Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2020-02-13 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1303 |
Panienka Kłosanka, wśród kłosów złocistych, obnażone ciało pospiesznie kołysze i z impetem powabnie przemieszcza. Niedaleko w stawie swe wdzięki moczyła, lecz odzienie wiatr rozwiał, a ona nie skorą do pościgu będąc, machnęła jeno lekceważąco ręką, delikatnie wołając:
–– A udław się mym wdziankiem spoconym, stary obleśny wietrzniku – zbereźniku. Cholero szumiąca zboczona. Oby cię obsrane łopaty wiatraka poszatkowały.
Usłyszał ową sentencje młodzieniec właściwej urody, tudzież manier nienagannych i jak słup soli gębę rozdziawiwszy, zgorszeniem solidnym zatrwożył ego swoje. Takie niekulturalne artykułowanie wszelkich doznań emocją nasyconych, w elitarnych kręgach towarzyszących, zaiste do dobrego tonu, nie należało. Przeto zapłakał rzewnie z tej zgryzoty, że do takich dźwięków, ślimaka w czaszce zaangażować musiał. Lecz gdy Panienkę Kłosankę przed sobą zobaczył, to wszystkie łezki do kanalików momentalnie spłoszył i aż mu stanął od tego. Usłyszał głos urokliwy, jakby anioł z chóru anielskiego, na padole wylądował:
–– Dzień dobry. Tyś panicz za pewne, zgoła dobrze wychowany, a zatem patrz w inną stronę, bo na wszystkie świętości, w mordę przywalę. A zresztą nie wiem… jam płocha bardzo, wstydliwa, skromna, mądra… jeno nie majętna, gdyż rodzice mnie z wszystkiego wydziedziczyli, a ja doprawdy nie wiem czemu? Chyba rzewnie zapłaczę na ramieniu panicza, kładąc twarzyczkę i piersi. Cholera jasna. Co tak stoisz, jak jakiś ciul? No bierz się za robotę. Bo na wszystkie świętości przysięgam…
–– Panienko… choraś ty –– zatrwożył naturę duszy, spłoszony młodzieniec. –– A tak w ogóle, o jakiej pracy panienko wspomniałaś. Bo jam chętny… do takiej gdyby co. Tym bardziej, żeś przygotowana, ino brać.
–– Ubranka mego poszukaj, to i nagrodę w podzięce otrzymasz.
–– E tam… to może później… nie zając… nie ucieknie.
–– Już uciekło, niewdzięczniku. Dobroci czynić nie chcesz, memu sercu zbolałemu? Jam taka płocha. Ty poszukaj. Poczekam na ciebie. Popilnuję rzeczy twoich.
–– Ależ panienko. Na golasa po polu mam biegać? To w rzeczy samej nie przystoi. Jam ze znanego rodu pochodzę.
–– A co tam rodu. Olej to. Swobodniej tak. Przy szukaniu, mniej panicz członki spocone zmęczysz. A szczególnie tego. No dalej. Ruchy ruchy. Nagroda czeka. Wiesz jaka?
–– Ano.
–– Ja też wiem, że wiesz, bom cwana i w miejsce newralgiczne panicza spozieram.
–– W porządku. Pozbieram i wracam. A później… panienka wie.
–– Wiem… ty mój zajączku. A teraz kicaj.
Młodzieniec właściwej urody, pospiesznie pobiegł w polu wiatru odszukać, by łup kradziony skraść i panience gołej zwrócić, oczekując.
Tymczasem Panienka Kłosanka, choć wiadomo… płocha, rozumy ekonomiczne pojadła. W odzienie panicza kształty powabne chowając, tobołki zacne capnęła i w drugą stronę myk myk wśród łanów pospieszyła.
*
Co było dalej?
Odpowie ci wiatr.
Czy los ich zetknął ponownie?
A jeśli nie odpowie?
Czy w końcu żyli długo i szczęśliwie?
Hmm… nie wiadomo, gdyż wspomniany wyżej wiatr, dalszą część bajki porwawszy, schował w innej.
A przecież różnych bajek, od czorta i groma... lub więcej.
ratings: perfect / excellent
Bosy panicz właściwej urody -
I wesele "ni przypiął,
Ni wypiął" czy znalazł.