Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2020-02-05 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1301 |
Witieńka pisał, że został zastępcą dyrektora nowego teatru, zorganizowanego z aktorów, pozostałych w Moskwie z różnych innych, ewakuowanych w głąb kraju teatrów, i obiecał jej, że, kiedy już wróci z występów w Murmańsku, nie tylko weźmie ją do siebie, ale też dadzą jej dobrą rolę. Wszystko, co pisał w tym liście o ich poprzednich wzajemnych relacjach, nic jej nie obchodziło, ale obietnica otrzymania tej dobrej roli podekscytowała ją.
Ze wszystkich sił broniła się wtedy przed tą straszną ewakuacją dokądś, Bóg wie, dokąd, w jakiś obcy całkiem świat, czepiając się dosłownie wszelkich lepszych i gorszych sposobów, byleby pozostać w starym teatrze, mimo że przestała go lubić, ponieważ od dawna czuła się tam niepotrzebna. Teraz zapragnęła wrócić do Moskwy, trafić do nowego całkiem zespołu i żeby naprawdę dali jej jakąś świetną pierwszoplanową rolę, jakiej w życiu nigdy nie grała!
Kiedy tak po kilka razy czytała to miejsce w liście Witieńki, jej myśli o Połyninie gdzieś odpłynęły i nie od razu powróciły.
- Nic już nie wiem, - powtórzyła, wstała, podeszła do drzwi na scenę, uchyliła je i zajrzała, czy już nie czas na jej występy, po czym wróciła i znowu usiadła, poprawiwszy na sobie półkożuszek.
- Oczywiście, że nic nie wiesz, - powiedziała Masza Makarowa. - Jest wojna, a on jest lotnikiem: jutro wyjdziesz za mąż, a pojutrze go zabiją! I nawet nie wiadomo, czy będzie ci przysługiwać jakaś wdowia renta, skoro dopiero się pożeniliście i nie macie dzieci.
Masza była najbardziej bezinteresowną istotą na świecie, ale pasja udzielania wszelkich praktycznych życiowych porad była dla niej nie do powstrzymania.
Usłyszawszy jej słowa o rencie, Galina Pietrowna tak zlodowaciała, że aż ją wprost zatkało.
- Cóż ty pleciesz, kobieto? Bóg z tobą!
Ktoś uchylił drzwi, i ją wezwano, więc, podebrawszy wyżej spódnicę, pobiegła na scenę. Połynin, który wszedł w foyer minutę potem, zastał tam tylko Maszę Makarową. Ta w nerwach kopciła swojego skręta i przeżywała wstyd za to, co powiedziała. Teraz, kiedy została sama, i już nie było z kim dzielić się swoimi życiowymi mądrościami, wydawało się jej to okropne. Ujrzawszy wchodzącego pułkownika, zerwała się mu na spotkanie. Po tym, co przed chwilą mówiła, czuła się strasznie winna.
- Chce pan zobaczyć się z Galą? - spytała, stając przed nim w swojej szerokiej, długiej do ziemi spódnicy, na co patrzył ze zdziwieniem, nie wiedząc, co o tym dziwnym jej przebraniu myśleć.
- Tak, - odparł. Masza była również wtedy na tym koncercie u nich w pułku, i Połynin ją rozpoznał. - Chciałbym zobaczyć się z nią, bo muszę już wyjeżdżać.
- Przed chwilą dopiero wezwano ją na scenę, i nieprędko będzie wolna.