Author | |
Genre | nonfiction |
Form | article / essay |
Date added | 2020-02-22 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1274 |
Ostatnio mam zgagę: odbija mi się dramatami Gabrieli Zapolskiej. Ściślej mówiąc, Moralnością pani Dulskiej. A jeszcze precyzyjniej: pisanym w dziewiętnastym wieku, lecz uniwersalnym obrazkiem z dzisiejszości.
Sceneria dramatu: jako właścicielka kamienicy, jejmość Dulska siedzi przy stole i oblicza, komu z lokatorów podnieść komorne. Liczy i decyduje się na Bogu ducha winną kobiecinę, ponieważ ta ośmieliła się wywołać skandal. Skandal zaś polegał na tym, że owa nieszczęśnica próbowała popełnić samobójstwo i karetka pogotowia zajechała przed frontową bramę JEJ kamienicy. Co w mniemaniu Dulskiej obniżyło wartość lokalu.
Mieszkanie niedoszłej samobójczyni jest nikczemnej urody, a na dodatek w ciemnym korytarzu Dulska trzyma kanciasty magiel i kto nim idzie, obtłukuje sobie biodra.
Jak więc podnosić czynsz, skoro uczciwość nakazuje go obniżyć? Lecz że sumienie Dulskiej jest w zaniku, a poczucie uczciwości - żadne, zacna mieszczka wrzuca etykę na luz i pociesza się w mig: to i co, że tam stoi? To i co? Niech PŁACI! Co mnie to obchodzi! Przecież JA tamtędy nie chodzę!
Mam wrażenie, iż jest to święta dewiza współczesnych kołtunów.
*
Nie od dziś zalewa mnie krew, gdy biorę udział w laniu krokodylich łez. W obłudnej i wrzaskliwej lamentacji nad utraconymi rękawami od kamizelki.
Zwłaszcza teraz, gdy od mojej młodości przefujarzyło się tyle zmarnowanych lat (wolność, którą wywalczyliśmy, nazywa się wolnością od rozumu). Jak nazwać ludzi bezkarnie obrażających człowieka niepełnosprawnego? A jak nazwać tych, co godzą się na publikowanie ich bredni i z premedytacją nie reagują na ich stałą obecność w telewizji czy innych ośrodkach przekazu? Eleganckimi troglodytami?
*
Jakiś czas temu (09-09-2008) miałem nieprzyjemność skomentowania wypowiedzi Pana Janusza Korwina Mikke.
Dotyczyła niepełnosprawnych. Głównie, problemów związanych ze szkołami integracyjnymi, którym to szkołom JKM był zdecydowanie przeciwny.
Pisałem wtedy: `tylu bredni na temat integracji nie czytałem dawno. Integracja, to nie są zawody, wyścigi, rankingi. Integracja, to wzajemne uczenie się społecznych zachowań, obopólne uczenie się wrażliwości, człowieczeństwa, miłości, szacunku do bliźniego. Integracja, to dawanie i ofiarowywanie siebie, swojej życzliwości wobec innych.”
Moim zdaniem, nie tyle chodzi w niej o równy dostęp do wiedzy na tym samym poziomie, lecz o obustronne poznanie; w integracji nie chodzi o przymus i rywalizację silniejszego ze słabszym, bo nikt nikogo nie chce do niczego zmuszać. I nie o to, by robić konkursy, kto lepiej zrozumiał i nauczył się geometrii wykreślnej (przedstawiciel - dziecko z zespołem Down ‘a, czy dziecko wyposażone w kompletny zbiór umysłowych cnót), ale o to, by w ramach wzajemnego poznania, uświadomić sobie, czym się różni Felek Zupełny od Józia Częściowego.
Nauczyć się, to znaczy oswoić się z emocjonalnymi odrębnościami. Czyli – bycia (poprzez wzajemny kontakt) otwartym na potrzeby drugiego człowieka. I nie o konkurencję w rozwoju intelektualno-sprawnościowym, lecz o wykształcenie społecznych mechanizmów. A więc odpowiedzialności nie tylko za siebie, bo i za kolegę z klasy. Za słabszego i mniej potrafiącego, niż on.
Osoby niepełnosprawne domagają się akceptacji takimi, jakie są, a nie takimi, jakimi filisterskiemu społeczeństwu wydaje się, że być powinny.
Teoretycznie posiadają te same prawa obywatelskie co zdrowi, jednak w praktyce napotykają na trudności w ich realizowaniu. W praktyce stanowią fikcję (np. natykają się na bariery architektoniczne).
Po napisaniu tych słów, wycofałem się z czytania artykułów tego celebryty i dałem sobie z nim spokój. Ale nie wytrzymałem za długo w tym postanowieniu, bo choć od poprzedniej wypowiedzi o niepełnosprawnych minęły cztery lata, ponownie z nimi wystąpił.
Tym razem nie o szkołach się wypowiadał, lecz o sporcie. Okazją stała się paraolimpiada w Londynie. Pomijam już nietaktowne słowa użyte pod adresem startujących w niej ludzi. Nie zwracam też uwagi na obraźliwą wymowę jego zdań. A nie mówię o nich, ponieważ w tej sprawie zabrali głos ludzie o wiele więcej znaczący ode mnie i mający codzienny kontakt z problemami niepełnosprawnych. Mam na myśli Annę Dymną czy Janinę Ochojską. Nie byłoby więc sensu powtarzać tego, co zostało przez nie powiedziane.
Lecz zamiast najszczerszych wyrazów oburzenia wobec postawy JKM, chciałbym dowiedzieć się, dlaczego figury znane z absurdalnych i niedojrzałych poglądów, są dopuszczane do mikrofonu, zaprasza się je do telewizji, publikuje wywiady z nimi, słowem, robi wokół ich osób medialny szum.
Wszystkie tego typu osoby legitymują się brakiem wyobraźni. A przecież gdyby się im przydarzyło nieszczęście, wylew, pęknięcie kręgosłupa lub zamiast głowy mieliby szczękonóżki, gdyby im przyszło IŚĆ TĄ DROGĄ i zmagać się z ich trudnościami, to z dnia na dzień zaczęliby dostrzegać własną śmieszność.
*
Od czasów upowszechnienia tombakowych przemyśleń owego celebryty przeminęło „mnóstwo księżyców i zim”, lecz problem wypisywania i głoszenia bredni pozostał. W dalszym ciągu obowiązuje hasełko Dulskiej: MNIE TO NIE DOTYCZY.
Brednie pisemne ludzi wywodzących się z mroku średniowiecza znalazły sojuszników wśród przedstawicieli wszystkich partii życzliwych PiS-owi, a w ten sposób wzmocniona moralność krakowskiej mieszczki triumfuje nadal. I triumfować będzie, bo nie zanosi się na to, by PiS utracił władzę w najbliższych dekadach. Przeciwnie. Tandem Dulska & PiS rozpaskudził się na cały podzielony kraj i przeistoczył w tercet: Sekta Rydzyka + Dulska + PiS.
Tu trzeba dodać, że Rydzyk i jego akolici prócz maskujących dekoracji w postaci liturgii nie mają chrześcijańskich powiązań z Kościołem.
A już od nauk Jezusa Chrystusa ta potężna sekta odstaje wyraźnie; Jezus nakazywał wybaczać, natomiast toruński guru zagrzewa do nienawiści; Jezus nakazuje miłowanie WSZYSTKICH ludzi, Rydzyk wyklucza z tego grona Żydów.
Pomstuje na komuchów, nie znosi uchodźców, ma alergię na wyzwolone kobiety, homoseksualistów i lesbijki. Co nie przeszkadza mu ignorować obecność pedofilów w KK.
Podobnie jak Dulska lubi grzebać w cudzych życiorysach i dopatrywać się w nich ciemnych stron; pozuje na uduchowionego człowieka obdarzonego charyzmą. A równocześnie polskich faszystów nazywa patriotami.
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent
To nieśmiertelny od zawsze dramat potrzeby cenzury i/lub jej braku. Nasza narodowa zgoda na demokrację (z greki "demos" i "kratio" to na nasze władza ludu) - i wynikający z niej egalitaryzm - to przyzwolenie TAKŻE na codziennie nagłaśniany tubalny/medialny głos zakamuflowanego wariata.
Jeśli taki ktoś będzie dostatecznie naparty i przez całe dziesięciolecia - jak przytoczony wyżej w eseju /z całym szacunkiem/ JK-M - karmił nas swoimi rewelacjami, z czasem może wreszcie zdominować wszelkie inne, nawet te dużo bardziej racjonalne głosy.
Rzecz jednak w tym /tak w istocie/, że jeżeli kończy się wyłącznie na twoim gadaniu, i tej KIEŁBASY OD DZIESIĘCIOLECI WCALE NIE ROZDAJESZ, nikt nie będzie ciebie słuchać.
Głupi byś był jak ten ostatni cep, gdybyś trzymał się jedynie samych wariata obietnic
ratings: perfect / excellent
PS. "Dulska& - co znaczy końcówka?
(patrz światła konkluzja po latach w zawiasach)
Nieśmiertelny dylemat:
CO /niepełnosprawni mentalnie/ mogą mówić, a CZEGO jednak broń Boże nie
rozwiązałby
dotyczący każdej osoby publicznej
coroczny przymus komisyjnego badania psychiatrycznego