Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2019-06-09 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1640 |
Prolog
Istota czyta Książkę. Po to właśnie jest żeby tworzyć światy, w które zazwyczaj nie ingeruje. Czasami to straszne nudne i wnerwiające, takie wpatrywanie się w pustą stronę. Dla niej zawsze jest pusta. Nie wraca do tego co było. Czyta to, co jednocześnie tworzy. Nie widzi tego co będzie, bo jeszcze tego nie ma. Sama dobrze nie rozumie na czym polega jej misja, kim jest i w jaki sposób to wszystko się odbywa. Może tworzyć literki, zdania, a jednocześnie pozostawiać postaciom możliwość wpływania na swoje losy. Wie tylko, że czyta dokładnie to, co dzieje się w Książce. Jest twórcą przeznaczenia, za które w dużej mierze, nie ponosi odpowiedzialności. Kolejny raz gubi się w tym wszystkim wiedząc, że nie po to istnieje, żeby wszystko teraz rozumieć. Jakiś wewnętrzny głos mówi do niej, że coś się wydarzy dziwnego związanego z tą właśnie Książką. Coś, co jeszcze nigdy nie miało miejsca. A zatem czyta nieprzerwanie, zapełniając puste kartki tekstem. Jest świadoma, że kiedyś nadejdzie taki czas, kiedy będzie musiała przerwać czytanie, gdyż każda książka ma swój kres. To ją właśnie niepokoi. Ta niewiadoma. A jednocześnie wzbudza ciekawość.
––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––––
Jesteśmy kochającą się rodziną. No prawie, bo kłótni u nas wiele, ale takich konstruktywnych po których pogodzenie, daje wzajemną radość. Mam wspaniałego męża i dwójkę chłopców. Przemiłe berbecie. Rozbiegane i pyskate. Jest jeszcze babcia. Bardzo lubi siedzieć na podwórku. Mieszkamy w niedużym domku. Niestety, prawie na odludziu. Z okien widać wielką Górę. Zawsze ma ośnieżony szczyt. Lubimy na nią spoglądać. Nie musimy się martwić o wyżywienie. Zjadamy to, co wyrośnie w ogródku. Dziwnym trafem nie tęsknimy za innym jedzeniem. Nie wiemy dlaczego tak jest. W sumie jesteśmy szczęśliwi. Jedno co nam trochę przeszkadza to „ogrodzenie`. Taką daliśmy nazwę. Poza Strefę wyjść nie możemy. Nie mam na myśli żadnego płotu lub coś takiego. Nic z tych rzeczy. Wokół naszego obszaru widzimy pustą przestrzeń, chociaż wiemy, że pusta nie jest. Dawno temu tak zdecydowano. Każda rodzina osobno. Poza Strefą to już „Inna Książka” przez kogoś Innego „czytana” Dla nas to żadna tajemnica. Mamy świadomość, że Ktoś tworzy nasze losy, o których my decydujemy. Nie rozumiemy tego do końca. Lecz wierzymy, że tak musi być.
Wchodzę do pokoju moich pociech. Siedzą przy stole. Zaglądam od tyłu. Jestem nieco zdziwiona. Właśnie jeden rysuje strzałę przebijającą serce. Pytam go, co to oznacza? „Mamo, ty nie wiesz? Możliwość przebicia naszego świata”.
Dziwnie to brzmi w ustach dziecka. U mnie taki obrazek wywołuje inne skojarzenia. Drugi syn mówi, że to on narysował: serce. A dlaczego przerywaną linią – pytam się. „Nie wiadomo, czy nasz świat będzie istnieć nieprzerwanie` – odpowiada tak samo dziwnie.
Kontury są ciemnoniebieskie. Jak atrament. Bo też nim zostało narysowane. Dzieci są pewne, że gdy wychodzili z pokoju, żadnego kałamarza, pióra i kartki nie było. A gdy wrócili, na stole stał cały zestaw. Jakby na nich czekał.
W naszym świecie pojawia się wiele różnych rzeczy, potrzebnych do życia. Nie jestem zaskoczona, ale jest mi dziwnie nieswojo, gdy spoglądam na atramentowe serce. Czuję dreszcze na plecach. Radość i lęk w jednym. Tak bym mogła określić mój stan. Niesprecyzowane przeczucie nadejścia czegoś nieuchronnego. A może o tym zapomnę? Dzieci chyba zapomniały. Przestały o tym mówić. Tym bardziej, że cały zestaw zniknął jakiś czas temu, a rysunek znika właśnie w tej chwili.
Czasami sobie myślę, jaka jest nasza rola w tym wszystkim. Czy ktoś ingeruje w naszą tożsamość. Ile zależy od nas tak naprawdę? Której z dróg szukamy? A może dopiero gdy odnajdziemy, będziemy wiedzieli. A przede wszystkim, jaki jest tytuł Książki? Czy kiedyś się tego dowiemy?
Czyta nieprzerwanie. Jest świadoma, że jej czas a ich, to dwa różne odczucia. Nie tylko odczucia. Rzeczywistość. Tutaj minęło go bardzo niewiele, ale dla postaci które tworzy, dla ich świata, znacznie więcej. Zdarza się niezmiernie rzadko, że odczuwa krótkotrwałe zaniki świadomości. Jak to możliwe skoro nie powinna o tym wiedzieć. Trwa to zazwyczaj kilka milisekund. Nie wie, czy ma to jakiś wpływ na Świat który tworzy. Nadal czyta spokojnie, lecz zaczyna odczuwać niepokój. Jakiś wewnętrzny głos znowu jej podpowiada, że powinna coś zmienić. Tak to dłużej trwać nie może. Ale co? Tego jeszcze nie wie.
Gdy spojrzymy na naszą górę, widzimy na samym szczycie, okrągłe, nieustannie migające Zielone Światło. Nigdy tam nie byliśmy, tak zupełnie blisko, ale na pewno musi być ogromne. Jak tylko pamiętamy, zawsze było i nadal jest. Cały czas pulsuje. Wiemy od dawna, co to oznacza. Kiedyś babcia siedząca na fotelu przed domem, powiedziała nagle:
– Ciągle jesteśmy wgrywani. Oby jak najdłużej.
– Ależ mamo. Raczej: czytani.
– Czytani też. Wiem co mówię.
Mój mąż kiedyś poszedł na tą górę. Chciał zobaczyć jak To wygląda z bliska. Kiedy wrócił, był jakiś nieswój. Powiedział tylko, że im bliżej podchodził, to Światło było dalej. Jakby nie chciało wyjawić swojej tajemnicy. Miał wrażenie, że czas na Górze płynie inaczej. Zapewniał, że był tam bardzo krótko. A ja czekałam za nim do wieczora. Więcej o tym nie rozmawialiśmy.
Właśnie dzieciaki do mnie podbiegły. Pytają zawsze o to samo: „Dlaczego nie możemy spotkać innych ludzi z tamtych Książek”. Tłumaczę im, że tak zawsze było jest i będzie. Nic na to nie poradzimy. Na niektóre sprawy nie mamy wpływu. Słyszę kolejne pytanie, dotyczące naszego życia: „Co się stanie… ? Nawet o tym nie myśl – odpowiadam.
Łączy się myślowo z pozostałymi. Też czytają nieprzerwanie. Co u licha się dzieje? Jakaś epidemia czytania? Razem, zupełnie niespodziewanie, jakby Ktoś kierował ich umysłami, podejmują pierwszą tego typu decyzję.
Bladym świtem budzi nas dwójka uroczych dzieci. Nawet babcia w sąsiednim pokoju marudzi, że chciała sobie pospać i nic z tego. Krzyczą uradowane, że na zewnątrz domu stoi kilku ludzi i że z nimi gadali i są bardzo w dechę. Jestem bardzo zaspana, więc tylko pytam: o jaką dechę wam chodzi? Znowu powtarzają, że są ludzie na podwórku, którzy powiadają, że już nie ma Strefy. Jak to nie ma Strefy – mówi zaspany mąż. – Nie może nie być Strefy. To jakiś: absurd. Dzieci kochane, wy chyba jeszcze śpicie.
Nie śpimy – krzyczą głośno. – Wyjdźcie i sami zobaczcie.
Wychodzimy. Rzeczywiście. Totalny szok. Prawda, która nie może być prawdą, a jednak nią jest. Prawdziwy Świat Książek – mówi z tyłu babcia.
Nasze rozmowy z przybyszami, ciągną się do późnych godzin nocnych.
Jest coraz bardziej niespokojna. Cały czas czyta, tak samo jak pozostałe. Coś wisi w powietrzu. Komunikują się nieustannie, jednocześnie kreując postacie i zdarzenia, o których sami nie wszystko wiedzą. Nie może tego pojąć. Nagle, w jednym ułamku czasu, jest świadoma, że czytanie dobiega końca. Czyżby miało to nastąpić? Pamięta, że całkiem niedawno chciała odpocząć od tego zajęcia. Teraz nie chce. Pozostałe też. Dlaczego?
Ojeju! Powtórka z rozrywki. Znowu dzieci nas budzą. Jeszcze bardziej podekscytowane i radosne. Aż im się policzki czerwienią z tych emocji, a buzie nie zamykają. Ledwo mogą mówić i to prawie równocześnie.
– Na górze pojawiło się nowe światełko. Stoi przy Zielonym. No ale właściwie to nie jest światełko… tylko taka… ogromiasta Śnieżna Obręcz… bardzo migocze… prawie świeci… jakby miała w środku srebrne gwiazdki… a w niej widać chmury… no i znowu dużo ludzi się pozbiegało na nasze podwórko… i oni tam patrzą… no wiecie… tam wysoko…
– Przestańcie trajkotać, bo nic nie rozumiem – mówię do nich, przecierając lewą dłonią prawe oko.– Jakie światełko? Na jakiej górze?
– No na naszej! Jest tylko jedna!
– O co chodzi – odzywa się mąż. – Czas na śniadanie? W środku nocy?
– To fajnie, że się obudziłeś. Wstawaj. Wychodzimy na zewnątrz. Coś się dzieje. Chyba słyszysz?
– Przecież nie wyjdę goły jak święty turecki.
– Kochanie! Ty nie jesteś... turecki. Przed chwilą się ubrałeś.
– Nie może być.
Jesteśmy na zewnątrz. Przed nami pokaźny tłum. Dopiero teraz się dowiadujemy, że tylko u nas jest taka Góra. Wszyscy patrzymy w jedną stronę. Nagle babcia każe nam wracać do domu. A co dopiero żeśmy wyszli. No cóż. Babci musimy słuchać. Jakże inaczej. Chce powiedzieć coś ważnego. Poznajemy po wyrazie twarzy. Nie pierwszy raz.
Naprawdę się denerwuje. Czyżby wszystkie razem równocześnie miały przestać czytać. Co będzie z tamtymi światami. Teraz niby są razem. I co z tego. Jak jeszcze długo? Nie powinno ją to obchodzić. Odpocznie i zacznie czytać następną? Czas w jej świecie i tam, płynie całkiem inaczej. Ale czy zawsze?
Siedzimy przy kuchennym stole. Na zewnątrz straszne zamieszanie. Jak byśmy pierwszy raz imprezę wyprawiali. Każdy mówi w swoim języku, ale jakoś wszyscy – w przeciwieństwie do przyjęcia - wiedzą o czym mówią pozostali. Lecz najważniejsze jest to, co ma do powiedzenia babcia. Ona zawsze mówi „do rzeczy”. W przeciwieństwie do nas, którzy często gadamy do „pustych szaf”. Słuchamy pilnie.
Zaczynają się ostatnie rozdziały . Czytający są u kresu wytrzymałości. Ich natura każe się martwić, a jednocześnie cieszyć. Znowu to jakieś dziwne. Niezrozumiałe. Wierzą, że kiedyś Superistota wszystko im wyjaśni. Jeżeli takowa istnieje. Sami już nie wiedzą co myśleć. A może tworzą bajkę?
– Nie chciałam wam o tym mówić żeby was nie martwić, ale istnienie Naszego Świata jest zagrożone. Kiedyś w końcu musiało do tego dojść. Różnie żeśmy się zachowywali, ale sądzę, że nie o to biega. To znaczy o jakąś zemstę… czy coś takiego. Czytający też muszą w końcu odpocząć. Nie jest rzeczą łatwą tworzyć Światy, a jednocześnie… nie tworzyć. Rozumiecie?
– Nie – odpowiadamy jednogłośnie.
– Ja też nie. Ale mogę wam powiedzieć, że jest nikła nadzieja.
– Mamo! Dlaczego nikła – pyta mój ślubny.
– Ty mi zięciu głupich pytań nie zadawaj, gdy się ważą losy Świata.
– Przepraszam mamo.
– Nie gniewam się. Chodzi o Śnieżną Obręcz, która widnieje na górze obok tego… Zielonego Rec.
– Babciu! Nie chcemy umierać.
– Szczerze powiedziawszy, nie wiem jak będzie z tym: umieraniem lub nie… gdy to nastąpi… jeżeli zdążymy.
– Nie rozumiemy.
– Moi rodzice mi opowiadali, a im ich rodzice, że kiedyś nastąpi Dzień Błękitnego Światła, ale nie jest to takie pewne.
– Babciu! Jakiego Błękitnego Światła?
Rozpoczyna się czytanie kilku ostatnich kartek. Istoty są nie tylko u kresu wytrzymałości. Gorsza jest niepewność, co za chwilę nastąpi. Dla nich i dla tamtych. Niby wiedzą, że nie mogą zginąć, póki czytają… ale co będzie później. To się jeszcze nigdy nie wydarzyło. Nie mogą przywołać historii, tym bardziej, że nie potrafią patrzeć i czytać wstecz. Ale też nie do końca jest to prawdą. Tylko nie wiedzą jak nazwać taką możliwość.
– Przepowiednia głosi – mówi babcia – że jeżeli przed końcem Wielkiego Czytania, Śnieżną Obręcz na Wierzchołku Góry wypełni Błękitne Światło, to Ten Świat razem z nami, będzie nadal istnieć. My będziemy inni i świat będzie inny… nawet po zaprzestaniu czytania. A nawet wtedy, gdyby książki zgniły, zostały spalone lub cokolwiek by się z nimi stało.
– Inny? – pytam nieśmiało. – To znaczy… lepszy?
– Tego nie wiem – odpowiada rezolutnie babcia.
Przez chwilę nic nie mówimy. Siedzimy jak zamurowani w lodzie. A zatem to prawda, że tylko u nas jest taka Góra, gdzie może to Światło rozbłysnąć, ratując wszystkie Światy, że wszystkich Książek. A może sami jesteśmy winni takiej sytuacji? Dlaczego właśnie tu, a nie gdzie indziej, ma się wszystko zdecydować? Pytamy babci, co o tym sądzi. Nic nie sądzi, bo też nie wie.
Początek ostatniej strony. W każdej książce. Zdenerwowanie Istot osiąga apogeum. Nadal czytają. Za chwilę wszystko się wyjaśni.
Wychodzimy na zewnątrz. Całe tłumy obserwują wierzchołek góry. Zielone Światło nadal pulsuje, ale coraz słabiej i z mniejszą częstotliwością. Jesteśmy zdenerwowani i podekscytowani jak nigdy dotąd. To się dzieje w naszym Świecie po raz pierwszy. Jesteśmy świadkami czegoś, co się nigdy nie wydarzyło i już nigdy nie wydarzy. Tylko jedna szansa, tu i teraz, na którą nie mamy żadnego wpływu. Jeżeli Zielone zgaśnie, zanim pojawi się Błękitne, to po nas.
Jeszcze kilka zdań.
Nadal czekamy. Cisza całkowita. Prawie boimy się oddychać. Nawet wiatr ustał. Powietrze jest ciężkie i duszne, a nasze ubrania mokre od potu. Patrzymy bez przerwy w jedno miejsce, które ma zdecydować o naszym losie. Zielone Światło przygasa. Jest mniej widoczne. Pulsuje co jakiś czas. Jak na zwolnionym filmie.
Ostatnie. Za chwilę Książki zostaną zamknięte.
Wnętrze Obręczy rozświetla słaby blask. Grobowa cisza staje się wiwatującym tłumem. Niektórzy klaskają a inni płaczą ze szczęścia. Wielu jest wycałowanych przez obce osoby. Dzieci biegają i podskakują wesoło. Większość nie jest świadoma, radosnej powagi sytuacji. Może im rodzice kiedyś opowiedzą.
Błękitne Światło pomału wypełnia Śnieżną Obręcz.
W tym samym czasie, Zielone zaczyna się robić przezroczyste.
ratings: perfect / excellent
W tym przypadku, przyszło mi na myśl; Istota czyta książkę... później zakończenie... no i musiałem zapełnić środek.
Dzięki za przychylną ocenę.Pozdrawiam:)
ratings: perfect / excellent
Bardzo oryginalny, odrębny i wysublimowany świat bohaterów - rodziców z dziećmi i ich babcią zawieszony w jakiejś samotnej z dala od ludzi nieokreślonej Czasoprzestrzeni z Czarodziejską Górą w dalekim tle...
Literatura piękna jest piękna jedynie dzięki utalentowanym jej Twórcom - oraz dzięki tym, którzy tę literaturę pilnie i uważnie czytają
Kiedyś nagle pomyślałem... istota czyta książkę... a później, to jakoś "poszło". Czasami tak mam.
Pozdrawiam:)
uogólniając,
filozoficznie zawsze przekłada się na o niebo lepszą jakość twojego życia. Trawestując znane porzekadło, powiemy:
Kto c z y t a, nie błądzi.
J A K oceniać dzieło literackie?Czym jest jego /aktywne zawsze/ pisanie?
Tym samym co /z definicji zawsze bierne/ czytanie??
/Subiektywny/ Autor nigdy nie będzie jej /obiektywnym/ Odbiorcą. N i g d y .
Tysiącletnie krwawe spory i kłótnie twórców i ich krytyków o sztukę są tak jałowe jak piaski Księżyca.
Weźta się, ludzie, do roboty, a nie tak swój czas po próżnicy marnujeta!
- Strefa /zamknięta/, Wysoka Góra, Zielone Światło, Świetlista Obręcz -
to jasne odniesienia do naszych codziennych ziemskich doświadczeń
od narodzin,
przez życie /z babcią, mężem i dziećmi/ wśród swoich w zamkniętym niezależnym od nas systemie,
po śmierć, która jest ostatnią kartką w naszej Księdze życia.
Kto ją pisze?
Czytelnik
To d w i e /często diametralnie różne/ poetyki.
Trzeba być ciężkim durniem, żeby kruszyć kopie o to, co Autor "nie to" i "nie tak" napisał, bo jego Czytelnik "nie tak" i "nie to" odczytał. A jesteśmy tej naparzanki codziennymi świadkami
;(
/Nikomu nieznany/ "Słownik"
/z takimi hasłami jak *autor* i *czytelnik*/
nisko - do samej ziemi - się kłania