Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2020-03-01 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1302 |
- Tu stacja telefoniczna. Słucham. - dalekim głosem powiedziała telefonistka, kiedy zdjęła słuchawkę.
Przez moment trzymała ją przy uchu i w końcu z powrotem odłożyła na aparat. A więc telefon był czynny, ale Połynin nie zadzwonił. Z jakiegoś powodu była teraz tego pewna.
Wciąż jeszcze nie zdejmując munduru - bo i po co, skoro w mieszkaniu jest tak zimno - oparła się plecami o ścianę przy półeczce z aparatem i kilka minut tak stała, myśląc o tym, że oto śpieszyła tak bardzo do Moskwy, tak do niej na skrzydłach leciała, że kiedy ich pociąg przestał na ostatniej stacji kolejne dwie godziny, przepuszczając przed sobą transporty wojskowe, miała ochotę pobiec tutaj pieszo. I po co tak się śpieszyła? No, jest już na miejscu, dotarła w końcu, jest u siebie w domu - i co z tego? Poczuła, że po prostu dłużej tego nie zniesie - nie może zostać teraz sama jedna tego dnia w tym strasznym mieszkaniu, że musi coś zrobić, natychmiast coś zrobić! Ponownie schwyciła za słuchawkę i zadzwoniła do dwóch znajomych z brygady frontowej, numery których zapamiętała. Jeden z nich nie odpowiadał, drugi kobiecym głosem powiadomił, że Walentyna Pietrowicza nie ma: wyjechał z występami na front.
- A kto o niego pyta? - na koniec z nutką zazdrości facetka zapytała.
*Głupia baba*. - nic nie mówiąc, odwiesiła słuchawkę Galina Pietrowna, przypomniawszy sobie, jak mówił o swojej żonie ten z ich zespołu aktor: *moja tygrysica*.
Usłyszawszy, że Walentyn Pietrowicz wyjechał na front, przypomniała sobie o swoim liście, który najpewniej jednak do Witieńki doszedł.
Trudno, niech Połynin nie odpowiada na jej pocztę i niech nawet wcale do niej nie dzwoni, jej list jednak przecież chyba mógł wrzucić do skrzynki, skoro to Maszy obiecał?
Nie chciała telefonować do domu Witieńki, ale jak zadzwonić do tego jego nowego teatru, nie wiedziała. Sądząc po dwóch krótkich notatkach w gazecie, jakie przeczytała jeszcze leżąc w szpitalu, teatr ten zaczął już grać, ale gdzie te ich występy, na jakiej scenie i jak oraz do kogo tam dzwonić - i co przy tym powiedzieć - nie miała pojęcia. Tak czy siak bez pomocy Witieńki się nie obejdzie, a przecież to właśnie jej jeszcze w Murmańsku przyrzekał.
Co prawda myślała wtedy, że kiedy wróci do Moskwy, zastanie tam Połynina, i odtąd zawsze będą już razem, a wtedy ta dwuznaczna w innych okolicznościach opieka Witieńki wcale nie będzie już dla niej niebezpieczna.
Teraz jednak wróciła tutaj - i była sama jak palec. A zadzwonić będzie musiała. I nic innego jej już nie pozostawało.
Jeszcze raz zdjęła słuchawkę i podała telefonistce numer mieszkania Bałakiriewów.
- Słucham. - śpiewnie zabrzmiał głos Olgi Fiodorowny, matki Witieńki.
- Dzień dobry, pani Olgo. Mówi Galina Pietrowna. Czy zastałam Witieńkę w domu?
Zacytuję fragment "Hymnu do Miłości" z biblijnego listu do Koryntian św. Pawła z Tarasu.
"Miłość cierpliwa jest,
łaskawa jest,
wszystko znosi,
wszystkiemu wierzy,
we wszystkim pokłada nadzieję..."
Miłego wieczoru.
Ona ma szczególne znaczenie.
J A K I E ?