gabinet Anny.

Anna Malczewska miała 34 lata i zazwyczaj czuła się lubiana i akceptowana. Może owszem nie miała najlepszych ciuchów, idealnej figury, super faceta (jej obecny nie chce się za szybko angażować), ale zawsze uważała się za osobę wyjątkową, taką, z którą każdy chce się zaprzyjaźnić. „Glorie” od lat tak naprawdę rządzą firmą, w której pracuje Anna.  Meritum Company  specjalizuje się w profesjonalnych szkoleniach pracowników, a „Glorie” to  nieformalna grupa 5 super-menadżerek. Wyglądają jak modelki, ubierają się w najdroższych butikach i to one wyznaczają życie towarzyskie tej firmy. Żadne szkolenie, żaden wyjazd nie odbył się jeszcze bez konsultacji z nimi. Jedna z nich to szefowa kadr. Wiadomo zatem, że im nie wolno się narażać. Anna zastanawiała się kiedyś, jak to jest, że takia nieformalna grupa ma tak ogromny wpływ na pracowników tej firmy. Co na to szefostwo? – myślała… naiwnie. Plotki głoszą, że najbardziej wpływowa z nich sypia z prezesem Zarządu. Anna nie miała wątpliwości, że z takim układem nie wygra nikt. Lista, na którą miała być rzekomo wpisana pojawia się co roku na przełomie kwietnia i maja, zwiastując, kto powinien coś ze sobą zrobić, a kto może zacząć martwić się o swoją posadę. Anna szybko przeanalizowała w głowie postawione jej zarzuty. Po pracy obmyśli strategię działania z Martyną – swoją najlepszą przyjaciółką. Nie da się przecież wygryźć z firmy. Jej praca to jedyna stabilna i solidna rzecz w jej życiu.



II

Martyna od jakiegoś czasu czuła, że coś jest nie tak. Miała wrażenie, że dryfuje po oceanie łodzią, mając co jakiś czas na widoku ląd, nawet machających do niej tubylców, jednak czuła, że to nie jest miejsce dla niej. Ma kochającego męża i stabilną pracę.  Chadzają do klubu tenisowego w każdą sobotę i mają udane życie towarzyskie.  Martyna jest szczęśliwa bez wątpienia, jednak od nie dawna odczuwa w życiu pewnego rodzaju pustkę. Z początku myślała, że to zwykła chandra, jednak z czasem oswoiła w sobie myśl, że to instynkt macierzyński daje o sobie w końcu znać i nawet zaczęła wyobrażać sobie jaką byłaby matką. Z Robertem decyzję o dziecku odkładają z roku na rok, tłumacząc sobie, że teraz to nie pora bo robią remont kuchni, innym razem lecą na drogie i egzotyczne wakacje, innym razem Robert dostał awans i więcej obowiązków w pracy i nie miałby czasu na ojcostwo. Martynie też tak było wygodniej. Choć ostatnimi czasy jeśli myśli biegły jakby pod prąd tego wszystkiego. W końcu odważyła się odkryć swoje uczucia przed mężem.

- Chyba to już… - powiedziała niepewnie                                                                                                               - Co już? – spytał zdziwiony Robert

- Już chciałabym mieć dziecko – wyrzuciła z siebie w końcu Martyna – czuję dziwną pustkę i myślę, że jestem już gotowa do roli matki.

- Kochanie, przecież rozmawialiśmy o tym wiele razy. Teraz jestem u szczytu kariery, Ty masz swoją kwiaciarnię i jesteśmy na to zbyt zabiegani. Poza tym nie boisz się, że byś utyła? Zresztą pewnie dłuży Ci się kiedy spędzasz samotne popołudnia. Mój kolega z pracy opowiadał ostatnio, że jego żona wraz z kilkoma koleżankami zaczęły z nudów udzielać się charytatywnie. Spędzają jedno popołudnie z chorymi, bądź biednymi dziećmi i od razu im lepiej. Może spróbujesz kochanie? Z każdym słowem Roberta Martyna czuła jak uginają się pod nią kolana. Zamiast zrozumienia znalazła u męża zbycie jakimś cudzym rozwiązaniem, ale właściwie czego? Nie jestem płytka i nie nudzi mi się, chciałabym po prostu mieć już dziecko!!! Mój własny mąż porównał mnie do rozpuszczonych, egocentrycznych, rozpieszczonych i znudzonych snobek. Martyna wyszła z pokoju zamykając się ostentacyjnie w sypialni.


III

Agnieszka wiedziała, że znajomi posądzają ją o brak gustu. Ona wychodziła jednak z założenia, że to co na siebie włoży nie ma najmniejszego znaczenia, bo i tak w oczach innych będzie się jawić jak wieloryb. Albo wielorybica. Duża dorodna samica wieloryba. Agnieszka nosiła rozmiar 48 dostępny jedynie w sklepach dla puszystych, bądź dziale dla grubasów H&M. Dla niej ważne było taka jaka jest w środku i jacy tak na prawdę są dla niej inni. Oczywiście chciała schudnąć, ale każde jej próby kończyły się po miesiącu wielkim obżarstwem, aż w końcu przywykła do samej siebie, uznając to nawet za dar.

- Przy mnie nikt nie udaje. Jeżeli ktoś jest ok to po prostu akceptuje mnie taką jaka jestem. Nie mam ładnego opakowania, w którym mogłabym ukryć jakieś nieprzyjemne niespodzianki. Jeżeli dla kogoś mój wygląd jest ważniejszy niż mój charakter to wiem, że taka osoba nie zasługuje, by się ze mną przyjaźnić. – mawiała często, gdy ktoś kolejny raz nakłaniał ją do diety. Znajomi traktowali ją z szacunkiem – była osobą bardzo sympatyczną i życzliwą, a do tego miała zawsze wszystko posegregowane i uporządkowane, włącznie z ubraniami, co wprawiało w niemałe zdumienie jej koleżankę Annę. Agnieszka miała dobrą pracę i własne mieszkanie. Z wykształcenia była architektką ale od dwóch lat pracowała zdalnie, pisząc większość tekstów do  branżowego czasopisma.  Na miłość swojego życia była w stanie jeszcze trochę poczekać. Choć w głębi duszy wiedziała, że rzadko który facet zwróci na nią uwagę. Znajomości nawiązywała głównie przez internet, kończąc je, gdy ktoś proponował spotkanie. Gdy dopadała ją chandra starała się nie załamywać i myśleć, że ważne jest wnętrze. Była również wdzięczna losowi za dobrą pracę i zdrowie.



IV


Dagmara tępo patrzyła na wschodzące słońce, trzymając w rękach kubek gorącej herbaty. Dochodziła 6. Za chwilę usłyszy charakterystyczny dźwięk, który budzi ją od 5 lat. To tak, jakby codziennie witał ją świat, przypominając, że nie jest idealny. Charakterystyczne charczenie jej 10 – letniego synka sprawia, że Dagmara budzi się na dobre. Potem jest już tylko gorzej. Poranna toaleta to walka z jego wciąż skurczonymi mięśniami. Gdy jest już ubrany, Dagmara spocona robi sobie przerwę. Wtedy widzi w jego oczach spokój. Czasami wydaje jej się, że to zmęczenie i że bardzo chciałaby taki spokój widzieć. Czy spokój to właśnie to uczucie, które chciałyby widzieć w oczach swoich dzieci matki? Ona sama spokojna jest rzadko. Po śniadaniu znosi małego do samochodu i jadą na rehabilitację. Właściwie to jedyne miejsce, gdzie może spotkać podobne do siebie kobiety. Nigdy jednak z żadną nie rozmawiała, wymieniała jedynie uśmiech i porozumiewawcze spojrzenia. Czasami zastanawiała się jak taka rozmowa mogłaby wyglądać.

- Dzień dobry

- Dzień dobry

- Ale mamy przechlapane

- Mhm…  Pani syn też nosi pieluchy, czy udaje mu się zdążyć na nocnik?

- Pieluchy. A Pani syn sam przełyka czy trzeba odsysać ślinę?

Nigdy nie czuła nienawiści do nikogo za to, że musiała na okrągło zajmować się Adasiem. Czuła natomiast okrutną nienawiść do losu za to, że on musi tak cierpieć. Do jego ojca czuła obojętność. Cieszyła się, gdy nie spóźniał się z alimentami. Małego odwiedzał raz w tygodniu, często nie mając pomysłu jak te spotkania mogłyby przebiegać. Ostatnio starała się trochę mu podpowiadać. Uczyć  go, by mówił do małego jak najwięcej, żeby mu czytał. Przestała go kochać bardzo szybko. Dagmara uważa, że to, jakim się jest człowiekiem, zależy od tego jak szybko umiemy przystosować się do otaczającej nas rzeczywistości. Mąż po wypadku nie radził sobie kompletnie. Dagmara sama starała się wziąć do kupy, przez pierwsze miesiące praktycznie zamieszkała w szpitalu. Z czasem ich relacje wypełniał już tylko ból i wzajemne niezrozumienie. Krzysztof zamknął się w sobie, przestał wracać na noc. Dagmara kiedyś pękła i ze łzami w oczach błagała go, żeby był przy nich w tak trudnych chwilach, prosiła, podsuwała książki o opiece nad chorymi dziećmi. On tylko patrzył w podłogę i w kółko powtarzał, że on nie potrafi się z tym wszystkim oswoić. Nazajutrz najlepsza przyjaciółka Dagmary zadzwoniła i poinformowała ją, że ktoś ze znajomych jej męża widział Krzysztofa z inną kobietą. Dagmara wniosła pozew o rozwód.



V


Anna już w pracy napisała smsa do Martyny: Wieczorem u mnie. Narada wojenna – pilne ;P Odpowiedź zaskoczyła ją wyjątkowo: U mnie to samo. Mam dość. Będę o 20. Zazwyczaj to ona miała jakieś problemy, rozwiązanie których obmyślały wspólnie z Martyną. Ciekawe co jej się stało – rozmyślała z zaciekawieniem. Gdy była już w domu zadzwonił telefon.

- Cześć, tu Agnieszka – rozbrzmiewał roztrzęsiony głos w słuchawce.

- Hej Aga, co się stało? Twój głos…

- Czy ja jestem obrzydliwa? Odpowiedz szczerze.

- Co???!!! Kto Ci nagadał takich głupot?

- Bo ja chyba już siebie nie lubię… zresztą to nie rozmowa na telefon.

- Mamy taką babską naradę z Martyną wieczorem, wpadaj pogadamy. Tak koło 20.

- Ok, dotrę, o ile nie padnę z obrzydzenia do samej siebie.

- Nie przesadzaj. Jesteś świetną babką.

- Chyba świetną słonicą… a zresztą do zobaczenia!

- Pa wariatko.


Dagmara ogłoszenie znalazła w internecie. Jakaś emerytowana pielęgniarka szukała dodatkowego dochodu. Podobno miała doświadczenie w opiece nad trwale chorymi dziećmi. Dagmara od jakiegoś czasu czuła, że tkwi w zawieszeniu. Z jednej strony czuła potrzebę wyjścia do ludzi, z drugiej natomiast, chciała być cały czas przy Adasiu. Gdy tylko zobaczyła ogłoszenie postanowiła sprawdzić osobiście co to za kobieta. Już kilka godzin dziennie wystarczyłoby jej na reaktywację swojego sklepu internetowego z markową bielizną z zagranicy. Jej kontrahent zza oceanu pisywał do niej co jakiś czas, przypominając jak świetnie szła im dotychczasowa współpraca. Dagmara miała świetne oko i z prezentowanych kolekcji potrafiła wybrać takie modele, które świetnie trafiały w gusta Polek. Po wypadku sklepem zajęła się jej siostra, która kilka miesięcy temu wyjechała za granicę. Działalność firmy została zawieszona. Dagmara wyjątkowo poprosiła Krzysztofa by został z małym. Jej spotkanie miało trwać zaledwie godzinkę. Starsza Pani mieszkała niedaleko, na dość niedawno wybudowanym osiedlu o wdzięcznej nazwie Osobliwości. Dagmara idąc po chodniku bez towarzyszącego jej wysiłku jakim jest pchanie wózka z synkiem, poczuła się lekko i swobodnie. Zażartowała nawet w myślach Ciekawe jakie osobistości mieszkają na Osiedlu Osobliwości… Gdy wchodziła do klatki schodowej jej wesołe myśli zostały zakłócone przez rozmowę dwóch kobiet. Ktoś akurat otwierał im drzwi, dlatego Dagmara nie musiała dzwonić na domofon. Kobiety stanęły przed windą, Dagmara również, przysłuchując się z uwagą ich rozmowie

- Co Ci odbiło Agi? Przecież kochamy Cię taką jaka jesteś – przekonywała Martyna

- Pewnie z litości, bo kto by chciał pokochać taką walochę?! – użalała się nad sobą Agnieszka

Wtedy podjechała winda a Martyna z Agnieszką dostrzegły Dagmarę. Dziewczyny odruchowo zawiesiły na niej wzrok na dłużej, gdyż kobieta wyglądała na bardzo zmarnowaną. Szara cera, nie ułożone, wypłowiałe włosy i za duże ubranie.  Wszystkie trzy wsiadły do windy, w której zapanowała niezręczna cisza. Przerwał ją nagły huk i szarpnięcie dźwigu. Światło zaczęło migać a na panelu sterującym pojawił się napis: „Uwaga! Awaria”.

- Pięknie – rzekła Agnieszka – to na pewno dlatego, że jestem za ciężka – podsumowała.

- Przestań, po prostu coś się zacięło i stanęliśmy pomiędzy piętrami, na pewno zaraz wszystko samo się naprawi albo ktoś nas stąd wyciągnie – uspokajała Martyna

Dagmara nerwowo rzuciła wzrokiem na komórkę. ”Brak zasięgu”,  informował napis na wyświetlaczu.

- Przepraszam, czy mogłyby Panie sprawdzić czy mają zasięg? – zagadnęła Dagmara – muszę pilnie zadzwonić – dodała.

- Już patrzę – odpowiedziała Martyna i wyciągnęła telefon z torebki – kurczę niestety nie – odrzekła z sympatią.

- W moim to w ogóle nawet bateria nie działa – odezwała się Agnieszka

- Szlak! – westchnęła nerwowo Dagmara.

- Proszę się nie denerwować, to nowe budownictwo, pewnie jakaś firma serwisowa już tu jedzie – Martyna starała się uspokoić coraz bardziej nerwową nieznajomą.

Dagmara starała się nie panikować, ale nigdy jeszcze nie zdarzyło jej się, nawet przez myśl jej nie przeszło, że mogłaby nie zdążyć na kąpanie Adasia. Krzysztof nigdy tego nie robił, zresztą pewnie dostanie szału, że musi zostać dłużej. Czas dłużył się niemiłosiernie.


VI


Anna spojrzała na zegarek. Dochodziła 20. Za chwilę wpadną tu jej koleżanki i od razu zrobi się weselej. Janusz jak zwykle nie znalazł czasu na rozmowę i wysłał krótkiego smsa, informującego właściwie jedynie tylko o tym, że dziś przenocuje u siebie, bo musi zostać dłużej w pracy. Nie było to dla Anny niczym nowym, jednak przeważająca liczba samotnych nocy sprawiała, że kiedy już Janusz nocował u niej Anna czuła się wyjątkowo. Skutecznie uciszała w sobie głos mówiący, że on nie traktuje jej poważnie, że spędzają ze sobą mało czasu a właściwie tylko noce, że dla niego to tylko seks i oddawała się rozkoszy bliskości.


***


- Może pogramy w jakąś grę? Jakieś zgadywanie, albo kalambury – Agnieszka próbowała rozbawić towarzyszki.

Dagmara z nerwów nie potrafiła się już nawet uśmiechać.

- Mój mąż ma mnie kompletnie w dupie – zaczęła niepewnie Martyna, lecz widząc zaciekawienie obu kobiet kontynuowała – dziś rano zrównał mój instynkt macierzyński do kaprysu znudzonej i rozpieszczonej dziewczynki. Czuję, że stajemy się sobie obcy i boję się bo wiem dokąd nas ta droga zaprowadzi. Nie wiem jak z nim porozmawiać skoro on nie traktuje mnie poważnie. Dotychczas byliśmy szczęśliwi ale teraz czuję prawdziwy niepokój.

- Mam na imię Agnieszka i jestem grubasem – oznajmiła z drwiącym tonem Agnieszka – kocham wszystko co słodkie, kaloryczne i zakazane w dietach, nie lubię także wysiłku fizycznego i w ogóle za dużo się ruszać. Dotychczas mi to nie przeszkadzało, pocieszałam się, że liczy się charakter, ale wczoraj w markecie spożywczym spotkałam niesamowitego mężczyznę. Miał ciemne włosy, zielone oczy, był dobrze zbudowany i miał w sobie coś takiego, że nie mogłam oderwać od niego wzroku. Parę minut później poczułam się jak w niebie. Boski facet zagadnął mnie! Nie wierzyłam własnym uszom i już chciałam zaprosić go na kawę, gdy nagle wszystko stało się jasne. Mężczyzna był dietetykiem a mnie uznał za swoją potencjalną klientkę! Myślałam, że nie zniosę tego upokorzenia! Co ja w ogóle sobie wyobrażałam?! Jak takie ciacho mogłoby polecieć na taką słonicę jak ja?

Dagmara zdała sobie sprawę, że teraz przyszła jej kolej na uzewnętrznienie swoich aktualnych problemów. Jednak czy ona miała o czym opowiadać? Jakby tak na to patrzeć to jej życie było jednym wielkim…  wyzwaniem, tak wyzwaniem, a nie problemem. Typowych problemów Dagmara nie posiada bo w jej życiu jest tylko syn i opieka nad nim. Co właściwie miałaby opowiedzieć tym dwóm nieznajomym kobietom?


***


Anna leżąc na łóżku zastanawiała się czy odpisać na smsa. Właściwie nawet nie wiedziała jaką reakcję powinna przedstawić w krótkiej wiadomości tekstowej. Wszystkiego już próbowała. Była wyrozumiałą kochanką, zazdrosną i zniecierpliwioną egoistką, zranioną dziewczynką, wściekłą kobietą. Na dziś z wachlarza emocji wybrała coś, co przychodziło jej z wielkim trudem – obojętność. Skasowała w telefonie opcję „odpowiedz” i spostrzegła, że jest już 20 po 8. Czyżby dziewczynom coś wypadło?


***


- Ja chyba nie mam za bardzo o czym opowiadać – powiedziała po krótkim zastanowieniu Dagmara tak cicho, że sama prawie słyszała swoje słowa – moje życie jest nudne i zwyczajne, nie ma o czym mówić.

- Facet? Dzieci? Wkurzająca teściowa? Wredna szefowa? – podpowiedziała z uśmiechem Martyna – umilmy sobie ten czas babskimi pogaduchami.

- Jestem po rozwodzie a mój syn jest chory i właściwie moje życie polega na opiekowaniu się nim – wyznała z grymasem niezdecydowania Dagmara – Właściwie nie ma w tym nic interesującego.

Agnieszkę i Martynę zatkało. Usłyszało o czymś co było dla nich tak abstrakcyjne jak wojna w Iraku. Wiedziały, że to ciężkie, smutne i miały świadomość istnienia tego zjawiska ale było ono kompletnie poza obszarem ich zainteresowania. Zrobiło im się również głupio, że same opowiadały o tak błahych sprawach, przy kimś kto zmaga się z tak poważnym problemem.

-Bardzo mi przykro…- wybełkotała Martyna

- Mi również – dodała smutnym głosem Agnieszka

- Przestańcie dziewczyny – odpowiedziała z lekkim uśmiechem Dagmara – ja już do tego przywykłam i to nie takie straszne. Trzeba się po prostu pogodzić z tą sytuacją a reszta przyjdzie sama.

To wyznanie sprawiło, że towarzyszki awarii windy popadły w jeszcze większe osłupienie.

Dagmara nie wytrzymała i zaczęła płakać.

- Przez pierwsze dwa lata po wypadku walczyłam – wykrzyczała przez łzy – jeździłam od lekarza do lekarza z nadzieją na choćby minimalną poprawę. Przestałam jeść, spać, zwracać uwagę na męża właściwie na cokolwiek. Czas odliczałam od konsultacji z jednym lekarzem do rozmowy z innym – Dagmara płakała pierwszy raz od kiedy pogodziła się ze swoją sytuacją – potem pewnego dnia spojrzałam na Adasia i powiedziałam „Skoro Bóg tak chce kocham i zawsze będę Cię kochać synku takim jakim jesteś”. – Dagmara wyciągnęła chusteczkę i zaczęła cicho się śmiać, potem coraz głośniej tak, że nawet osłupiałe towarzyszki uśmiechnęły się. Dagmara poczuła ogromną ulgę. Czuła spokój i szczęście. Jej emocje były tak silne, że udzieliły się dziewczynom.

- Jesteś niesamowitą kobietą – powiedziała Martyna – byłabym zaszczycona gdybyśmy mogły jeszcze kiedyś się spotkać.

- Ja mogłabym być dwa razy grubsza, gdybym w ten sposób mogła Pani pomóc – dodała Agnieszka

Dziewczyny wybuchły śmiechem. Dagmara poczuła z nimi taką solidarność, że przestała nawet denerwować się czy Krzysztof poradzi sobie z Adasiem.

- Byłam tak zdenerwowana bo mój były mąż został z synem i nie wiedziałam czy sobie poradzi. Teraz jednak myślę, że to w końcu również jego syn a ja mogę na przykład… utknąć w windzie. Moje nerwy nic nie pomogą a Adaś może raz w życiu iść spać brudny – Dagmara mimo coraz większej duchoty jaka panowała w windzie czuła się rozluźniona.


***


Gdy na zegarku dochodziła 20.30 zniecierpliwiona Anna zadzwoniła do Martyny, ale jej telefon był poza zasięgiem. Ku jej zdziwieniu sytuacja powtórzyła się przy próbie kontaktu z Agnieszką. Coś musiało się stać – pomyślała i odruchowo podeszła do okna. Jej ciekawość wzbudził duży samochód z napisem „Pogotowie techniczne” i zamieszanie przy wejściu do jej bloku. Anna bez zastanowienia ubrała adidasy i zeszła na dół, by dowiedzieć się co się stało.


***


Każda z nich zastanawiała się kiedy nadejdzie jakaś pomoc. Martyna chwyciła obie kobiety za rękę i kierując swoje słowa głównie do Dagmary powiedziała:

- To chyba nie przypadek, że znalazłyśmy się tu wszystkie razem. Pani miała pewnie uświadomić nam jakie nasze życie jest proste, łatwe i przyjemne a my nie zdajemy sobie sprawy, że mogłoby być inaczej, że inni ludzie zmagają się na co dzień z taką traumą…

- Ale… -próbowała zaprotestować Dagmara

- Proszę wysłuchać mnie do końca – przerwała – ja widząc Panią, taką silną i pogodzoną z tak trudnym losem wiem, że sama teraz poradzę sobie naprawdę ze wszystkim. Uświadomiła mi Pani, że wszystko tak naprawdę zależy tylko od nas samych. To czy będziemy szczęśliwi, czy będzie nam dobrze. Ni ważne jakie jest nasze życie. Nie ma znaczenia co przeżywamy. Ważne, żebyśmy umieli się do tego dostosować. Chciałabym też jakoś Pani pomóc…

- Dziękuję bardzo - powiedziała ciepło Dagmara – w sumie to miło by było czasem się spotkać, tylko nie wiem jak uda mi się wyrwać… Właściwie to miałam się tu spotkać z pewną kobietą, pielęgniarką, która mogłaby odciążyć mnie w opiece nad synem, tak, żebym mogła reaktywować moją firmę. Gdzie kupujecie bieliznę? – Dagmara zaproponowała przejście na „Ty” i opowiedziała koleżankom o swojej pasji zawodowej.


***


Gdy Anna zeszła na dół od razu zorientowała się co się stało. Nie była zresztą jedyna. Pracę pogotowia technicznego obserwowało już kilkunastu sąsiadów.

- Ta winda od początku wydawała mi się nie do końca sprawna – skomentowała sytuację obserwując pracę kilku mocno przejętych pracowników technicznych.

Szybko jednak zdała sobie sprawę, że mogą tam być uwięzione jej przyjaciółki.

- Szybciej, szybciej, bo nie wiadomo na jak długo wystarczy im tlenu – ponaglała usiłujących naprawić przewody w skrzynce zasilającej mężczyzn.


***


W windzie zrobiło się już bardzo duszno. Nagle dziewczyny usłyszały huk po czym winda ruszyła w dół. Zatrzymała się a drzwi zostały otwarte przez dwóch robotników przy radosnym okrzyku zgromadzonych dookoła windy gapiów. Wśród nich była Anna oraz starsza Pani, z którą miała spotkać się Dagmara.

- Tak się o was bałam dziewczyny! – wyskoczyła do przodu Anna i uściskała oszołomione uczestniczki awarii, które z ulgą poczuły bardziej stabilny grunt pod nogami.

Korzystając z okazji Dagmara postanowiła jak najszybciej wyjść na dwór, żeby złapać zasięg i zadzwonić do Krzysztofa. Zatrzymał ją jednak uśmiech starszej Pani.

- To chyba ze mną była Pani umówiona? – zapytała kobieta

- Tak, witam. Niestety ta awaria… muszę pilnie zadzwonić… ale… - Dagmara odwróciła głowę w stronę Martyny i Agnieszki. Dziewczyny uśmiechnęły się wymownie - … proszę tu zaczekać, chciałabym jednak z Panią porozmawiać.

Za Dagmarą z bloku wyszła Martyna.

- Czy mogłabyś podać mi swój numer? – zapytała niepewnie.

Gdy obie wymieniły się już numerami, Dagmara wybrała pospiesznie numer Krzysztofa. Jednym tchem opowiedziała co się stało i zapytała o Adasia. Były mąż zapewnił ją, że wszystko jest w porządku a oni świetnie sobie poradzili. Mały co prawda jeszcze nie śpi ale to kwestia chwili. Dagmara powiedziała, że i ona już  niedługo będzie i spokojna weszła do klatki schodowej na spotkanie z pielęgniarką. Obie kobiety szybko znalazły wspólny język a Dagmara nabrała pewności, że taka pomoc to świetne rozwiązanie. Dotychczas żyła z alimentów i oszczędności, które razem z mężem odkładali przez lata na budowę wymarzonego domu. Niestety stopniały one niczym zeszłoroczny śnieg i nie starczyłyby nawet na drzwi wejściowe.

Anna zrobiła dziewczynom gorącej herbaty i dała im chwilę na ochłonięcie po dość nietypowej przygodzie.

- Chyba pokocham ruch i zacznę korzystać ze schodów – żartowała Agnieszka

- Wiesz, że nie byłyśmy w tej windzie same? – zagadnęła Martyna – poznałyśmy niezwykłą kobietę. Chyba przez te ekstremalne warunki tak szybko poczułyśmy z nią pewnego rodzaju więź. Musisz ją koniecznie poznać

- Dobra, dobra, lepiej opowiedz co tam u Ciebie się dzieje – zmieniła temat Anna.

- Ok ale poznasz Dagmarę i pomożesz mi zorganizować dla niej babskie popołudnie. Ona sama wychowuje chorego synka i chyba przyda jej się jakieś oderwanie…

- Spoko, pomyślimy o tym później. Teraz opowiadaj co tam.

- Właściwie wiesz co? Zrobiło się już trochę późno a ja jestem troszkę zmęczona… Wiem że i Ty miałaś jakiś problem, ale przełóżmy to na jutro. Wleć do mnie do kwiaciarni jutro zaraz po pracy.

Anna spojrzała z nadzieją na Agnieszkę.

- Yyyy ja też już polecę. Jakoś nie mam nastroju na pogaduchy. Nana zdzwonimy się.

- No ok dziewczyny. Rozumiem, że po takich przejściach macie dość – powiedziała zawiedziona Anna – do Ciebie Martynko wlecę jutro po pracy, a Ty Agi meldujesz się u mnie w sobotę o 10. Pójdziemy na mały spacer.




VII


Martyna czuła się oświecona. Tak, to chyba najlepiej odzwierciedlało jej stan. Czuła, że wszystko co robiła do tej pory było poza jej kontrolą. Postanowiła wziąć sprawy w swoje ręce. Cel nr 1 – mąż. Poza tym obiecała sobie, że pomoże Dagmarze, chociażby poprzez przyjaźń i zrozumienie. Postanowiła zaplanować dla niej babskie popołudnie i przedstawić jej Annę, której poznanie takiej osoby też by się przydało. Choć, gdy opowiedziała przyjaciółce o niezwykłym spotkaniu w zepsutej windzie, ta wydała się lekko zazdrosna o nową znajomą.

Agnieszka wróciła do domu i od razu włączyła komputer. Mam mnóstwo wolnego czasu – pomyślała. Znalazła organizację zajmującą się wolontariatem we Wrocławiu i od razu napisała do nich maila.

Obraz, jaki ukazał się Dagmarze, gdy tylko przekroczyła próg swojego domu ogromnie ją zaskoczył. Jej mąż siedział przy stole w salonie z głową schowaną w dłoniach i głośno płakał.

- Jak mogłem tak się od Niego, od Was odsunąć… - szlochał Krzysztof – przepraszam Gagi, tak bardzo Cię przepraszam… Teraz będzie inaczej, zobaczysz. Będę Was wspierał.

Anna poczuła się samotnie w pustym mieszkaniu. Coraz bardziej korciło ją, żeby zadzwonić lub napisać do Janusza. Ale po co? – myślała. Wypełniać pustkę w jej życiu chwilowym uniesieniem? Powinnam to zakończyć – powtarzała sobie w duchu. Jeszcze te  Glorie… - przypomniała sobie zdarzenia z pracy. Może powinnam z nimi porozmawiać? Chyba tak zrobię. Zapytam wprost o co im chodzi i spróbuje się z nimi jakoś dogadać. To powinno załagodzić sytuację. Jej przemyślenie przerwał niespodziewanie odgłos domofonu.

- Hej to znowu ja, mogę wejść – Anna usłyszała spięty głos Martyny w słuchawce

-Jasne, chodź – odpowiedziała.

- Co się stało Martynko? – zapytała Anna, gdy tylko przyjaciółka dotarła na górę.

- Słuchaj uważnie. Coś we mnie pękło, mam dość. Czuję, że muszę coś zmienić w moim życiu bo inaczej zwariuje. Tobie też się to przyda. Nie masz wrażenia, że robimy dokładnie to, czego się od nas oczekuje? Gdzie w tym wszystkim jesteśmy my same? Gdzie nasza wola i determinacja? To tak jakby ktoś po kawałku zabierał nam naszą tożsamość. Robert jest zwykłym dupkiem. Stał się nadętym bufonem, którego nie interesuje nic poza pracą i oglądaniem meczów przed telewizorem. A wiesz, że to głównie moja wina? Przez ostatnie kilka lat obserwowałam jak się stacza w otchłań bufoniarstwa i nic z tym nie zrobiłam. Tłumaczyłam sobie, że muszę go wspierać w karierze, być wyrozumiała i puszczać mimochodem coraz wulgarniejsze odzywki, gdy był zdenerwowany. Może i byłam dobrą żoną ale jako partnerka zawiodłam na całej linii. Oprócz kilku niepewnych prób przeprowadzenia rozmowy nie zrobiłam nic. A przecież mogłam. Przecież chodzi też o moje szczęście, prawda?

Anna milcząc patrzyła na przyjaciółkę. Nie była tym monologiem zaskoczona. Jej oczy przedstawiały coś na kształt wzburzenia. Ale takiego, z którego rodzą się dobre pomysły.

- Porozmawiam z nim, a jeśli będzie trzeba zaczniemy chodzić na terapię. Nie wykluczam też rozwodu w ostateczności. Muszę rozwinąć kwiaciarnię. Marzy mi się taka malutka sieć. A teraz… - Martyna na chwilę zamilkła, po czym jednym ciągiem powiedziała – to co teraz powiem może zniszczyć naszą przyjaźń, ale jeżeli choć trochę Ci pomoże to myślę, że warto.

Anna spojrzała na nią wnikliwie i widząc niepewność przyjaciółki skinęła głową dając przyzwolenie na krytykę.

- Jesteś młodą, zdrową, inteligentną, ładną kobietą. Niestety masz problemy emocjonalne. Twoje dziwne i powierzchowne relacje z egocentrycznymi typami tylko to potwierdzają. Lepiej być samotną, szczęśliwą i znającą swoją wartość kobietą niż taplać się w tak toksycznych relacjach. Może lepiej znaleźć coś, co na prawdę zacznie sprawiać Ci frajdę i będzie jednocześnie pożyteczne dla innych. Przestań żyć w swoim zamkniętym świecie, pełnym nieistotnych drobiazgów. Doceń to co masz i jaką jesteś osobą i co dzięki temu możesz dać od siebie światu.

Annie pociekły łzy. Patrzyła tępo w podłogę i nie mogła wykrztusić z siebie ani słowa.

- Nie chciałam tego mówić przy Agnieszce, bo to zbyt osobiste. Jesteś moją najlepszą przyjaciółką i chcę żebyś była szczęśliwa. Drogą do tego jest odkrycie własnej siły, która polega czasem na przyznaniu się do własnych słabości. Przemyśl to. Jest już bardzo późno a ja padam z nóg. Odezwij się jak już to wszystko sobie poukładasz. Nie miej do mnie żalu za te brutalną ocenę – Martyna ubrała się, skierowała w stronę drzwi, odwracając się tuż przed progiem w stronę Anny. Ta jednak nie podniosła wzroku znad podłogi.

Tej nocy we Wrocławiu doszło do kilku zdarzeń przestępczych. Jednym z nich był brutalny gwałt a potem zamordowanie młodej kobiety, która broniła się do samego końca. Sprawcy zastosowali podstęp, by nakłonić kobietę do pójścia z nimi. Powiedzieli, że w jednej z bram opuszczonej kamienicy znaleźli noworodka. Poruszona ofiara bez zastanowienia udała się we wskazane miejsce z nieznajomymi.


  Contents of volume
Comments (6)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Nie zrozumiałam ostatniego akapitu, ale może coś przeoczyłam. Albo to jest początek nowej historii mającej związek z kolejnym opowiadaniem ze zbioru?

Gdy zaczęłam czytać, to od razu pomyślałam, że to pewnie będzie swoiste katharsis dla autorki i że bohaterka jest uosobieniem jej lęków i kompleksów. Ale potem z przyjemnością stwierdziłam, że bohaterek jest więcej, a każda z nich wydaje się prawdziwa i że moje pierwsze wrażenie było nietrafne.
Historie wzięte z życia, ubolewam razem z Dagmarą, Martyną i Anną, że kobiety tak rzadko potrafią walczyć o swoje/o siebie.
To co mogę zarzucić, to utopijność. Na dobrą sprawę dam sobie uciąć rękę, że trzy kobietki zapuszkowane razem w jednej windzie prędzej siliłyby się na dowcip, niż wyznały to, co naprawdę je boli. Ale uznaję, że zamknięcie w windzie miało być dla nich na tyle kryzysową sytuacją, że otworzyły się jedna przed drugą, albo po prostu miały już wszystkiego dosyć i pękły. Zabrakło mi jednak wyraźnego podkreślenia z czego się nagle wzięła taka wylewność w stosunku do obcych.

Plus dla realizmu- lubię gdy ktoś trochę zna się na rzeczy (chodzi mi np. o odsysanie śliny, czy sformułowania w stylu "złożyć pozew rozwodowy" zamiast wszechobecnego "pisma rozwodowego").

Ogólnie miło się czytało, daję 5, ale proszę o wyjaśnienie ostatniego akapitu

Na koniec tylko dodam, że niestety boli to, że opowiadania które są nieco dłuższe często zostają bez komentarza, mimo że poziomem nie odbiegają od tych krótkich. Każdy kto zamieszcza tu swoje teksty doskonale wie ile czasu kosztuje napisanie opowiadania. W porównaniu do procesu twórczego:) jego czytanie jest o wiele szybsze, więc postuluję, by ci, którzy chcą być czytani potrafili też czytać i komentować innych :) Sama też naprawię swój błąd, pozdrawiam!!
avatar
Dziękuję za opinię i komentarz. To co piszę jest dla mnie mieszanką realności z tym jak chciałabym aby było - szczerość w windzie. Winda i zamknięcie w niej odcina bohaterki od warstw ochronnych, kryjących prawdziwe wnętrze.
Jeżeli chodzi o zakończenie, to chciałam, żeby było trochę tajemniczo i dramatycznie a czytelnik zachodził w głowę czy ten okrutny los spotkał Martynę.
avatar
Opowiadanie bardzo dobre, wciągające od samego początku. Mobilizuje, by zastanowić się nad sobą.
avatar
Co tu jest grane?

Trzy kobiety zatrzaśnięte w windzie, dwie oczekujące ich wizyty w mieszkaniu na n-tym piętrze

oraz

wszystkich tych 5 pań skomplikowane sytuacje życiowe

plus

wzajemne kobiece wsparcie, jakiego sobie szczodrze udzielają -

to ta moc, która góry przenosi!

Ciekawa, nieprzerysowana, z pięknym humanistycznym przesłaniem, bardzo współczesna polska proza
avatar
Świetnie ze sobą - i z tekstem - korelujące tytuły!

Jak to już widzimy,

babska czytanka wcale NIE MUSI być

li tylko

bajeczkami o księciuniu z bajki

i nieuchronną dzisiaj

pościelówką
avatar
W ludzkim roju/mrowisku

z ojcem narodu w roli królowej-matki

to pozbawione wciąż głosu kobiety-robotnice

stanowią o najbliższej przyszłości swego mrowiska i roju

Zaczynamy powoli to wreszcie rozumieć
© 2010-2016 by Creative Media