Author | |
Genre | romance |
Form | article / essay |
Date added | 2019-12-14 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 910 |
Garrett przeszukał wszystkie pokoje i nie znalazł swoich dziewczyn. Zszedł na dół do kuchni.
Grece. Powiedz mi, gdzie są dziewczyny?
Gosposia spojrzała na niego zdziwionym wzrokiem.
Co ty pleciesz? Przeiceż Annabell jest u sąsiadów, a Emily pojechała do ciebie na komisariat. Toż dzwoniłeś do niej w tej sprawie. Pojechała do ciebie. Minęliście się?
Grece?! Ja do niej nie dzwoniłem. One są w śmiertelnym nie bezpieczeństwie! Idę je szukać. Zostań w domu!
Wybiegł z willi w dzikim pędzie. Jego umysł ledwie pracował ze zmęczenia. Zadzwonił szybko na komisariat.
Szeryfie, proszę pomóż mi!
Window słysząc łkający głos Garretta, przeraził się.
Co się stało?
ON je porwał! Nigdzie ich nie ma. Grece powiedziała, że niby ja dzwoniłem, po czym Emily wybiegła z domu. Coś czuję, że zwabił ją do swojej kryjówki za pośrednictwem porwania Annabel. Jak my je znajdziemy?
Spokojnie. Grunt, to nie panikować. Tylko jasno myśleć. Zajedziemy po mojego syna Johna. On jest dobrze zorientowany jeśli chodzi o jakiekolwiek kryjówki. Ma chłopak do tego nosa. - rzekł dumnie.
Po dziesięciu minutach zajechali pod dom państwa Window. Drzwi otworzyła Samanta.
Tata? Co tak wcześnie w domu?
Nie chciał zbytnio się tłumaczyć, Samanta jest przyjaciółką Emily. Nie chicał jej martwić.
Tak na chwilę wpadłem po Johna. Jest w domu?
Tak. Jest w swoim pokoju z Robertem.
Mężczyźni wbiegli na piętro.
John?!
Wejdź tato. Coś się stało?
Szeryf przymknął drzwi.
Chłopaki, jest gruba sprawa. Musicie nam pomóc.
W tym czasie Samanta po cichu podeszła pod drzwi. Szeryf kontynuował.
Nie chce siać paniki, ale no.. Emily Foster i jej siostra zaginęły. Pamiętacie? Znacie tą sprawę, ktoś ją prześladował. Kobiety z jej kursu ginęły. To wszystko ma powiązanie. Z tego co ustaliłem, to ten facet gwałcił i zabijał po to, by zblizyć się do Emily. Był także ginekologiem w tej nowej przychodni. Także Bóg wie ile kobiet skrzywdził.
To ten doktorek Marlon?- spytał John.
Tak to on. - odparł szeryf.
Samanta nie wytrzymała i weszła do środka. Wzrok wszytskich mężczyzn spoczął na niej.
Muszę wam coś wyznać.
Szeryf spojrzał niespokojnie na córkę.
Co ciebie trapi kochanie?
Powiem, ale obiecajcie, że się nie wściekniecie. - Spojrzała na ukochanego. - Robercie zerwałam z tobą z konkretnego powodu... - mężczyzna patrzył na nią z zaciekawianiem, ale milcząc wyczekiwał dalszej kontynuacji wypowiedzi. Samanta przełnkęła głośno ślinę. - Ten Richard Marlon kilka tygodni temu również zgwałcił i mnie...
Robert wpadł w furię.
Zabiję drania! Zabiję!
Szeryf od razu zareagował.
Spokojnie chłopcze. Nikogo nie będziesz zabijał. Musimy postawić jego przed sądem. - zwrócił się do córki. - Samanto, ukochana córeczko. Teraz rozumiem twoje wcześniejsze zachowania. Ten drań skrzywdził moją córeczkę. - rozpłakał się. - Śliczna moja. - gładził ją po policzku. - Sprawiedliwości stanie się zadość! Samanto zostań z mamą. Pozamykaj okna i drzwi. Nikogo nie wpuszczajcie.
Dobrze tato, ale obiecaj mi, że znajdziesz Emily. Ona spodziewa się dziecka tego potwora.
Wiemy wszystko córeczko. Zrób to o co ciebie prosiłem. Chłopaki wyruszamy na poszukiwania.
Emily Foster leżała na podłodze zimnej piwnicy. Obudził ją szloch siostry. Następne co odczuła, to okropny ból z tyłu głowy, odruchowo pogłdziła, to miejsce. Poczuła coś lepkiego pod palcami. Spojrzała na dłoń, była to krew. Przypomniała sobie, że przyjechała pod wskazany adres. Zeszła schodami w dół piwnicy i nie wiadomo kiedy straciła przytomność. Ten drań uderzył mnie czymś twardym w głowę. Wzrokiem odszukała Annabel. Nieopodal niej siedziała zamknięta w klatce dla zwierząt. Nie mogła w to uwierzyć, że ten czub zamknął jej maleńką siostrzyczkę w klatce! To on powinien tam siedzieć! Ciekawiło ją, ile czasu już są przetrzymywane.
Czy Garrett zorientował się, że jej nie ma w domu?
Czy ją szuka?
Bała się ogromnie. Ten typ chce skrzywdzić je obie, a w tym jej nie narodzone dziecko.
Po kilku godzinach do piwnicy zszedł mężczyzna. Emily przyglądała mu się spod przymrużonych oczu. Udawała, że nadal jest nie przytomna. Mężczyzna wogule nie przypominał jej oprawcy. Tamten był gruby, a ten jest wysportowany i co najdziwniejsze, przystojny jak model z okładki magazynu dla pań. W obecnej chwili była kompletnie zdezorientowana.
Myśli krążyły jak oszalałe.
Kto to jest?
Toż nie znam typa...
Czego ode mnie chce?
Nic z tego nie rozumiała. Mężczyna spojrzał na Annabel, położył na podłgę kanapkę i wodę. Jednak miał jakieś sumienie. - szepnęły jej mysli. - Podszedł do niej i kopnął ją w nogę na tyle mocno, że momentalnie usiadła łapiąc się za stopę.
Ałaaajaa! Co ty wyprawiasz!
Mężczyzna stanął w rozkroku uradowany.
O, proszę. Widzę, że królewna obudziła się. Myślisz, że nie widziałem jak udajesz? - roześmiał się.
Emily nasrożyła się.
A wypchaj się. Wypuść natychmiast moja siostrę! Masz przecież mnie. Odstaw dziewczynką w bezpieczne miejsce, proszę.
Nie ma mowy. Dzięki tej małej będziesz posłuszniejsza. Dałem jej żarcie więc nie bieduj mi tu.
Kobieta bardzo martwiła się o Annabel.
Toż nie ucieknę, wypuść ją. - Błagała.
Starała się go przekonać, ale facet był nie ugięty.
Zamknij się! - ryknął. - Smarkula zostaje i koniec!
Emily zamilkła na chwilę. Mężczyzna podszedł do ściany, nacisnął guzik i ściana obróciła się. Na niej wisiały różne dziwne przyrzady, o których działaniu nie miała zielonego pojęcia. Za to wewnętrzny głos mówił, że nie długo dowie się o tym. Bała się ogromnie. Modliła do Najwyższego, by ocalił je przed zwyrodnialcem. Bardzo pragnęła, by Garrett był przy nich. Niestety pewnie nawet nie wie jak je znaleźć. Z rozmyślań wyrwał ją głos.
Emily Foster. - Rzekł donośnie. - Tak długo przymierzałem się do tego spotkania. Minęło siedem miesiecy odokąd widzieliśmy się ostatnim czasem...
Co ty mówisz facet! Ja ciebie widzę pierwszy raz na oczy!
Mężczyzna wziął krzesło. Ustawił drewnianymi plecami do przodu, usiadł, oparł na nim ręce i uśmiechnął złowrogo.
Co tak głopio się uśmiechasz?! Po prostu upatrzyłeś mnie i ubzdurałeś jakieś głupoty! Wypuść nas!
Mężczyna spoważniał mrużąc oczy.
Emily Foster kompletnie mnie nie poznaje... - rzekł z udawanym niedowierzaniem. - Naprawdę mnie nie kojarzysz? - Emily pokręciła przecząco głowa. Peter wstał zaplutł ręce za plecy i zaczął przechadzać się po pomieszczeniu. - Przypomnę parę fragmentów. Opowiem historię, która jest tobie na pewno bardzo dobrze znana. Do baru wchodzi dziewczyna, piękna, szczupła. Była z koleżanką. Świetnie się bawiły, ale zabawa szybko znudziła się jednej z nich. Po czym panienka wychodząc z lokalu potrąciła ramieniem grubego – rzekł zaznaczając to słowo. - gościa na którego wylała piwo. Gość wściekł się nieco, ale jego gniew szybko przejęło pożadanie. Dlatego postanowił ją śledzić. Złapał w ciemnym zaułku i pieprzył ile wlezie. Jednak facet został złapany, ale nie na długo. Dzięki swoim adwokatom wyszedł na wolność i zapowiedział zemstę za pobyt w więzieniu. Przypominasz już sobie?
Emily nie mogła uwierzyć, że to on był gwałcicielem.
To ty jesteś Peter Drew? Ale jak? Jak przeszedłeś taką metamorfozę?
Mężczyzna uśmiechnął się, ale to był wściekły uśmiech. Ogarnął go potężny gniew.
Taak. Doskonale rozumujesz. Zgadłaś! To ja, ale pozwól że dokończę opowieść. - podszedł do Emily i chwycił za brodę. - Nawet nie wiesz ile atrakcji tobie zapewnię. Będziesz skomliła o litość...
Żołądek zrobił przewrót z przestrachu. Zrobiło jej się ciemno przed oczyma. Zemdlała.
Nastała noc. Ciemne chmury błakały się po niebie. Zagrzmiało gdzieś w oddali. Padły pierwsze krople deszczu. Mężczyźni brnęli przez las, snopy świateł latarek przecinały się w ciemności. Zerwał się silny wiatr, napędzający burzę. Świat przykryła ściana deszczu. Wzrok sięgał nie dalej jak do metra. Szeryf zawołał ręką wszytskich do siebie.
Słuchajcie. Warunki nam nie sprzyjają. Tułamy się już kilka godzin w tych gęstwinach. John, czy na pewno ta kryjówka jest gdzieś tutaj? Dobrze sprawdziłeś mapę?
Syn szryfa westchnął lekko poirytowany.
Tato. Czy kiedykolwiek zawiodłem ciebie w poszukiwaniach?
Nigdy. Jesteś w tym najlepszy. - pochwalił syna.
Więc proszę. Nie wątp we mnie tym razem. Idziemy dobrym szlakiem. Sprawdziłem wszelkie tropy. Marlon, a właściwie Peter Drew zakupił w tym rejonie posiadłość w dzwudziestoma hektarami ziemi. Jest to spory teren do obejścia, ale musimy się spieszyć. Damy radę. Trochę wiary.
Robert przybiegł do nich zmachany.
Chłopaki, chyba coś znalazłem.
Mów! - polecił Garrett. - Każda minuta jest cenna.
Dokładnie pół kilometra za mna zauważyłem spore ogrodzenie.
Johna naszła ekscytacja.
To napewno ten teren! Na mapie nie było innego punktu zamieszkania.
Dobra! Mamy to! - krzyknął szeryf. - Musimy się rozdzielić. Trzeba drania wziąść z zaskoczenia. Każdy jest zaopatrzony w broń, latarkę i radio. Będziemy się komunikować, gdy tylko natkniemy się na coś podejrzanego.
John zniesmaczył się decyzją ojca.
Jak to? Chcesz abyśmy szli w ciemno w pojedynkę?
John. Od dawna prosiłeś o pracę w terenie... - westchnął. - Posłuchaj zdaję sobie sprawę, że może być bardzo niebiezpiecznie. Jeżeli pójdziemy w pojedynkę, to właściwie zwiększymy szanse na odnalezienie dziewczyn. Tak będzie znacznie szybciej.
Ja się zgadzam. - odrzekł Garrett. - Jesteśmy przygotowani. W razie jakiegoś problemu dajemy znać. Ja się na to piszę.
John spojrzał na Roberta nie do końca przekonany. W końcu skapitulował.
W porządku. Rozproszmy się.
Mężczyźni rozeszli się w różne strony. Każdy obrał swój samodzielny kierunek. Ich priorytetem było odnalezienie zaginionych. Nie bacząc na niebezpieczeństwo parli w nieznane.
Minuty ciągnęły się jak godziny. Garrett tracił nadzieję. Nagle z radia wydobył się przerażający skowyt.
Halo?! Chłopaki, co się stało?
Odpowiedział mu szeryf.
Coś na pewno bolesnego. John w porządku?
Tak, tato. Robert napotkał jakąś przeszkodę. Pobiegnę do niego, ponieważ wiem w jakim kierunku poszedł.
Po dzwudziestu minutach John ponownie się odezwał.
Tato? Garrett?
Odbiór. - odrzekli oboje.
Znalazłem Roberta. Żyje, ale ten skurwiel ponastawiał tu pułapki. Robert wpadł we wnykę. Ma uszkodzoną kostkę, właśnie go uwolniłem. Nie wygląda to dobrze. Muszę natychmiast zabrać go do szpitala.
Garrett odezwał sie pierwszy.
Najważniejsze jest zdrowie Roberta. Zrób tak jak postanowiłeś.
Dokładnie synu. - szeryf poparł Garretta. - Zabierz chłopaka niech go opatrzą. Jak dotrzesz do miasta, wezwij wsparcie.
John nie zwlekał ani chwili. Pomógł przyjacielowi wstać i udali się w kierunku auta.
Szeryf i Garrett zdani byli tylko na siebie. Garretta pchała miłość i zaangażowanie, a szaryfa zaś długoletnie doświadczenie.
Oczom Garretta ukazała się drewniana chata. Nieopodal niej stała furgonetka. Postanowił zgłosić to szeryfowi.
Mathew?!
Odbiór. Co widzisz?
Natknąłem się na ogrodzenie o którym wspominał Robert. Jest także chata, wygląda na opuszczoną. W oknach nie widać żadnego ruchu, jest ciemno. Jednak sądzę, że ktoś może być w środku, ponieważ stoi tam furgonetka.
Na pewno tam ktoś jest, być może nasze zaginione. Słuchaj Garrett, nie rób nic głupiego. Podaj współrzędne i zjawię się tam za niedługo. John powinien być już w miescie. Na pewno dał znać na komosariacie więc załatwimy to na spokojnie. Wiem, że targają tobą emocje, ale nie możesz narażać także swojego życia. Pozwól mi wykazać się doświadczeniem. Poczekaj tam na mnie, dobrze?
Garrett był mocno niespokojny.
Dobrze. Czekam.
Cieszę się, że mnie słuchasz. Do zobaczenia za parę minut.
Garrett bił się z myślami. Z jednej strony myślał rozważnie, dlatego zapewnił Mathew, że zaczeka. Z drugiej strony jego uczucia szalały. Bardzo martwił się o ukochaną i jej siostrę. Emily jest w ciąży, a nie wiadomo co ten psychol może wymyślić.
Od pół godzny czekał na szeryfa, a jego i wsparcia mundurowych wciąż nie było.
Szeryfie nie mogę dłużej czekać. Idę ratować Emily....
Window od razu się zgłosił.
Garrett, miałeś czekać. Trochę się zgubiłem, ale jestem pewien, że zaraz dotrę do ciebie.
Niestety tak jak się spodziewał, Garrett wyłączył radio. Zdenerwowany westchnął ciężko.
Tym młodym miłość i odwaga przyćmiewa umysł. Sa tacy niecierpliwi.
Ruszył w kierunku młodego pisarza.