Author | |
Genre | nonfiction |
Form | article / essay |
Date added | 2018-12-27 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1352 |
Autobus
Ateny. Upalne popołudnie. Naprzeciwko Narodowego Muzeum Archeologicznego zaparkował opancerzony policyjny autobus. Wiele wskazuje na dłuższy postój, policjanci wydają się być tu zadomowieni – żartują z miejscowym sprzedawcą, ktoś niezobowiązująco rozmawia przez telefon, kilka osób gra w karty. W ciężkich czarnych mundurach i kaskach musi być im bardzo gorąco, dlatego większość chowa się w cieniu drzew rosnących na chodniku przed Muzeum, pozostali siedzą w autobusie. Jeden tylko policjant samotnie stoi na pobliskim skrzyżowaniu i spogląda w lewo, uważnie, jakby czegoś oczekując. Nic się jednak nie dzieje, miasto zastygło w upale, niewielkie grupy turystów robią naprędce zdjęcie elewacji Muzeum i czym prędzej znikają w jego klimatyzowanych wnętrzach. Nie na nich czeka tutaj ten autobus.
Cierpliwość wypatrującego policjanta zostaje wynagrodzona kilka godzin później, chociaż trudno mówić o sukcesie. Oto od strony położonej po sąsiedzku Politechniki Ateńskiej rozlega się ryk silników i na horyzoncie pojawia się kilkanaście motorów kierowanych przez zamaskowane, ubrane na czarno postaci. Powiewają czerwono-czarne flagi. Policjanci przyglądają się, jak anarchiści robią rundę honorową wokół Muzeum i jak wracają do dzielnicy, z której przyjechali, do Exarchei. Nie pojadą za nimi. Ewentualny zysk? Kilka mandatów za przekroczenie prędkości. Pewna strata? Zamieszki na terenie całego miasta.
Dla policji wejścia do Exarchei nie ma, przynajmniej od 2008 roku. To wtedy podczas protestów studenckich przeciwko edukacyjnej polityce rządu jeden z funkcjonariuszy zastrzelił 15-letniego Alexandrosa Grigoropulosa. Protesty przerodziły się w zamieszki, które ogarnęły cały kraj i trwały ponad miesiąc. Nie, nikt by tego nie chciał.
Amor
Wejście jest za to dla nas. Dzień później postanawiamy ubrać się niewyróżniająco, wtopić w tłum i odwiedzić największą w Europie dzielnicę anarchistów, artystów i wolnych duchów. Okazuje się, że inaczej rozumiemy słowo „niewyróżniający”. Moja siostra ubiera różową sukienkę w białe kropki i kapelusz. Patrzą na nas wszyscy, kłócimy się przez całą drogę. Obawiam się, że za chwilę ktoś zdemaskuje nas jako niewystarczająco lewicowe (Jak oceniasz Margaret Thatcher? Jaki jest twój stosunek do 500+?) i odeśle na Plakę albo Akropol. Znacznie, znacznie później uświadamiam sobie, że gapią się wszyscy, ponieważ moja siostra w różowej sukience w kropki wygląda po prostu wspaniale.
Sercem Exarchei jest niewielki, trójkątny plac. Sercem placu pomnik Amora przystrojony czarno-czerwonymi flagami. Kilka wielkich banerów z hasłami, których nie rozumiemy. Chcę zrobić zdjęcie, ale ktoś życzliwy radzi mi, żebym tego nie robiła. Siadamy więc na najbliższej ławce, lekko skurczone, przycupnięte, gotowe w każdej chwili zerwać się i udawać zagubione turystki. Jest południe, więc niezbyt tu tłoczno, kręci się najwyżej kilkanaście osób. I nagle z jednej z sąsiednich ławek dobiega głośne: pierdolę, bez zaliczki nie robię. Prostuję się, wyciągam nogi. Jestem w domu.
Pan Stanisław rozpoznaje nas bezbłędnie. Przed wieczorem jesteśmy już w doskonałej komitywie ze wszystkimi lokatorami polskiej ławki. Stali bywalcy to: pan Stanisław – ślusarz od 14 lat w Grecji, Marian i Robert, budowlańcy, odpowiednio 2 lata i pół roku w Atenach, Sylwester, złota rączka - 4 lata, i jeszcze dwóch braci, którzy przychodzą się przywitać, ale nie zostają na dłużej, bo złapali dziś robotę. Marian i Robert od niedawna mieszkają w pobliskim pustostanie, pozostali mieszkają na ławce.
Bohaterska obrona ławki na placu Exarcheia
Domu, jaki by nie był, trzeba bronić. Może i tak jest, jak mówi Stanisław: w tej kamienicy na rogu mieszkają anarchiści. Widzą z niej cały plac i rządzą całą dzielnicą. Jak się zaczyna rozróba – w ruch idą gwizdki. Jedno gwizdniecie – już wie następna dzielnica, co się tutaj dzieje. Stamtąd sygnał idzie dalej i w przeciągu pół godziny może być tu nawet kilka tysięcy osób. Patrzę na Amorka i placyk z niedowierzaniem, wygląda jakby z trudem mógł pomieścić większe wesele. I teraz słuchaj – mówi Stanisław – jednego razu oni za przeproszeniem, napierdalają, tu anarchiści, tam policja. A my pośrodku na tej naszej ławce, pod koc wleźliśmy i myślimy sobie – nie oddamy! Policja gazem, tamci pałami, a my trwamy. Kurtki na głowę, żeby nie płakać. I obroniliśmy. A potem to nam jeszcze anarchiści piwo przynieśli, że takie niby zadośćuczynienie - pan Stanisław uśmiecha się na samo wspomnienie.
Awantura
Z anarchistami dobrze się żyje, spokojnie – wylicza - dopóki jest spokój w okolicy, to się nie wtrącają. Ale niech no ci tutaj – krytyczny wzrok Stanisława zatrzymuje się na grupce młodych Pakistańczyków – zaczną jakieś burdy robić, to zaraz zejdą. Cały czas patrzą. Ostatnio Pakistańce czepiali się jakiegoś chłopa przebranego za babę. Wybuchła bójka, to i anarchiści przyszli zrobić porządek.
Polska
Rozmawiamy też, a jakże, o Polsce. Polska to są problemy, Polska to jest smutno i zimno, w Polsce ludzie mają spięcie dupy i innych części ciała – tłumaczy Robert. W Polsce jest praca – mówię. W Grecji jest słońce – odpowiadają. W Grecji jest luz. W Grecji życie jest łatwiejsze. Sylwester wylicza - morze jest blisko, koszty życia niewielkie, do połowy grudnia można chodzić w swetrze. Dzwoni się do domu. Albo i nie. Gdyby siostra wiedziała, co się tutaj ze mną dzieje – mówi Marcin – to przyleciałaby po mnie następnym samolotem. A po co tam wracać? Czy bilety do Polski drogie? Nie, niedrogie. Tanie – mówimy. Nie cieszą się, odpada kolejna wymówka, żeby nie wracać. W Polsce zapierdala się tylko i nie wiadomo po co – mówi w końcu Robert. Pozostali przytakują.
Polska 2
Polska to też policja, a lokatorzy ławki na Placu Exarcheia bardzo nie chcą być znalezieni. Dodatkowy plus mieszkania wśród anarchistów – policja tutaj nie wchodzi. A jak już się spotykają, to grecka policja ma inne rzeczy do roboty i słabe rozeznanie w tematach europejskich. Zresztą, powie Stanisław - nas to oni tolerują, tych całych uchodźców to nie znoszą.
Najgorsi
Ale najgorsi skurwiele – wtrąca Kazik – to są ze Złotego Świtu, ci to kurwa nikomu nie… Stanisław przerywa Kazikowi i już nie dowiem się niczego więcej. Ale mina Stanisława mówi mi, że na tych ostatnich lepiej w ogóle nigdzie nie trafić.
Przeprowadzka
Robert i Marian zajmują pustostan. Po kryzysie jest ich w mieście bardzo dużo. Legalne zajmowanie pustostanów wygląda tak: włamywać się nie wolno, więc się chodzi i sprawdza czy czasem nie otwarte. Czasem otwiera się i czeka - czy ktoś włamanie zgłosi? Czy policja przyjedzie? Przez tydzień, dwa absolutnie do środka nie wolno wejść. Na trzeci tydzień, jak się nic nie dzieje, można zająć. Do swojego pustostanu Marian z Robertem przynieśli telewizor ze śmietnika i meble. Telewizor naprawiony, chodzi jak nówka, niestety kanały na razie tylko greckie. A po grecku to oni co najwyżej efcharisto, znaczy dziękuję, a i tu nie ma co nadużywać.
Polska 3
A przecież przeżywają każdy mecz Lecha i Legii (Legia kurwa jebana!) Czekają aż skończy się msza w polskim kościele i otworzą delikatesy Wars i Sawa. Więcej nas było - mówi Stanisław - ale ludzie poumierali. Łatwo, za łatwo się tu żyje. Na alkohol zawsze starczy. Żyje się łatwo, umiera się łatwo. Jest ich coraz mniej i są coraz starsi. Na placu i na dzielnicy rządzą już przybysze z Pakistanu i Bangladeszu. Młodsi, głośniejsi, bardziej pewni siebie.
Panienki chcą się zdeprawować
Na Exarcheię przychodzą też turyści, studenci i ateńska bohema. To dla nich działają większe i mniejsze lokale okalające plac. Można kupić piwo za 5 euro, usiąść w ogródku i pooglądać sobie wszystko z bezpiecznej odległości. Za granicę robi niewielki plastikowy płotek, który oddziela prywatne od publicznego, piwo za 5 euro od piwa za 1 euro, obserwatorów i uczestników, gości i swoich.
Panienki nie chcą być frajerkami, co to płacą 5 euro za piwo warte najwyżej 1,5. Panienki chcą się zdeprawować. Usiąść jak równa z równym na placu. Na krawężniku. Na ławce. Osunąć się trochęw ten mrok, usłyszeć o czym rozmawiają ci roześmiani ludzie, poczuć się częścią tej dzielnicy. Chciałyby, ale się boją. W końcu kupują piwo w barze i siadają na krawężniku. Poczucie dezorientacji narasta. Czy powinny zwrócić kufle?
Wyjście. Politechnika Ateńska
Wracamy od strony Politechniki Ateńskiej. W pierwszej chwili myślę, że to squat, peszy mnie brak pomników, parkingów i złoconych marmurów. Na dziedzińcu wielki mural ku pamięci Killaha P., działacza i rapera zamordowanego przez neofaszystów ze Złotego Świtu. Graffiti, vlepki, plakaty, tablice ogłoszeń. Nikt tutaj nie ukrywa zaangażowania w politykę – studenci byli i są jedną z najbardziej rozpolitykowanych grup społecznych. To oni rozpoczęli strajk przeciwko juncie czarnych pułkowników w 1973 roku pośrednio przyczyniając się do jej obalenia. Zginęło wtedy blisko 200 osób. Jedną z konsekwencji tego protestu było również wprowadzenie zakazu wstępu policji i wojska na tereny uniwersyteckie. Dokładnie po 35 latach, w 2011 roku ten zakaz został zniesiony.
Na położonym w odległości 20 minut Placu Syntagma, centralnym miejscu miasta, trwa kolejny protest. Co się stało? – pytam jednego z uczestników - dlaczego protestujecie? Wszystko się stało – odpowiada. Tłum stoi na placu przed parlamentem i milczy. Widowiskowa zmiana warty przed Grobem Nieznanego Żołnierza przebiega bez zakłóceń. Turyści robią zdjęcia.
ratings: very good / excellent
I want more :)
ratings: perfect / excellent
Świetny kawał prozy dokumentalnej. Efcharisto