Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2020-03-13 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1307 |
- Dokąd idziesz? - ze zdziwieniem zapytała starsza pani.
- Wychodzę.
- A co będzie z twoim lotnikiem?
- Nic nie będzie. Przyjdzie i odejdzie. Pani będzie jeszcze teraz w domu?
- Tak. Dopiero jutro o jutrzni wstaję do roboty.
- Ja niezadługo wrócę. - powiedziała Galina Pietrowna. - Posiedzimy potem razem obie, napijemy się herbaty... To w końcu Nowy Rok.
- Jaki on tam nowy... - westchnąwszy, odparła Kuźmiczowa. - A co mam mu powiedzieć, jak przyjdzie?
- Niech pani da tę kopertę.
Młoda kobieta wyjęła z kieszeni swój list, wsunęła go w dłoń sąsiadce i, czując, że się zaraz rozszlocha, szybko zbiegła ze schodów.
16
Kiedy po kwadransie rozległo się zdecydowane pukanie, Kuźmiczowa z duszą na ramieniu poszła otwierać. Nieoczekiwane odejście Galiny było dla niej kompletnie niezrozumiałe i budziło lęk. Zwłaszcza po tym, jak tu był ten cały Witieńka, łomotał do drzwi, a ta go nie wpuściła do siebie, nawet najmniejszego słowa z nim nie zamieniwszy. Rano jej zmyśliła, że spała u koleżanki, ale nocowała przecież u niego, czyli że widocznie coś tam u nich poszło nie tak...
Starsza pani była rada, że dziewczyna odprawiła tego swojego eleganckiego chama z kwitkiem. Nie podobał się jej wcale ten człowiek, a lotnik swoją szwajcarską punktualnością i tym, co mówił każdego dnia przez telefon, wprost przeciwnie, bardzo przypadł jej do serca, i po tej niedawnej awanturze z Witieńką wolała, żeby to z nim wszystko teraz ułożyło się Galinie porządnie i tak jak trzeba.
Jednak jej nagłe odejście i ta dziwaczna liliowa koperta w kieszeni żakietu wprawiły ją w zamęt i budziły strach. Kto wie, co napisała tam w tym swoim liście; sądząc po wyrazie twarzy Galiny, kiedy zbiegała ze schodów, raczej nic dobrego.
Otworzywszy drzwi, Kuźmiczowa ujrzała szczupłego, młodego jeszcze pułkownika w nowym szarym mundurze. Twarz miał wesołą i zaczerwienioną od mrozu, pod pachą trzymał niewielkie ozdobne pudełko i, kiedy wszedł, natychmiast postawił je na podłodze tuż przy wejściu.
- Ja do Galiny Pietrowny.
Kuźmiczowa zamknęła za jego plecami drzwi, żeby do korytarza nie ciągnął mróz z klatki schodowej, i z winą w głosie odparła, że nie ma jej w domu. Lotnik w zaskoczeniu ściągnął swoją uszankę, z niedowierzaniem spojrzał na nią i jak mały chłopczyk podrapał się w głowę. Potem zapytał, czy nie pomylił numeru mieszkania.
- Nie, nie pomylił pan. Trafił pan na miejsce. Tylko jej nie ma, bo wyszła.
- A kiedy wróci?
- Nie wiem.
- Dawno już wyszła?
- Chyba kwadrans temu.
- To może zaraz wróci?
Miał tak skonsternowaną minę, że Kuźmiczowa wciąż nie mogła się zdecydować, i nadal trzymała w ręku nieszczęsną kopertę w kieszeni swojego żakietu, dotykając ją palcami, jakby sprawdzała, czy tam jest. Boże Wszechmogący, żeby jej tam nie było, żeby tylko nie musiała tego listu oddawać!
- A dokąd poszła? Może wezwali ją do teatru?
Kuźmiczowa w milczeniu wzruszyła ramionami.
- Kto ją wie...
- A mogę tu na nią poczekać? Mam prawie dwie godziny wolnego.
Starsza pani znowu wzruszyła ramionami, a pilot nadal stał w niezdecydowaniu.
Po chwili zerknął na stojące u jego nóg pudełko i powiedział, że przywiózł ze sobą coś dla Galiny i czy może to dla niej zostawić?
- No, skoro już przyniosłeś, to to zostaw. - przeszła na *ty* i dlatego, że był młody, i dlatego, że czuła w stosunku do niego zarazem i sympatię, i współczucie. - Drzwi zostawiła otwarte, sam jej to zanieś.
ratings: perfect / excellent
Miłego dnia.