Go to commentsDarmowe kieleckie gazety
Text 52 of 51 from volume: poważne historie
Author
Genrenonfiction
Formarticle / essay
Date added2019-11-01
Linguistic correctness
Text quality
Views1325

DARMOWE KIELECKIE GAZETY

Kręcąc się po Kielcach warto sięgnąć po lokalne darmowe periodyki. Napotyka się je w urzędach, galeriach ( oczywiście nie tych handlowych), bibliotekach, a także w niektórych sklepach i punktach usługowych. Jeszcze do niedawna ( do czasu objęcia urzędu prezydenta przez p. Wentę) można było spotkać darmowy miesięcznik kulturalny „Projektor”, ogarniający dość szeroką gamę działań. Od design, przez plastykę – malarstwo/ ceramika/rzeźba – do teatru i muzyki. Język prezentowanych działań dość słabo przyswajalny dla przeciętnego odbiorcy, bo to było równanie w górę, ale wysoki poziom edytorski i szerokie spektrum omawianych zjawisk niwelowały ten drobny minus.  To, co dla mnie istotne – muzyka, to nie tylko jazz, pop i Indie, ale i metal, noise. Wszystko, co ciekawe i nie tylko to, co można usłyszeć w radiu. Nieco psuł ten wizerunek felieton aktora Jana Nowickiego, który dość pogardliwie odnosił się do takich jak, ale to chyba dość częsta przypadłość u dyplomowanych artystów. Teksty te mocno mnie bulwersowały, ale takie lektury jednak zmuszają do myślenia.  1 listopada warto wspomnieć „Projektor” – brakuje go, bo wzbogacał życie Kielc.


Dostępne pozostały trzy periodyki. Potocznie zwany MIŚ –iem „Made In Świętokrzyskie” to dwumiesięcznik okazały wizualnie, na śliskim papierze. To czasopismo adresowane do wszystkich, a więc tym razem język dostosowany do przeciętnego odbiorcy. Pieniążki pewnie w dużej części biorą się z edytowania artykułów sponsorowanych – opisów siłowni, salonów piękności, kancelarii prawnych, szkół językowych, gabinetów lekarskich. Wiem, że abym ja mógł sobie przeczytać to, co poza tym, to te artykuły partnerskie niech będą. Coś za coś. A co można znaleźć poza tym? 2, 3 felietony  - na stałe Jakub Porada (TVN) i Paweł Jańczyk ( do niedawna rzecznik prasowy Korony Kielce).  Czytam je z zainteresowaniem, ale konkluzja po lekturze zawsze jest taka sama: ci panowie żyją w innym niż ja mieście. Kuba Porada pisze o ogólniejszych sprawach, ale p. Jańczyk pisze konkretniej o Kielcach. Czego wy chcecie? – w tym mieście jest wszystko, co zaspokaja  potrzeby kulturalne mieszkańców. Ja pierdaczę! Co za perspektywa! Mamy filharmonię, w pięknej siedzibie, ale repertuar? Tam nie ma muzyki poważnej, są operetki, filharmoniczne aranżacje muzyki pop i filmowej. Był koncert Rachmaninowa i Czajkowskiego, ale robili to fachowcy ze Lwowa, nie miejscowi. No dobra, może tylko taką miazgę łykają autochtoni, ale tego rodzaje instytucje mają też misję kulturotwórczą, a nie są  tylko uzupełnieniem oferty „Biedronki”. Kielce to monokultura kulturalna – z muzyki, co mnie interesuje, jest tylko miazga. Zdarzają się wyjce, ale nie ma darciuchów. Żadnego metalu, noisu, punka. Nawet jazz trafia się incydentalnie. Ale wielbiciele/konsumenci miazgi mogą czuć się zaspokojeni. Taka perspektywa często wyłazi z tekstów Jańczyka, ale może on taki ma gust, takie potrzeby kulturalne.

MIŚ to jednak także wywiady z postaciami od kultury. Aktorzy, pisarze, muzycy. To jednak takie bezpieczne dialogi, unikamy trudnych tematów – raczej reklama niż rozmowa. Lizanie odbytów.

Czemu sięgam po ten periodyk? Artykuły o kieleckiej architekturze Rafała Zamojskiego. Ciekaw jestem, co opisze dalej, bo drążąc historię dotarł do dziś i chyba kończą mu się historyczne trendy. Może ciekawostki? Jest ich trochę.  Są ślicznie obudowane fotograficznie artykuły o historii regionu. Takie zanęty: jedź, zobacz. Ale i ludzie pozytywnie zakręceni z okolic. Inicjatywy dla ludzi, dla zwierząt – tak, to warto docenić, zauważyć. Choć jeśli mówimy o tym co dla ludzi, to raczej dla tych małych (leśne, dzikie dzieci, takie przedszkola), a nie dla tych śmierdzących, poniewierających się na chodnikach bezdomnych alkoholików. No ale tym akurat interesują się czytelnicy tego periodyku.

Ja wiem i to dostrzegam, to kontrowersyjne, ale turysto, przybyszu: polecam – bierz, czytaj, oglądaj.

Twórcy są dość enigmatyczni w większości dla mnie, ale to raczej emanacja asocjacji towarzyskich konsumentów „GW” i wyborców sPOKO. Daleko mi do nich, ale polecam ich twórczość.


Mamy też tygodniowe spojrzenie z drugiej strony barykady. To „eM Kielce” wydawany przy pop katolickim radiu o tej samej nazwie. ( Przy jednym z poprzednich tekstów skrytykowano mnie za tą zbitkę słowną, ale myślę, że dobrze oddaje ona charakter zjawiska. Wyraźnie katolicki charakter, z pop miazgą jako tłem muzycznym. Zaczęło się od wydawnictwa „Jedność”, a potem radio i gazetka.)

Też mamy tu artykuły partnerskie o salonach sukien ślubnych i innych salonach, bo ktoś to wydawnictwo musi finansować. Info z regionu, potem info z działalności okołokościelnej, czasem jakiś artykuł o sprawie, wywiad z księdzem o prowadzonej przez jego parafię inicjatywie. Czasem historia bohatera z lat II wojny. Albo wywiad z politykiem z regionu – taka rozmowa z omijaniem wszystkich przeszkód wystających spod wody. Jakoś nie przypominam sobie rozmowy z liberałem z SLD ( a na lewicę to zamykamy oczy i ich nie ma). Raczej pan biskup albo ksiądz proboszcz – z nimi najlepsze są wywiady. Takie miętkie, obłe.

Ale też warto sięgnąć po ten periodyk, bo ma coś co nadaje mu szwungu, pikanterii. Felieton Tomasza Natkańca. Niegdyś to był kąsający felietonista, istny ratler, prezydenta Kielc Lubawskiego. Prezydenta nie stało, ratler biega i kąsa. W ostatnim felietonie gryzie ( ja nie wiem, czy właśnie wypadły mu mleczaki, czy zrobił sobie miejsce na implanty) wegetarian. Na pewno nie czytał Hołowni, a podobno oni w jednej grają drużynie. FC Katolicy. Coś jednak trener robi nie tak, bo nie ma zgrania, ale to się nazywa demokracja – tak?  A w katolickim wegetarianizmie chodzi nie o niejedzenie, a jedynie o żywienie się cierpieniem.  Akceptuję to albo nie. Ja osobiście z mięs lubię ryby, a chęć mam na nie rzadko. Niemięsny jestem.  A p.Natkaniec  konfiguruje wegetarianizm z LGBT, aborcją. A nawet wprost mówi: najgorsi są weganie. Nie chcą jeść zwierząt.

Bo zwierzęta zjadają inne zwierzęta. Ale ja człowiek jestem. Mam lepsze oprogramowanie niż zwierzę. I nie muszę zjadać innych zwierząt. Pan Natkaniec pisząc w ten sposób stawia się na równi z lisem, co to i zapoluje, ale i ścierwo znalezione na poboczu zje.

P.Natkaniec zaoferował też w tym periodyku swojego syna. Nie musi się bardzo wstydzić. Wkurza mnie ten gość tym co pisze, ale ja zawsze czytam to z zainteresowaniem.


Żaden z powyżej omówionych periodyków nie nadaje się dla osoby bez odpowiedniego przeszkolenia do użycia w charakterze materiałów higienicznych. TO NIE JEST PAPIER TOALETOWY.


Jest jeszcze gazetka MPK „Pasażer” ( ale nie ma nic z Iggiego), a tam o komunikacji, o końcach tras, a tam taaakie atrakcje. No i felieton posła Latosińskiego. Ale on, tak mu suponują, składa to na podwykonawców, i ja mu się nie dziwię. We wszystkich, także i tym wydawnictwie znajdziecie śliczne zdjęcia. Jest ładnie.

No, że tak powiem…

Jest w autobusach, w pojemnikach. O transporcie publicznym, o MPK i Kielcach, no i te ładne zdjęcia. Informacje i rozmowy to takie miękkie kluchy. W takiej razie to chciałbym przeczytać o zasłabnięciu kierowcy, o zwariowanym i uciążliwym pasażerze, o porodzie w autobusie, o reklamach na… , ale tu takich tematów nie znajdziecie. Tego rodzaju problemy nam się nie zdarzają. Kielce pod tym względem są oazą – tak to wygląda na podstawie lektury.


Jest w mieście ekipa „anarchistów”. Ale oni darmowej gazety wydawać nie chcą, bo mają swoje konto na portalu społecznościowym i tacy wirtualni być wolą. Szkoda – no cóż.

To chyba chodzi o to, że albo artykuły partnerskie, albo koszty własne i samozaparcie. Ten drugi wariant daje luz i przestrzeń, więc wolność wypowiedzi. Wydawałem taki miesięcznik „Inferno”, a potem dwa razy wydaliśmy z kolegami ( biblioteka wojewódzka obiecała to zdigitalizować – i „Maśrutacz” i „Paprzyca” powinny być dostępne w wersji internetowej) gratisowe gazety.

I tak to jest, że jak dostajesz za darmo gazetę o Kielcach ( i pewnie o każdym innym mieście), to ona daje ci fragmentaryczny, wycinkowy obraz aglomeracji.


Jest jeszcze jeden aspekt: w każdym z tych wydawnictw są felietony. Wszystkie są z dupy, ale zestaw zawartych w nich  argumentów zmusza do myślenia. Większość ludzi porzuca ich czytanie po pierwszym akapicie, a ja czytam do końca. Wiem, że gdyby powstał kolejny periodyk, a w nim miejsce na felieton, to znalazłoby się ze 3 kandydatów by je wypełnić. Po kieleckich ulicach kręci się mnóstwo felietonistów – taka jest moja konstatacja po lekturze kieleckich darmowych wydawnictw.  Ten leżący koło ławki, w bryczesach, to też może być felietonista.





  Contents of volume
Comments (2)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Kielce - to stolica województwa, czyli nie Głucha Dolna, a europejskie serce wielkiego bogatego regionu. Jest gruby piniądz, jest rozmach i jest autopromocja. Nic tylko podskakiwać i się cieszyć!

Ja się pytam, co z naszą polską daleką od szosy prowincją, gdzie wszystkie wrony zwracają, że o jakiejś ambitnej lokalnej prasie zapomnij??
avatar
Rozmawiałem z kolegą, który "konstruuje" gazetki dla jednej z franczyzowych sieci marketów budowlanych. Kielce w jego optyce to Polska B, wyraźnie. Ale, mówi, jest też Polska Ż. Tam już nie ma nic. Jeden biznesmen ma wszystkie lokalne biznesy. Więc: albo nadstawiaj, kolokwialnie rzecz ujmując, sraki albo szukaj pracy 50 albo 100 kilometrów od domu. Albo za granicą.
© 2010-2016 by Creative Media