Go to commentsDług
Text 1 of 1 from volume: opowiadania
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2011-12-19
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views2703

Sylwia spała. Otulona samotnością, bezpieczna wśród czterech ścian. Mimo, że zamknęła drzwi na klucz i zaciągnęła zasłony, nie udało jej się całkowicie odgrodzić od świata. Na zewnątrz miasto wciąż żyło i w każdej sekundzie o tym przypominało. Do pokoju wdzierał się szum ulicy. Światło latarni wykorzystało wąską szparę między zasłonami by oświetlić jej nagą stopę i przeciągnąć na stronę jawy.

Początkowo, czyli jeszcze kilka lat temu, ciężko było jej tutaj spać. Przyzwyczajona do absolutnej ciszy, naturalnego światła księżyca i gwiazd często budziła się słysząc przejeżdżający tramwaj lub karetkę pogotowia. Teraz spała głęboko, zawinięta w pościel, z dłonią zwisającą poza krawędź łóżka, czarnymi włosami rozrzuconymi na poduszce, na którą ściekała niewielka strużka śliny.

Jej oczy poruszały się pod zamkniętymi powiekami. Śniła niemal każdej nocy. I tak, jak co rano przypominała sobie kim i gdzie jest w świecie jawy, tak każdego wieczora odnajdywały ją wspomnienia majaków z poprzedniej nocy. Jakby senne marzenia stanowiły jedną, spójną opowieść.

W tej chwili pod bosymi stopami miała kurz i skały. Ostre światło słońca utrudniało widzenie. Nie była sama... Zauważyła kogoś znajomego. Zmrużyła oczy... Tak, to była jej matka. Szła wzdłuż urwiska, choć wcześniej go tam nie było. Sylwia przystanęła i przyglądała się jej. Matka także się zatrzymała. Zaczęła coś do niej mówić, to co zawsze mówiła, choć córka nie słyszała słów. Jej usta układały się w dobrze znane kształty.

Dziewczyna jęknęła, przewróciła się na drugi bok i zacisnęła dłoń w pięść. Głowa ześliznęła się z poduszki.

Matka wciąż mówiła, aż zapomniała o przepaści tuż za plecami. Zrobiła jeden malutki krok w tył. Zamilkła. Obie wiedziały, że jest za późno, a mimo to córka pobiegła w stronę matki rozpaczliwie wyciągającej przed siebie rękę. Sylwia widziała w zwolnionym tempie, jak milimetr po milimetrze jej stopy odrywają się od skały, jak przechyla się do tyłu i zbliża w stronę śmierci. Nie mogła nic zrobić.

Obudziła się gwałtownie i zawisła gdzieś pomiędzy jawą a snem. Dostrzegała wyłaniające się z mroku kontury pokoju, lecz dużo wyraźniej widziała matkę patrzącą jej prosto w oczy, z ręką skierowaną przed siebie i stopą obsuwającą się ze skały. W tym jednym spojrzeniu zawarła wszystko, co kiedykolwiek jej powiedziała i to, czego nie zdążyła. Istota ich relacji, a może związku każdej matki z córką, wielopokoleniowego łańcucha życia, zmieściła się w dwóch źrenicach.

Nie po raz pierwszy koszmar o śmierci kogoś bliskiego zakłócił jej noc. Odczuwała ogromną ulgę, zmąconą świadomością, że przecież któregoś dnia coś podobnego wydarzy się naprawdę. W śmierci najbardziej przerażała ją nieodwracalność. Życie skończone, które można już oceniać, bo ma się pewność, że nic się w nim nie zmieni.

Wstała z łóżka, poszła do łazienki, a później do kuchni, po szklankę wody. W zamyśleniu upijała z niej łyk za łykiem. Czekała, aż mgła koszmaru się rozwieje i będzie mogła spokojnie wrócić do łóżka. I wtedy, nie wiadomo skąd przyszła jej do głowy pewna myśl. Co by było gdyby napisała do mamy list?.. A w nim wszystko, co chciała jej powiedzieć, co czuła, ale zawsze bała się wyrazić. Wtedy ona by wiedziała. A Sylwia miałaby pewność, że kiedy odejdzie... Oczywiście minie jeszcze bardzo wiele lat, zanim... Ale wtedy będzie wiedziała to wszystko, co powinna. Bez czego nie wolno jej odejść. Napisze, słowo za słowem, a później zmiętą kartkę wetknie między kamienie muru, który wybudowały między sobą. Matka wyciągnie ją z drugiej strony i w bezpiecznej odległości, za grubą i wysoką ścianą odgradzającą je od siebie, przeczyta. Sylwia nie będzie musiała patrzeć jak odczytuje zdania, jak wodzi wzrokiem po słowach. Nie odpowie na żadne pytanie. Jedynie wyobrazi sobie ją z listem w dłoni, dowiadującą się o wszystkim. Przecież nie musi przy tym być. Nie, one nie może przy tym być, przecież by tego nie zniosła, to jasne.

Ta myśl napełniła ją radosnym uniesieniem. Skrupulatnie odsuwała od siebie jakiekolwiek wątpliwości. Nie było czym się martwić. Zwłaszcza, że do dzieła przystąpi dopiero jutro. Przecież nie będzie pisać listu po nocy, Nie, nie, dopiero następnego dnia, bądźmy rozsądni. Do tego musi się wyspać, bo czeka ją męcząca podróż pociągiem. Do domu.


Budzik zadzwonił o 7.30. O liście przypomniała sobie dopiero pod prysznicem. Wątpliwości to stworzenia prowadzące dzienny tryb życia – nie dają się wtedy tak łatwo odpędzić. Czy nie lepiej, by wszystko zostało tak, jak jest? Bezskutecznie starała się wprowadzić w podniosły nastrój poprzedniej nocy. Nie szkodzi, napisze i tak. Schowała zeszyt i długopis do plecaka. Pociąg Warszawa-Suwałki odjeżdżał o godzinie 9.45. Postanowiła zaszaleć i wzięła taksówkę. W końcu to jej wielki dzień - wracała do domu z dyplomem magistra w dłoni. Niby nic wielkiego, przecież prawie każdy może postawić „mgr” przed nazwiskiem. Lecz rodzice byli z niej dumni i pewnie przywitają ją jak triumfatorkę. Sama też odczuwała zadowolenie.

Zdziwiła się, że w pociągu było tak mało osób. Wbrew zdrowemu rozsądkowi wybrała pusty przedział. Choć przypomniała sobie kilka opowiedzianych ku przestrodze historii: od kradzieży po wyrzucanie przez okno, czuła się bezpieczna. Zresztą nie wyobrażała sobie pisania w towarzystwie innych pasażerów – wścibskich, przeglądających kolorowe magazyny, jedzących kanapki. Usadowiła się wygodnie przy oknie, a zeszyt, długopis i butelkę coli położyła na fotelu obok. Czekała, aż pociąg ruszy, z nadzieją, że nikt się do niej nie przysiądzie.

Przesuwające się za oknem monotonne krajobrazy pomagały jej jasno myśleć. Patrzyła jak zabudowania rozrzedzają się, ustępując miejsca lasom, łąkom i polom. Otworzyła zeszyt, wzięła do ręki długopis. Kilka minut rysowała na kartce w kratkę nieregularne, bezsensowne wzory. Istotne decyzje i ważne obowiązki miały w sobie coś ze śmierci. Długo nie szły w zapomnienie. Pierwsza litera zawsze wydawała się decydująca. Zupełnie jak w jej pracy magisterskiej. Dopóki nie przekonała samej siebie, że to nic wielkiego, nie potrafiła sklecić ani jednego zdania. To tylko litery, wszystko można jeszcze zmienić. Aż ktoś inny ich nie odczyta. Wtedy, nic nie da się już zrobić.

„Chciałabym wyznać coś, czego nigdy wcześniej nie mówiłam. Mam nadzieję, że to dla oczywiste, jednak wolę mieć pewność.

Bardzo Cię kocham.

Dziękuję za wszystko, co od Ciebie otrzymałam.”

Zamknęła zeszyt i odłożyła go.

Sylwia nie wierzyła w bezinteresowne dary. Rodząc się zaciągnęła dług nie do spłacenia. Dostała życie – zdrowe ciało, sprawne zmysły i rozum. A wraz z nimi cały świat.

Była bardzo zadbanym dzieckiem. Kiedy myślała o wszystkim, co rodzice dla niej zrobili czuła przygniatający ją ogromny głaz odpowiedzialności.

Wyrzucenie podarowanego prezentu jest nietaktem. Odrzucenie ofiarowanych dziesięcioleci życia to już niemal zbrodnia. Była przykuta do ich dobroci łańcuchem własnych przekonań.

Poświęcili jej swój czas, najlepsze lata. Długie, bardzo długie lata. Gdyby robili w tym czasie coś innego... Wyobraźmy sobie tylko ile mogli osiągnąć! Ile wspaniałych projektów przedsięwziąć.

I wszystkie pieniądze, które wydali na jej utrzymanie. Aż trudno wyobrazić sobie tę sumę. Sylwia przeliczała 20-kilka lat swojego życia na nieruchomości, przedsiębiorstwa, fundacje. Mogliby spełnić swoje marzenia, pomagać innym, kształcić się. Mogli osiągnąć wielkie rzeczy.

Innymi słowy: czy była tego warta?

Dostała wszystko, oprócz możliwości odwdzięczenia się, a tym samym uwolnienia. Osiągając sukces nigdy nie będzie mogła z pełnym przekonaniem powiedzieć: sama tego dokonałam. Zawsze część zwycięstwa przypadnie im.

Jedynym sposobem oddania długu byłoby stanie się ideałem córki, który oni nosili w sobie. Stanie się ich opus magnum, cudownym, żyjącym arcydziełem. Dawanie z siebie wszystkiego, na każdym kroku, wykorzystywanie danych szans całkowicie, w pełni. Nowe ubranie? Należy dbać o nie jak najlepiej i nosić z dumą. Lekcje gry na pianinie? Trzeba starać się z całych sił i regularnie ćwiczyć. Z radością i entuzjazmem wykorzystywać każdą okazję by stać się jeszcze lepszą. Nie ważne czy tej szansy chcieliśmy czy nie.

Miała wrażenie, że pewnego dnia komornik zgłosi się po jej dług. Nie, wrażenie, lecz pewność. Przyjdzie do jej domu i każe się rozliczyć. I wszystko, co posiada nie wystarczy by go spłacić dług. Pewnie będzie musiała to jakoś odpracować. Albo trafi na metafizyczną czarną listę.

Oczywiście, że była wdzięczna i szczęśliwa. Zwłaszcza, kiedy słyszała opowieści o rodzicach niektórych ze swoich przyjaciół. Lecz wdzięczność była podszyta złością. Wspaniali rodzice odebrali jej szansę zrzucenia na nich winy za własne niepowodzenia. Sukcesy należały do nich, porażki tylko do niej.

Do przedziału wszedł konduktor i z miną człowieka z misją poprosił o bilet. Odszukała go w portfelu i podała, a mężczyzna obejrzał, przedarł i podziękował. Kiedy wyszedł otworzyła butelkę coli i wypiła kilka łyków. Przez chwilę wpatrywała się we własne dłonie. Później znów sięgnęła po zeszyt.

„Dziękuję za życie, opiekę, wskazówki.... Za wszystko.”

Sylwia zastanowiła się czy matka kiedykolwiek postąpiła zgodnie z własnymi radami. Zachęcała córkę była niezależna, polegała na własnym osądzie i nie ulegała wpływom innych. Sama bała się „co ludzie pomyślą”. Nalegała, by Sylwia dbała o swój wygląd, kupowała ubrania, kosmetyki, fryzjera. Niepomalowana, w starej sukience dawała pieniądze na kosmetyczkę. Kupowała drogie prezenty, których córka nie potrzebowała, mimo że nie miała za co spędzić urlopu nad morzem. Kazała walczyć o swoje, jednocześnie oddając jej wszystko, co miała. Jakby cały czas mówiła: „jestem taka nieszczęśliwa, zabierz wszystko, co mi pozostało i odejdź jak najdalej, bo spotka cię to samo”. „Nie bądź mną, bądź inna” oto jej główna rada.

„Czym ja jestem dla ciebie?” pytała w myślach Sylwia. „Marzeniem?”

Jak to możliwe, że matka nie lubiła samej siebie? Bo tu tkwi sedno, prawda? Nie potrafiła się docenić i zaakceptować. Często my sami, choć najbliżej siebie, oceniamy własne istnienie nieadekwatnie. Czy matka nie poznała w życiu nikogo, kto dałby świadectwo jej wartości? Sylwii przyszło do głowy, że to właśnie ona miała być tym dowodem... i zawiodła.

Być może matka w młodości popełniła jakąś straszliwą zbrodnię, za którą musi teraz odpokutować. Poświęcenie stało się jej sposobem na spłacenie długu, który sama zaciągnęła?.. Kto wie.

Oderwała wzrok od okna. Wyciągnęła z plecaka kanapkę. Wystarczy już rozmyślań, miała przecież napisać list i zrobiła to. Kiedy skończyła jeść schowała zeszyt do plecaka i poszła do toalety. Przejrzała się w zabrudzonym lustrze. Na jej twarzy widać było znużenie. Starła spod oka okruszek zaschniętego tuszu do rzęs. Wolałaby przestać już myśleć o matce. Skończyła list, nie było nic do dodania. Jednak nie potrafiła, a w swojej twarzy widziała jedynie to, co podobne do twarzy matki. Czuła się jakby była nieudolnie wykończoną kopią.

W żyłach płynęła krew jej przodków. Czy dlatego, że matka nie lubiła siebie, córka także nie potrafiła czuć do niej prawdziwej sympatii? W końcu to ta sama krew, z jakiegoś powodu sprzysiężona przeciwko sobie samej. Miłość, szacunek podziw, owszem, ale sympatii nigdy. A przecież to najszczersze ze wszystkich uczuć, które nie poddaje się obowiązkowi, nie zna powinności, ani sprawiedliwości. Należy szanować nauczycieli, podziwiać bohaterów, kochać rodzinę. Ale sympatia rodzi się spontanicznie, z jakichś nieuchwytnych wrażeń, których często nie rozumiemy.

Patrząc na własną twarz Sylwia pomyślała, że posiadanie dzieci to nie akt miłości, jak się zwykło sądzić, ale skrajnej pychy. W dziele kreacji nowego człowieka jesteśmy jak ślepi Bogowie. Niemal z niczego, na nasze podobieństwo i obraz powstaje istota, a wraz z nią nowa rzeczywistość. Lecz w przeciwieństwie do Boga człowiek nie potrafi przewidzieć kim stanie się jego dziecko, ani w jakim świecie przyjdzie mu żyć. A jednak podejmuje ryzyko i rozdaje iskrę życia na prawo i lewo. Co skłania ludzi do przypuszczenia, a czasem gorączkowej pewności, że należy własne istnienie przedłużyć? Być może w nieskończoność. Czy uważają się za tak wartościowych?

Boga na pewno wymyślił jakiś rodzic, aby nadać swej roli metafizyczny charakter. Bóg-ojciec (czy Bogini-matka nie byłaby bardziej na miejscu?), władca wszechświata, który nawet po śmierci ma władzę nad swoimi dziećmi. Jest w sercach, w umysłach, wszędzie. Cokolwiek dobrago mamy pochodzi od Niego. Cokolwiek złego uczynimy, to nasz własna wina. Bóg rzuca swe umiłowane dzieci w nieprzyjazny świat, by później osądzić czy sprawowały się dość dobrze i mogą w nagrodę siedzieć u Jego boku, aż do końca wieczności. Czy też należy je ukarać. Piekłem, czyli brakiem Boga.

„Koniec już!” powiedziała sobie stanowczo. Po co te myśli? Przecież to jej wielki dzień. Sama jest szczęśliwa. Wraca do dumnej i kochającej rodziny. Napisała list, który da jej pewność, że matka wie o jej uczuciach do niej.

Wyszła z toalety, wróciła do przedziału i jeszcze raz przeczytała list. Niewątpliwie był gotowy. Nie należało już nic dodawać, ani zmieniać. Brzmiał dobrze – szczerze i prosto. Od serca.

Uśmiechnęła się do siebie. Znów poczuła to radosne uniesienie, którego doświadczyła nocą. Będzie już tylko lepiej.

Resztę podróży spędziła czytając książkę, słuchając muzyki i jedząc. W myślach rozkoszowała się tygodniami wakacji, które miała przed sobą. Zaczęła nawet żałować, że jest sama w przedziale.


Pociąg dotarł na miejsce o godzinie 15.05, spóźniony 15 minut. Ponieważ na peronie stało tylko kilka osób od razu zauważyła członków rodziny – ojca, matkę i brata. Ruszyła do nich truchtem, z torbą raczej ciągniętą po asfalcie niż niesioną. Brat podbiegł do niej, uścisnął i zabrał bagaż. Później przywitała się z ojcem. Matkę przytuliła na końcu.

- Cześć mamo! - powiedziała i pocałowała ją w policzek.

- Cześć Sylwuś! - szepnęła matka nie wypuszczając jej z objęć.

List spoczywał między nimi, w wewnętrznej kieszeni kurtki i przez chwilę obie, matka i córka poczuły jak papier wygina się i deformuje pod naporem ich ciał.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media