Go to commentsDemoniczna Sekta. cz.5
Text 5 of 5 from volume: Powiastka Nr 8
Author
Genrefantasy / SF
Formarticle / essay
Date added2019-09-11
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views905

ROZDZIAŁ DWUDZIESTY PIĄTY


Mężczyzna odsypiał mrocznie zarwaną noc. Obudził go natarczywy telefon. Z miejsca stwierdził, że to Kornelia, lecz mylił się. Wstał odebrał połączenie.

Halo, Tycjan Sting. Słucham.

Witaj Tycjanie. – Z tej strony mama Kornelii. Mam dla ciebie istotnie ważną informację. Otóż kilka dni temu zmarła twoja babcia i zostawiła testament. Nikt nie mógł cie znaleźć więc gdy tylko dowiedziałam się o tym postanowiłam, że cie o tym powiadomię. Musisz przyjechać do Ballina.

Jak to babcia? Ta ze strony ojca?

Dokładnie.

To straszne. Nie miałem pojęcia, że ona jeszcze żyła. Już jako dziecko powiedziano mi że babcia nie żyje. Okłamano mnie. Dobrze w takim razie skontaktuję się z pani córką i przyjedziemy. Przy okazji Kornelia odwiedzi panią.

Ślicznie dziękuję. Strasznie stęskniłam się za córcia.

Tak więc do jutra.

Do zobaczenia.

Przebrał się w dżinsy i dziany sweter, spakował potrzebne rzeczy na podróż i zadzwonił do Kornelii.

Halo? KORNELIA?

Tak. W końcu odezwałeś się. Jak mogłeś tak zawzięcie milczeć? Strasznie się martwiłam. Nigdy więcej tego nie rób!

Tycjan postanowił porozmawiać spokojniej, ponieważ ewidentnie to z jego winy przyjaciółka ma do niego wyrzuty. W obecnej chwili nie mógł jej zdradzić tego co się z nim dokładnie działo. Musiał ta sytuacje zgrabnie załagodzić oraz wyjaśnić a raczej skłamać. Niestety. Strasznie nie znosił być wobec bliskich nie w porządku, jednak w tej sytuacji jest do tego zmuszony. Podejrzewał, że Kornelia okropnie przeraziła by się gdyby wyznał jej prawdę i na pewno odsunęła od niego, a przecież tego nie chciał. Gdy człowiek zakocha się, to czasem los pisze swój scenariusz i przewraca życie do góry nogami, zamienia go w demona.... I jak to teraz wszystko poukładać? - rozmyślał. - Martwił się tą całą sytuacją.

Posłuchaj Kornelio. Byłem w delegacji za granicą , nie miałem czasu. Miałem ogrom pracy. Wybacz mi. Nie chciałem abyś się martwiła, ale teraz dzwonię, jestem cały i zdrowy. Proszę nie gniewaj się już na mnie. Nie krzycz, bo podle się czuję, a przecież nie zrobiłem tego naumyślnie.

Kornelia dopijała kawę. Zdziwiło ja to, że tak bardzo Tycjanowi zależało na niej. Poczuła ciepło na sercu. Od razu wymiękła, jak tylko poprosił aby nie krzyczała. Przecież był w pracy. - tłumaczyła sobie. - Postanowiła odpuścić.

No dobrze, już dobrze. Wybaczam ci. Rozumiem, pracowałeś. Ok.

Kornelia włączyła Tycjana na tryb głośno mówiący, odłożyła telefon obok zlewu i zaczęła zmywać naczynia.

Tycjan słyszał jak kobieta jego życia krząta się po kuchni. Wziął do ręki torbę podróżną i wychodząc z domu zamknął drzwi na klucz.

Kornelio posłuchaj. Mam do ciebie prośbę. Czy zechciałabyś pojechać ze mną do naszych rodzinnych stron?

Do Balliny? Powiedz tylko w jakiej sprawie?

Wyobraź sobie, dzwoniła do mnie twoja mama. Powiedziała, że moja babcia, matka ojca zmarła nie dawno, gdzie wcześniej myślałem, że już dawno nie ma jej na tym świecie. No i podobno zostawiła testament w którym jestem uwzględniony więc muszę tam pojechać. Po prostu potrzebuje twojego towarzystwa przy okazji odwiedzisz swoją mamę. Mówiła że bardzo stęskniła się za tobą.

Dziewczyna rozpromieniła się.

Z ogromna radością odwiedzę mamę. Do tej pory nie miałam czasu by się z nią spotkać. Minęło parę miesięcy odkąd ostatni raz się widziałyśmy. Żyłam ciągłą pracą. Kontaktowałyśmy się tylko telefonicznie. Jednak mimo wszystko tęsknię za rodzicami. To kiedy i o której jedziemy? Tycjan przekręcił kluczyki stacyjki samochodu.

Właśnie wyjeżdżam po ciebie. Zapakuj najpotrzebniejsze rzeczy na podróż. Nie przejmuj się brakiem kanapek, zjemy coś w przydrożnym barze.

Mało czasu mi dałeś, ale może się wyrobię.

To do zobaczenia.


ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SZÓSTY


Następnego dnia Tycjan wraz z przyjaciółką pojechali do notariusza. Tam w oddzielnym pokoju Tycjan odsłuchał testament. W spadku odziedziczył starą chatę i listy babci. Wyszedł z gabinetu notariusza wyraźnie zaintrygowany. Mimo, że nurtowały go rozmaite pytania. Co może znajdować się w listach? Jednak postanowił poczekać z ich otwarciem.

Kornelia siedziała w poczekalni obłożona gazetami o modzie. Nie zauważyła mężczyzny. Tycjan z wielką radością i zauroczeniem spoglądał na swą piękną przyjaciółkę.

Kornelio?

Kobieta zdezorientowana podniosła głowę znad gazet i spojrzała na Tycjana uśmiechając się.

Widzę, że załatwiłeś swoją sprawę?

Dokładnie. Możemy jechać.

Prowadząc w skupieniu samochód Tycjan przerwał krępującą ciszę:

Kornelio, dziękuje ci że mi towarzyszyłaś w tak ważnej chwili. W spadku odziedziczyłem dom i jeśli się nie obrazisz chciałbym spędzić w nim kilka chwil.

Kobieta uniosła dłonie w przyzwoleniu.

Zgoda. Nie ma sprawy. Podrzuć mnie tylko do mamy. Zobaczymy się później?

Tak, oczywiście. Zadzwonię.

Podjeżdżając pod dom który odziedziczył miał nadzieję zobaczyć piękny zadbany budynek. Niestety to co zastał można określić jako za stan opłakany. Domek wręcz rozlatywał się. Wszedł do środka. Pełno gratów. - stwierdził. Kątem oka zauważył wejście na strych. Wdrapał się na górę po nieco chwiejnej drabinie. Czuć było okropny zaduch, jakby od lat tu nikt nie urzędował. Zapewne babcia nie miała sił ostatnimi czasy by tu zaglądać. - pomyślał. W rogu przy oknie zastał prowizoryczne biurko i krzesło. Ostrożnie usiadł na nim obawiając się że runie razem z nim na podłogę, jednak było wytrzymalsze niż przypuszczał. Na biurku stała lampka, która zaskoczyła go miło światłem po włączeniu pstryczka. Przypomniał sobie, że w kieszeni kurtki ma schowane listy od babci. Położył je na blat. Zastanawiał się nad ich otwarciem. Raz się żyje .- rzekł odważnie na głos. Chwycił list najwcześniej napisany. Charakter pisma babci pozostawiał wiele do życzenia.


Drogi Wnusiu”

Od lat nie widziałam Ciebie nad czym bardzo ubolewam. Twój ojciec zakazał mi widywać się z Tobą i Twoja matką. Mój syn jest zróżnicowanej natury. Starałam się wychować go na dobrego człowieka, nie wiem dlaczego zbłądził. Próbowałam chronić go przed złymi sytuacjami, by nie kierował się na złe tory - jednak nie udało mi się. Boję się tego, że zrobi Tobie krzywdę. Zapewne wyrosłeś na przystojnego mężczyznę więc mnie już na tym ludzkim świecie nie ma.


Tycjan chwycił drugi list, w którym babcia opisywała swoje smutne lata. Fragment listu przykul jego uwagę.


Pewnego wieczora zamierzałam pójść na spacer, gdy nagle zabrzęczał telefon. Dzwoniła Twoja matka. Bardzo się o Ciebie martwiła. Mówiła, że zaginąłeś. Policja szukała Ciebie już około tygodnia. Bardzo mnie to zmartwiło, ale i zastanowiło. Otóż w tym samym czasie Twój ojciec pomieszkiwał u mnie. Coś mi mówiło, że to jego sprawka. Dwa dni później Twój ojciec przyprowadził Cie zmarzniętego i dziwnie nieprzytomnego. Zajęłam się Tobą. Wykąpałam, nakarmiłam w chwilach przytomności i powiadomiłam Twoja mamę. Może źle zrobiłam, że zataiłam Twój chorobliwy stan. Powiedziałam, że przez ten czas byłeś u mnie, że oboje spędzaliście u mnie czas. Po dziś dzień nie mam pojęcia, gdzie Cie ojciec przetrzymywał i co z Tobą robił. Pewne było to, że faszerowali Ciebie jakimiś substancjami, miałeś ręce po kute od igieł. Przeraziło mnie jedno. W chwilach nieprzytomności otwierałeś oczy na nic nie reagując, te oczy były czarne jak węgiel, jak u obcej istoty. Nie wiedziałam jak wtedy postąpić. Jedyne co mi do głowy przychodziło to trzymać Ciebie za rękę lekko głaszcząc po wierzchu dłoni. Po paru dniach Bóg wysłuchał moich modlitw o Twoje zdrowie. Nabrałeś sił i wigoru. Odesłałam Ciebie do matki. Od tamtej pory nie widziałam Ciebie. Żegnaj mój Wnusiu, żegnaj. „


Tycjan jeszcze raz przeczytał treść listu. Zaintrygował go opis oczu, które robiły się ciemne. Takie jak przy obecnych przemianach. Co się za tym kryje? Już jako dziecko miał objawy przeistoczenia. Dlaczego teraz dopiero się to wszystko ujawniło? Pytania nie miały końca. Tylko skąd wydobyć odpowiedzi? I co się z nim działo w czasie, gdy zaginął w dzieciństwie? Jeżeli babcia o zaginięcie posądzała ojca to dokąd on mnie wywiózł? Całkowicie tego nie rozumiał.

Czasami nachodziły go refleksje na temat ojca. Zastanawiał się gdzie on się teraz podziewa. Czy w ogóle żyje? Może warto było by się z nim skontaktować? Może wtedy opowiedział by mi o tym. Wytłumaczył by dlaczego dobił matkę i dlaczego zaginął w dzieciństwie?

Chwycił za telefon i wybił numer. Po chwili odezwał się mężczyzna.

Słucham?

Witam panie Moore. Tu Tycjan Sting.

Ach. Tycjan. Czy coś się wydarzyło, że dzwonisz o tak późnej porze?

Tycjan spojrzał na zegarek, było wpół do dwudziestej trzeciej.

Nie miałem pojęcia, że jest tak późno. Straciłem rachubę czasu. Przepraszam.

W porządku. Nic nie szkodzi. Powiedz w jakiej sprawie dzwonisz?

Tycjan stąpał z nogi na nogę. Nie wiedział jak tą sprawę ruszyć.

Pamięta pan sprawę mojej skatowanej matki? Zrobił jej to mój ojciec.

Tak, dokładnie. Do dziś jego nie namierzyliśmy.

Głównie o niego mi chodzi. Jakiś czas temu byłem na cmentarzu i idąc do auta zauważyłem złodzieja. Wydawało mi się, że to był Konrad Sting mój ojciec. Bardzo proszę aby poruszył pan niebo i ziemię by jego odnaleźć. Jest mi potrzebny do wyjaśnienia pewnej ważnej sprawy istniejącej w moim życiu.

No cóż. Dobrze. Mam tutaj większy zespół policyjny więc postaram się zrobić wszystko co w mojej mocy, by odnaleźć twojego ojca.

Dziękuję. Ojciec musi zapłacić za skatowanie mojej matki.

I tak się stanie. Jak tylko zdobędę jakieś informacje, zadzwonię.

Dobrze. Jeszcze raz dziękuję. Do usłyszenia.

Do usłyszenia.

Rozłączyli się. Już podczas rozmowy ponownie zaczęła oblewać go gorąca fala. Paliły go opuszki palców z których stopniowo wyrastały szpony.

Zaczyna się.

Po przemianie wybiegł z domu babci. Rozłożył skrzydła i wzniósł się w powietrze. Przecierając szlak ciemnych chmur do jego uszu dotarł przeraźliwy krzyk. Odruchowo skierował się tam. Zniżył swój lot i dostrzegł kobietę, a przed nią stał... Nie mógł uwierzyć własnym oczom... Dużo wcześniej, gdy tylko wzniósł się w niebo wyczuwał druga istotę. I oto właśnie patrzył na niego. Demona. Nieco wyższego, kościstego jak on, tylko jego oczy wydawały się mieć barwę krwi. Intruz spojrzał na niego. Zauważył, że jest w głębokim szoku. Tak jak Tycjan sądził, że istnieje tylko on. Tycjan ruszył z impetem na Demona przeszkadzając w nieunicestwieniu kobiety . Intruz bronił się zręcznie. Miał przewagę, gdyż jego ogon był zakończony ostrzem. Jego siła pokonywała Tycjana. Został uderzony w tors tak silnie, że odrzuciło go o kilka metrów dalej. Nie ważne że przegrał, istotne jest to, że kobieta zdążyła uciec. Stwór odleciał. Tycjan wstał z trudnością, zebrał siły i wzbił się w powietrze. Postanowił śledzić stwora. Tycjan przemierzał miasta, lasy, szlak wodny. W ciemnościach trudno było dojrzeć przeciwnika, jedynie wyostrzony węch i słuch prowadził go ku niemu. Dotarł do wyspy, gdzie jego oczom ukazała się ogromna budowla ogrodzona ostrymi skałami i drutami wysokiego napięcia. Tycjan domyślił się, że może to być więzienie, tylko nie miał pojęcia czy ono funkcjonuje, czy może jest opuszczone i służy stworowi za kryjówkę. Kątem oka dojrzał stwora jak ląduje w ochach i znika. Postanowił zaryzykować i pójść w jego ślady. W lochach były zamontowane czujniki ruchu wiec z każdym jego stąpnięciem boczne boczne lampki oświetlały drogę. Tunel miał około dziesięciu metrów długości, łączył się on z ogromną salą oświetloną pochodniami.

Stwór przeistoczył się w człowieka, jest bardziej rozwinięty niż on. - stwierdził. - musiał wcześniej nabyć mocy , ponieważ możliwość przeistoczenia się w człowieka jest ogromnie trudna. Tycjan próbował tego nie raz jak na razie z marnym skutkiem. Źle czuł się w swojej postaci, był ogromny i w razie ataku stwora lub jego sprzymierzeńców ciężko było by mu się skryć. Zapamiętał wyraz grymasu stwora gdy Kobieta zdołała uciec. Nie miał pojęcia co ten stwór wyprawia z płcią piękną i nie chciał wiedzieć, ale pewne było to że nie jest to nic dobrego.

Tycjan poczuł się nie wyraźnie. Postanowił opuścić teren więzienia i wrócić do domu babci.



ROZDZIAŁ DWUDZIESTY SIÓDMY


Kornelia niepokoiła się o Tycjana. Od kilku godzin nie dawał znaku życia. Jadąc autem pędzona czarnymi myślami skierowała się do chaty jego babci. W środku nie było śladu przyjaciela. Zajrzała do kuchni. Rzeczy kuchenne były zachowane w dobrym stanie więc postanowiła zaparzyć sobie herbatę. Po paru minutach parującej cieczy usiadła w salonie na sofie. Poczuła się niesamowicie przyjemnie, ciepło herbaty rozgrzewało jej zziębnięte ciało co sprawiło, iż zasnęła. Obudził ją głośny łopot skrzydeł, potem huk, kroki na dachu. Ktoś chce okraść ten domek. - pomyślała. - Co ja mam teraz zrobić?

Zerwała się na równe nogi. Musiała szybko się schować, ale gdzie? Babcia miała dużą starą szafę. Postanowiła się tam schować. Weszła do środka i zamknęła drzwiczki od środka. Szafa była na tyle stara, że przez szparki mogła obserwować co się wydarzy. Usłyszała jęki, przeraźliwe krzyki. Zobaczyła ogromnego, skrzydlatego stwora. Była przerażona, krzyk ugrzązł w jej gardle. Potwór zaczął zmieniać posturę na postać człowieka – mężczyznę którego znała od dzieciństwa. Tym stworem był Tycjan. Nagi przyjaciel ciężko opadł na łóżko, po czym momentalnie zasnął. Usłyszawszy miarowe głośne chrapanie, wymknęła się z szafy i czym prędzej czmychnęła do salonu. Opadła na sofę czekając, aż Tycjan obudzi się i wyjaśni to co się wydarzyło. Ogromnie bała się tych nowości, ale przecież to Tycjan. Musi poznać prawdę.

Nazajutrz Tycjana obudziły promienie słoneczne, które tańczyły po jego twarzy. Usiadł na łóżku. Oparł łokcie na kolanach i przetarł dłońmi oczy. Następnie wstał, wziął kąpiel i ubrał się. Zszedł na dół do salonu. Na sofie zauważył śpiącą kobietę. Była nią Kornelia. Nie spodziewał się tego , że przyjedzie. Musiała bardzo martwić się, gdyż faktycznie tak mocno wsiąkł w tą sprawę, że zupełnie zapomniał odezwać się do przyjaciółki. Zaczęły dręczyć go obawy w związku z tym, czy jego przyjaciółka przypadkiem nie zauważyła jego w postaci demonicznej? Jeżeli tak, to mogło ją solidnie przestraszyć. Z drugiej strony gdyby tak było, to na pewno uciekła by stąd gdzie pieprz rośnie. Jakiś czas temu obmyślał to by zdradzić swój sekret, ale nie czuł się na siłach by jej to wyznać. Owszem bardzo chciał podzielić się podzielić z przyjaciółka ty z czym się zmaga, ponieważ samemu ciężko jest to zdzierżyć.

Usiadł w fotelu naprzeciw śpiącej kobiety. Kornelia wyczula czyjąś obecność i obudziła się. Nadal leząc podparła rękę pod głowę i wpatrywała się w milczeniu w mężczyznę. Nie wiedziała co powiedzieć. Jak zacząć tą trudną rozmowę. Na szczęście Tycjan wybawił ją z opresji.

Witaj. Powiedz co tutaj robisz? Mówiłem że się odezwę.

Czuł w sobie złość, nie potrafił jej wygasić. Nie chciał by tak gronie to zabrzmiało, ale trudno mu się opanować. Kobieta usiadła, spuściła stopy na podłogę wpatrując się w niego pięknymi oczyma z lekkim przestrachem rzekła:

Przepraszam jeżeli naruszyłam twoją prywatność, ale sądziłam że jesteśmy przyjaciółmi. Martwiłam się więc przyjechałam tutaj. Nie odzywałeś się.

Spojrzała na niego z wyrzutem.

Tak. Wiem. Nie przepraszaj to moja wina. - wstał, włożył dłonie do przednich kieszeni dżinsów. - Powinienem był zadzwonić. Powiedz jak długo tu jesteś?

Gdy przyjechałam dom był pusty. Rozgościłam się robiąc sobie herbatę. Nie mam pojęcia kiedy przysnęłam. - Spojrzała niepewnie na Tycjana. - Muszę ci coś powiedzieć.

Słucham?

Obiecaj, że się nie zdenerwujesz i nie zrobisz mi krzywdy.

Tycjan przeląkł się. Wiedział co nastąpi. Podszedł do kobiety, ujął jej twarz w dłonie.

Kornelio nigdy tak więcej nie mów i nie myśl. Nie był bym w stanie skrzywdzić kobiety a już na pewno nie osobie której mi bardzo zależy. Proszę uwierz mi.

Kobieta odepchnęła lekko mężczyznę i podeszła do okna wpatrując się w piękny wschód słońca. Nie odrywając wzroku rzekła:

Tycjan ja wiem. - nastąpiła chwila ciszy – Wszystko widziałam. - odwróciła się do niego. - Czym ty jesteś? Widziałam potwora, który przeistoczył się w ciebie.

Mężczyzna był rozbity.

Kornelio, opowiem ci wszystko co wiem i co się ze mną stało. Tylko proszę nie opuszczaj mnie. Nie mam już żadnej osoby, na której mógłby polegać.

Kobieta westchnęła głośno. Opuściła dłonie wzdłuż tułowia. Czuła się osaczona, ale w głębi wiedziała, że nie opuści Tycjana. Targały nią silne emocje. Nie wiedziała co ze sobą zrobić. Czy uciec stad? Czy zostać i wysłuchać historii ukochanego do końca? Pragnęła zostać, a jednocześnie bala się, ze w chwili zdenerwowania Tycjan zamieni się w potwora. Nie miała pojęcia jak jego organizm zareaguje. Co sprawia, że się przemienia? I od kiedy to wszystko się dzieje? Czy od dziecka? Czy ojciec Tycjana również jest otworem, a może była ni jego matka? Myśli kumulowały się w jej pięknej główce. Kornelia patrzyła tępo na Tycjana. Mężczyzna zaczął przeszukiwać szafki. W mini barku zauważy butelkę alkoholu wysoko procentowego. Wlał płyn do szklanki i podał przyjaciółce.

Trzymaj, wypij trochę. To nalewka babci, jak zauważyłem – własnej roboty.

Nalał płyn do drugiej szklanki i zrobił porządny łyk. Nalewka była nieziemsko paląca, ale smaczna. Odstawił szklankę. Spojrzał na Kornelię, która za jednym haustem wypiła całą zawartość.

Tycjan o co tutaj chodzi? Kim ty jesteś? Dlaczego masz przede mną tajemnicę, przecież jesteśmy przyjaciółmi. Jak mogłeś ukrywać swoją drugą tożsamość? Czego się bałeś? Tego że nie zrozumiem i ogłoszę to światu? Przecież zastrzelili by ciebie. Nie mogła bym sobie tego darować. A w ogóle można cie zabić? Jak to wszystko wygląda? - kobieta złapała się za głowę. - Nie pojmuję całej tej sytuacji. Jesteś mi winien wyjaśnienia. Stanęła buńczucznie z rękoma opartymi na biodrach z rozstawionym lekko rozkroku.

Ja sam znam tylko strzępy tej historii. W domu babci przeczytałem listy które zostawiła w testamencie. Opisane jest tam, że w dzieciństwie ojciec zabrał mnie w podejrzane miejsce. A gdy mnie przyprowadził do babci to gorączkowałem i oczy stawały się czarne jak węgiel. To prawda mówię jak potłuczony, ale zrozumiałem, że jestem inny w dniu swoich ostatnich urodzin. Tamtej nocy miałem pierwszą przemianę. Cholera wie dlaczego zamieniam się w demona. Nie umiem tego wytłumaczyć. Podejrzewam, że jedno z rodziców było potworem, ale nie jestem pewien. Nie jest to potwierdzone. Dlatego zadzwoniłem do szeryfa Moore by spróbował odnaleźć mojego ojca. Musze wyjaśnić całą tą sprawę. Oczywiście tylko ty znasz prawdę, nikomu więcej nie mogę zaufać.

Dziewczyna była w szoku. Wiadomości które usłyszała od Tycjana przerażały ja.

Powiedz czy po transformacji... zabijasz?

Mężczyzna poczuł jakby trafił w niego grom. Odpowiedział prawie natychmiast.

Nie! Oczywiście, że nie. Okaleczam ale tylko zbirów. Mój instynkt karze ratować ludzi. Groteskowa sytuacja, ale ja naprawdę pomagam ludziom wyjść z opresji. Mało tego pewnej nocy odkryłem coś ważnego.

Kornelia była wyraźnie zaintrygowana.

Co takiego?

Ratowałem kobietę, musiałem zmierzyć się z...

Z kim? - niecierpliwiła się.

Z innym demonem.

Kobieta wytrzeszczyła oczy.

Jak to możliwe, że jest was dwóch?

Nie mam bladego pojęcia, ale wyobraź sobie jest o wiele silniejszy i bardziej panuje nad mocami. Poleciałem za nim i dotarliśmy na wyspę okalaną skałami. Nie jestem pewien ale budynek wyglądał mi na więzienie. Widziałem jak ten demon przemienia się w człowieka. Chciałem bardziej powęszyć, ale w postaci człowieka, niestety jeszcze nie umiem tego w pełni opanować.

Jakie to wszystko skomplikowane.

Dokładnie. Teraz jestem zmuszony ukrywać się. Muszę bardzo uważać by nikt w okolicy mnie nie namierzył.

Oczywiście na mnie możesz liczyć. Dochowam tajemnicy.

Podeszła do Tycjana z lekką obawą. Mężczyzna przytulił ją do siebie.

Nigdy cie nie skrzywdzę. Pamiętaj o tym. Jesteś dla mnie wszystkim.

Kobieta mocniej przylgnęła do gorącego ciała.

Tycjan. Kocham cie z całego serca. Owszem boję się co dalej z nami będzie. Jak rozwiążemy tą sprawę.

Przyłożył palec do ust ukochanej.

Cichutko. Damy radę. Kocham cię. Jesteś moja, tylko moja.

Pocałował ją czule, a ona odwzajemniła to.



ROZDZIAŁ DWUDZIESTY ÓSMY


Noc była zasłonięta kłębiastymi chmurami, które gnane przez silny wiatr sprawiały iż poświata stawała się czarniejsza niż nie jedno serce złoczyńcy na świecie. Po pogrzebie Celeste, Malwina nie mogła się pozbierać. Czuła jakby jej świat zapadł się pod ziemię.

Tamtej nocy widziała wszystko. Śledziła siostrę, gdyż martwiła się o nią ogromnie. Podjechała autem ze zgaszonymi światłami pod opuszczony magazyn, gdzie nieopodal znajdowało się złomowisko. Zastanowiło ją to, co jej siostra robi na tym pustkowiu. Zgasiła silnik i ruszył a za siostra uważając by ta jej nie zauważyła. Weszła do środka. Hala była ogromna i zimna. Ledwo mogła wypatrzeć ją w ciemnościach. Celeste zapaliła lampy, wydawało by się, że za to miejsce bardzo dobrze. Nagle za oknem przeleciał cień. Zmroziło to Malwinę. Mimo strachu postanowiła wytrwać. Uważnie przyglądała się wydarzeniom. Drzwi magazynu rozwarły się z hukiem. Wszedł przez nie stwór jakiego nigdy w życiu nie widziała. Celeste wpatrywała się w niego jak w przepiękny obrazek. Stwor podszedł do niej i zaczął ja obłapiać. Przeraziło ją to że jej własna siostra uprawiała z nim sex, ale coś było nie tak. Celeste wpierw cieszyła się z upojenia, nagle zaczęła krzyczeć, ta przeraźliwie, że chciała tam pobiec, ale coś ja paraliżowało. Nie mogła się ruszyć. Po chwili stwór odleciał. Malwina pobiegła do siostry, niestety było już za późno. Nie żyła. Z jej pochwy wypływał żrący kwas. Szybko chwyciła za telefon i wykręciła za telefon i wykręciła numer szeryfa Moore.

Wspomnienia nadal ja mroziły. Dręczyła się myślą, że nie pomogła siostrze. Tylko jak miała to zrobić? Jak walczyć z tym stworem? Tłumaczyła się, lecz i tak czuła brzemię na duszy. Nagle firanka poruszyła się. Nie przypominała sobie by otwierała wcześniej okno. Odwróciła się i ujrzała człowieka, który przez migawkę wyglądał jak tamten stwór, który zabił jej siostrę. Krzyknęła. Zaczęła uciekać. Stwór złapał ją za rękę. W jednej chwili przestała się jego bać. Nic do niej nie mówił, ale coś podpowiadało jej, żeby stanęła na tarasie. Weszła na rampę, rozłożyła ręce na boki i skoczyła.

Kornelia zajechała pod dom przyjaciółki. Drzwi tarasu były otwarte na oścież. W głębi domu paliło się światło. Zastukała do drzwi. Nikt nie odezwał się. Chwyciła za klamkę, były otwarte więc weszła do środka. Zawołała kilka razy przyjaciółkę – nie odezwała się. Kobieta zaczęła się martwić. Dlaczego Malwina zostawiła otwarty dom.? Gdzie się wybrała w tak deszczową noc? Stanęła na pierwszy stopień schodów, który zaskrzypiał niebezpiecznie. Brnęła dalej weszła na górę do pokoju gdzie paliło się światło. Rozejrzała się i nikogo ani niczego podejrzanego nie zastała. Wyszła na taras. Coś przykuło jej uwagę, zerknęła w dół. Ujrzała kogoś leżącego, była to jej przyjaciółka.

Malwina!!!

Krzyknęła, lecz nie uzyskała odpowiedzi. Jej ciało było dziwnie przekręcone. Obawiała się najgorszego. Chwyciła za telefon i wybrała numer.

Tycjan! - krzyknęła przeraźliwie – Jestem w domu Malwiny! Ona chyba nie żyje!

Zaraz tam będę. Niczego nie dotykaj.

Odwróciła się i zamarła. Tuż za przed nią stał ogromny potwór i sapał wprost do twarzy kobiety.

Tycjan to ten demon. On ja zabił...

Tylko tyle usłyszał. Nieprzytomna kobieta leżała na podłodze uderzona przez przybysza. Przerzucił ja przez ramię i odleciał pozostawiając pusty dom.


***


Deszcz padał nieustannie. Szeryf Robert Moore zasłonił storami okno swojego gabinetu. Ostatnie wydarzenia nie mieściły mu się w głowie. Było mu przykro, że siostra Malwiny zginęła i to ten sam przypadek co z innymi kobietami tego śledztwa – kwas żrący wydobywający się z pochwy. Do tego zeznania Malwiny. Jakiś stwór zabija te kobiety. To by wyjaśniało ogromne ślady zakończone szponami. Nagle zadzwonił jego telefon.

Szeryfie mam ojca Tycjana Stinga.

Poważnie? Świetnie, przywieź go tutaj. Muszę przesłuchać tego typa.

Po nie całej godzinie Tycjan stał przed gabinetem szeryfa. Niestety nie zastał go tam. Jeden z policjantów zaprowadził go do pokoju, gdzie znajdowało się lustro weneckie. Za nim przy stole siedział szeryf i starszy mężczyzna podobny do niego. Był nim jego ojciec. W końcu jego złapali. - cieszył się. - Zapłacisz za morderstwo mamy. - obiecał mu w myślach. Postanowił przysłuchać się rozmowie. Głos zabrał Moore.

Panie Sting. Co pan do tej pory robił? Nie mogliśmy pana znaleźć przez ładnych naście lat.

A wie pan. Robiło się różne rzeczy. Pracowało, po prostu żyło.

Pamięta pan sprawę swojej żony? Ktoś pobił ja na śmierć. Oboje wiemy że to był pan. Znaleźliśmy dowody Nie wyjdzie pan z pierdla przez długie lata.

Ja nic takiego nie zrobiłem. Uwzięliście się na mnie. Po prostu nie chciało się wam szukać mordercy. Jestem dla was najprostszym celem.

Moore pokręcił głową przecząc.

Nic podobnego. Mamy mocne dowody na to, że to pan zabił żonę. Pójdzie pan za kraty. Lepiej powiedz chłopie coś robił przez te lata.

Sting zrozumiał, że już tam pozostanie. Obawiał się że jeżeli wyzna to co robił, to stwór go zabije. Z drugiej strony – pomyślał – nic mi tu nie będzie grozić. Jest na posterunku policji w razie czego obronią jego.

Dobrze. Powiem , ale to co wyznam nie jest przyjemne. Wpierw proszę o mocną ochronę.

Ochronę? Przed kim? W co się chłopie wpakowałeś?

W oczach Stinga wyraźny strach bił z jego oczu.

Paręnaście lat temu, gdy syn był malutki, zaprowadziłem go do leśnej chaty, gdzie leśniczy Oswald Apryl robił eksperymenty na dzieciach. Twierdził, że mój syn będzie nieśmiertelny. Dobrze dla niego chciałem więc na kilka dni zostawiłem jego tam – dostałem za to sporo kasy. Potem Oswald powiedział, że eksperyment się nie udał i trzeba go zgładzić. Nie zgodziłem się Zaproponowałem, że w zamian za życie syna będę mu sprowadzał dzieci do nowych eksperymentów. Zawarłem z nim taki układ.

Moore był w szoku, że ten facet pozwalał zabijać dzieci, a wcześniej poddawać okropnym eksperymentom.

Brzydzę się tobą. Mów dalej.

Sting poruszył się niespokojnie, opowiadał dalej:

Był tam też Chemik Dymitr Kovalsky. Razem z Oswaldem eksperymentował na jego synu. Dymitr nie wytrzymał nacisku jaki dawał mu szef więc namówił mnie oczywiście za dodatkową opłatą na ucieczkę i uwolnienie nastoletniego Richarda Apryl`a. Wtedy mały pierwszy raz przeobraził się w stwora. Zabił ojca i zaproponował nam współpracę. Od tamtego pamiętnego dnia pracuję dla niego.

A te morderstwa kobiet? Masz coś z tym wspólnego?

Sting spuścił głowę.

Tak. To on. Jest majorem w więzieniu Thor na wyspie. To ja sprowadzam dla niego ofiary, ponieważ stwór szuka takiej kobiety, która rozmnoży z nim kolejne pokolenie.

To jest chore. - wrzasnął Moore.

Owszem, ale ja tylko takie rzeczy umiem robić. Ten mój syn, uważam że nim nie jest naprawdę. Miałem plan, aby jego zgładzić. Szukałem go przez lata i niszczę jego znajomych. Wkrótce i on będzie zgładzony.

W oczach Konrada Stinga szalała furia.

Co? Więc to ty nasłałeś na te kobiety stwora?

Tak, przyznaje. Maszyna ruszyła.

Sting zaczął się śmiać, tak przeraźliwie, że Moore wyszedł z pokoju przesłuchań. Zauważył młodego mężczyznę.

Tycjan? Co ty tu robisz?

Nie odrywając wzroku od stwora w postaci człowieka, rzekł:

Przyjechałem do pana. Przyprowadzono mnie tutaj i bardzo mnie to cieszy. Właśnie tego chciałem. Usłyszeć co działo się w moim dzieciństwie. Odczytałem listy napisane przez moja zmarłą babcię. Opisała w nim, że w dzieciństwie zostałem uprowadzony. Już wiem przez kogo. Przez bydlaka, który mnie stworzył. Ten człowiek nie zasługuje na miano ojca.

Musze panu coś powiedzieć. Byłem w domu Malwiny. Nie żyje, zawiadomiłem władze. Jeszcze gorsze jest to, że Kornelia to odkryła i przez telefon mówiła, że to ten stwór to zrobił. Gdy zajechałem na miejsce nie zastałem Kornelii. On ją porwał. Musimy ją odnaleźć. Wiem gdzie jest jego legowisko. Najprościej będzie się tam dostać drogą powietrzną. Pan z ekipą złoży wizytę na swój sposób.

To co mówisz jest niewiarygodne. Dobrze, zrobię tak jak mówisz.



Rozeszli się w pośpiechu. Każdy z nich ma swoją wersję ratunkową. Znów nastała noc więc łatwiej będzie mu się poruszać. Przyszedł czas Tycjan zmienił swoją postać. Szybował w przestworzach, aż dotarł do groty w której był wcześniej. Szeryf był w pogotowiu. Motorówki okrążały skalistą wyspę. Patrole powietrzne chowały się za chmurzastą poświatą. Poczuł się pewniej, miał wsparcie. Obawiał się, że sam nie da rady takiemu potworowi. Choć posiadał ogromne moce, jednak cieszył się, że pomoc nadeszła. Martwił się trochę tym, że szeryf nie miał pojęcia, że stworów jest dwóch, a jednym z nich jest on. Okrążył całe więzienie Thor. Zastanawiał się gdzie, Demon ukrył Kornelię. I czy w ogóle ona żyje. Starał się nie dopuszczać tych najgorszych myśli do siebie, ale stwór jest nie obliczalny. Zaglądał w każde zakratowane okno. Więzienie mierzyło około czterech pięter. Na najwyższym z nich zobaczył swoją ukochaną. Znalazł wejście i wkroczył do pokoju. Drzwi otworzyły się z hukiem. Kornelia czuła ogromny strach, była pewna, że Major znów ją będzie torturował. Wciąż dręczyło ją wspomnienie jak Demon obłapiał ja swymi kościstymi łapskami. Mówił, że „Przyjdzie na nas czas, zobaczysz razem stworzymy nowe imperium. Nasze potomstwo wygra ze światem.”

To co do niej mówił było nie realne. Jak ona zwykła kobieta może stworzyć z nim związek? Z takim potworem?

Stwór który stał przed nią w obecnej chwili z pewnością nie był Majorem, wyglądał inaczej. Widziała go już kiedyś. Był nim jej ukochany.

Tycjan? To ty?

Potwór pokiwał głową dając znak, że to on.

Kochany musisz uważać, on czai się w pobliżu. Ma niecne plany wobec mnie. Chce ze mnie zrobić nałożnicę. O, Boże tak bardzo się boję.

Kobieta rozpłakała się. Tycjan jednym ruchem przeciął szponem więzy, które krępowały ukochaną. Mimo strachu Kornelia przytuliła się do kościstego skrzydła. Nagle oboje usłyszeli wściekły ryk wydobywający się tuż za plecami Tycjana. Odwrócił się jednocześnie podtrzymując kobietę swoim skrzydłem, chroniąc ją. Dziewczyna czuła się jak w potrzasku. Stała pomiędzy potworami, które przeraźliwie ryczały na siebie. Za każdym razem, gdy się tylko poruszyła Tycjan bardziej ją przytulał do siebie, jakby bał się, że ona upadnie.

Tycjan czuł niepokój, mimo że Kornelia nie wiedziała co się dzieje, jednak on doskonale rozumiał Majora. To co usłyszał od Kornelii było prawdą, potwór chciał ją zaskarbić dla siebie i wydać potomstwo. Tycjan powiedział mu w swoim potworowatym języku, że nie odda ukochanej bez walki. Wtem Major odpowiedział na to, by stawił się na spacerniak dla więźniów i odleciał. Kobieta czuła się bezradnie. Tycjan wyswobodził ja spod skrzydeł i również odleciał. Podbiegła do okna, gdzie migały światła rzucane z reflektorów helikoptera. Zrozumiała o czym potwory rozmawiały. Toczyli walkę. Walkę na śmierć i życie właśnie o nią. O samicę... Natychmiast odwróciła się od okna i wybiegła na spacerniak. Nad jej głową przelatywały kule mocy w kolorze raz czerwonym, raz czarnym. W tym kotle trudno było rozróżnić, który potwór jest jej ukochanym. Podbiegła do grupy uzbrojonych ludzi. Byli nimi szeryf Moore ze swoją kawalerią. Odetchnęła z ulgą. Nagle ludzie szeryfa otworzyli ogień na obojga potworów. Kornelia zasłoniła uszy, ponieważ huk wystrzału był okropnie głośny. Nastała cisza. Potwory zaciekle walczyły ze sobą. Kornelia pociągnęła za rękaw szeryfa.

Panie Moore muszę panu coś ważnego powiedzieć.

Nie teraz kobieto. Widzisz co my tu mamy? Istny sajgon. Dwa potwory walczą ze sobą. To nie logiczne. Spotykam się z tym pierwszy raz. Stark! Zabierz kobietę w bezpieczne miejsce.

Kornelia szarpała się , w końcu wyrwała z rąk mężczyzny i znów podbiegła do szeryfa krzycząc:

Nie możecie strzelać! Jednym z potworów jest Tycjan Sting!

Moore spojrzał na Kornelię z niedowierzaniem.

Co?!

Tycjan jest efektem przeprowadzanych na nim eksperymentów. Jest częścią całej tej sprawy, którą pan prowadzi. Tycjan jest dobry, ma instynkt ratowania ludzi przed złoczyńcami. Drugim jest Major tegoż więzienia. To syn leśnika, pamięta pan?

Tak. Dokładnie. To niewiarygodne. - spojrzał na potwory. - O co oni walczą?

O mnie.

Słucham? O panią?

Tak wiem, że to jest absurdalne, ale taka jest prawda. Tycjan mnie kocha i walczy o moją wolność. Major chciał mnie zmusić do rozmnażania swojego chorego potomstwa, które pozwoliło by mu zapanować nad światem.

Który to Tycjan?

To ten stwór, który rzuca czarnymi kulami mocy. Ten zły ma czerwone.

Dobra panowie. Słyszeliście. Celujemy w potwora rzucającego czerwonymi kulami mocy! Ognia!

Rozkaz padł. Natychmiast wystrzeliła seria pocisków. Major wydał z siebie ryk bólu. Salwy pocisków trafiały w niego hurtem. Co dawało przewagę Tycjanowi. Rozwścieczony Major rzucił krwistą kulę mocy w strzelających policjantów. Siła uderzenia rozproszyła rannych ludzi. Jednak nie poddali się, nadal pomagali Tycjanowi zniszczyć potwora. Tycjan uderzył z impetem na Majora, który upadł i nadział na pręt ogrodzenia pod napięciem. Wyzionął ducha. Tycjan padł na kolana, zakrył dłońmi twarz i zaczął przeobrażać się w człowieka. Po przeistoczeniu się, szeryf okrył go kocem i odprowadził do łodzi. Mężczyznom towarzyszyła Kornelia.

Tycjan jak się czujesz? Zawieźć cie do szpitala?

Wszystko mnie boli. Dostałem niezłego łupnia, - uśmiechnął się czule do ukochanej. - ale wystarczy jak dostarczycie mnie do domu. Muszę to odespać.

Zajmę się nim szeryfie. - wtrąciła się ochoczo.

Dobrze gołąbeczki. Niech tak zostanie. Tylko jutro musicie stawić się na zeznania. Trzeba ten bajzel posprzątać na glanc. Oczywiście twoja przemiana Tycjanie stanie się ściśle tajna. Polecę cię w policji, może uda mi się tam załatwić pracę dla ciebie. Mógłbyś pomagać miastu w łapaniu złoczyńców. Co ty na to?

Tycjan uradował się.

Jasne, że się zgadzam!

Świetnie.

Szeryf wsiadł do helikoptera i odleciał. Natomiast policjant wraz z Tycjanem i Kornelią płynęli łodzią do domu.

Tak się cieszę, że tobie nic się nie stało Tycjanie.

Również cieszę, że jestem przy tobie. Kocham ciebie całym sercem i nikomu nie pozwolę cię skrzywdzić. Pamiętaj o tym.

Kocham cię.

Odpowiedziała przytulając ukochanego. Nie było by w tym nic niepokojącego, gdyby nie to, że oczy Kornelii błysnęły dziwnym odcieniem krwistej czerwieni...



  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media