Author | |
Genre | nonfiction |
Form | prose |
Date added | 2020-04-26 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 990 |
Wiecie co? Cisza. A nie, to już było.
Kóń jaki jest każdy widzi. To klasyka. Ale dopiero oblany blaskiem wydarzeń, groza sytuacji, nieciekawym czasem i zezem obserwującego (gdybyż jeszcze był daltonistą) zaczyna być... co najmniej ciekawy.
Zbieranie drewna , prozaiczne, prymitywne nawet jeśli weźmiemy pod uwagę drewno opałowe, trudno by nazwać wyczynem literackim. Chociaż po przeczytaniu Drwali , cała otoczka może być interesująca. Po latach tylu a tylu.
To spróbujmy. Życiobranie to w końcu zbieranie wydarzeń z życia, czasem prawie kradzież. Chociaż daleki byłbym od `biegunowości`. Jak dla mnie za dużo zapożyczeń i neologizmów. Wydarzenia nie zawsze moje wiec niech dotyczą... Jeanpaulo nie zawsze będzie pasował wiec, może Jaśku?
Jaśku z jakiegoś powodu zbierał to drewno przez całe swoje życie mimo że dwudziesty a potem dwudziesty pierwszy wiek wcale nie pędził go do takiej konieczności. Tak by się przynajmniej wydawało. Ani sytuacja, ani późniejsze wykształcenie zupełnie nie wskazywały ze Jaśkowi zbieranie drewna do czegoś się przyda.
Pierwsze przypadkowe zetknięcie to ... hm. Nie pamięta. Ale na pewno gdzieś w tle przewijał się bigos myśliwski w kotle na straszliwie dymiącym ognisku. Dookoła myśliwi, leśnicy,papierochy... Smak bigosu zapisał się rytymi przyprawami i kilkudniowym gotowaniem runami w encyklopedii smakowej na zawsze.
Potem ognisko skautów. Z całym rytuałem, krąg ,ogień, siła, prawie magia wykrzesana z drewna, ależ oczywiście , jedną zapałką. Mała watra, duża watra - znacie to? Pieczołowicie przechowywane zwitki kory brzozowej jak tajne kody odzyskiwania ognia z siły lasu. Mozolnie, mrówczo budowane słupki z cieniutkich gałązek iglastych i powtarzanie konstrukcji z coraz twardszych drewienek az do grubaśnych bierwion...Wszystko bluźnierczo skomentowane kiedyś przez jakiegoś współpasażera zatłoczonego autobusu , że wszystko to fajne póki się nie odkryje że jest benzyna.
Świat Jaska obrastał w rzeczywistość technicznie rozbudowaną, z wydzielonymi strefami do palenia papierosów, szklanymi przedziałami , posadzkami i wskaźnikiem temperatury na ścianie, chociaż ciągle skrzętnie opisywana przez Frazera natura ludzka ciągnęła do ognia. Czasem z konieczności.
Budzi się świt. Jaśku podróżnik zwija spod huculskiej chaty chiński namiocik. Obok kilkoro znajomych, to samo. Przeglądają notatki i wychodzi na to ze nad Smotryczem lasu juz nie oświadczą w drodze na Popa Iwana. Do Dzembroni dojechali kradnąc wschodniemu ludowi kursowy autobus który zawiadowca `Haraży` skierował na tą trasę za sowitą opłatę 20 dolarów amerykańskich. Parę lat później trzeba było wyłożyć już 70. Śmiganie ponad rwącymi strumieniami po belach szczepionych klamrą i wjeżdżania na stromizny żeby sie wyminąć z przejeżdżającą wołgą nie zapomną długo. A drewno? Pod klapy plecaków ładują nazbierane suche konary na wieczorne ognisko żeby wnieść je uroczyście razem ze swoimi pełniusieńkimi plecakami na 2022m. Niby nie jest taka paląca konieczność bo już małe alpinistyczne butle gazowe, sprytne, dwoma ruchami dokręcane kuchenki... Ale ogień to ogień. Potem już tylko kosówka na Czarnohorze.
Wydaje się że zostanie gdzieś we wspomnienia, na starych fotografiach , na podkoloryzowanych przygodowo - thrillerowych filmach to zbieranie. Wróciło.
Jaśku sam był szczerze zdziwiony. Zbieranie drewna dopadło Jaśka gdzieś mniej więcej nad morzem tyrreńskim. Dokładnie miedzy Tirrenia a Calambrone. Inaczej, nie turystycznie. Bytowo.
Gesty las za stadnina gdzie zostało Jaskowi weekendowe zatrudnienie bo rozpoczynający się sezon wypędził go z remontowanych cała wiosnę zabudowań na prywatnych plażach.
Niestety praca w stadninie nie przewidywała noclegów. Jąsku siegnał po kilka doswiadczeń , podwieszony na dwóch belkach namiocik, niewielkie ogniseczko zeby zagrzać herbatę. Nieznane drewno w nieznanym jeszcze kraju, tuż obok tętniącej życiem Via Aurelia opalającą od zachodu turystów słońcem niesionym z bryzą.
Zbieranie drewna w tym kraju a zwłaszcza w tym jego regionie jaki kojarzy sie turystom z toskańskim słońcem stało się prawie nawykiem. Jaśku nauczył się zbierać nawet cienkie gałązki oliwek które należało palić czym prędzej żeby ucztujące na nich robale nie przeniosły się na żywe drzewa. Ale zanim to nastąpiło nasz bohater mieszkając u znajomego Szwajcara na szczycie niewielkiego wzgórza Pinella przeżył kilka zim , które dla zbierania drewna wniosły sporo nowych doświadczeń. Żeby nie spalić całych turystycznych zapasów gospodarza należało wyprawiać się do leżącego poniżej wzgórza mikro lasu i wyszukiwać co bardziej wyschnięte quercia i pioppo a nawet acacia. Zakres wiedzy o drewnie opałowym poszerzył się głównie z powodu posiadanego kominka żeliwnego - jedynego źródła ciepła w zamienionym na apartamencik turystyczny silosie obok willi szwajcarów.
O międzynarodowych tradycjach obcowania z drewnem dowiedział się co nieco Jaśku mieszkając we florenckim schronisku niedaleko mostu alla Vittoria. Oczywiście spotkał tam Polaka który już drugiego wieczoru opowiedział mu swoją `drewnianą `historię.
Franek ,o ile dobrze pamiętam, miłośnik drewna i gospodarskich konstrukcji w poszukiwaniu pracy, jeszcze bez języka , odnalazł się w pięknie położonym gospodarstwie w górach powyżej jeszcze dużo Borgo San Lorenzo. Rodzina pasterzy w pięknym składzie braci, staruszków rodziców, gospodarowała tam bez dodatkowych wygód i atrakcji a nawet jak relacjonował Franek, mieszkający wraz z nimi, bez użytkowania zepsutej toalety znanej powszechnie jako WC. Kto nie zna toskańskich sadyb za Radicofani, pasterskich chatek miedzy polami w śród pociętych kanionami wzgórz, niech nie wierzy. Wkraczając w XXI wiek świeży emigrant spod Tarnowa chciał wnieść kaganek polskiej myśli technologicznej. Widzac zgromadzone pod okapem budynku topolowe deski szybko sklecił zgrabna sławojkę, wymysł sanitarny miedzywojennej reformy. Czekając na zachwyt gospodarzy zaprezentował budowlę i ... musiał w trybie mocno przyspieszonym opuścić miejsce pracy. Gospodarze wściekli na to nieuzasadnione użycie cennego drewnianego materiału pogonili inżyniera.
Aby poznać nieznaną mu kulturę Francesco sprzedawał wiec we Florencji gazety i rozdawał ulotki niedaleko Ponte Vecchio lub na światłach ulicznych przez zjazdem na Duomo.
Jaśkowi los oszczędził takich historii rzucając go z Tirenii od razu na drugi brzeg Toskanii aż pod Jezioro Trazymeńskie. Tutaj odpalając `szwajcarową` APE o dźwięcznej nazwie Marcello 50, zjeżdżał 100 metrów w dół i wyszukiwał drewna do kominka.
Cały toskański szlak Jaśka usiany był drewnem jak się okazało. Drewno zbierane na stokach Monte Cetona dodawała ognia kamiennemu domkowi, Niezwykły komin, metr na metr, równiutką stróżką odprowadzał dym i ogrzewał rodzinę Jaśka w domku faktora obok pokaźnej Villa Maria gdzie ostatnia właścicielka paliła starymi pniami winorośli w kominkach wielkości sporej werandy i tak dożywała sędziwego wieku powoli wyprzedając meble z lamusa. Moderny kominek w ostatnim `kominkowym ` domu Jaśka na obczyźnie zasilał 20-hektarowy las nad rozległymi winnicami. Tutaj wyprawy po drewno owocowały zbieraniem corbezzolo , opowieściami truflarzy i spotkaniami z zielonymi biche, niejadowitymi żmijami.
Jak się okazuje upływ czasu w zbieraniu drewna to jak smakowanie wina, poznaje sie jego rodzaje, delikatność, rzeźbę, znaczenie energetyczne wreszcie.
W Polsce w starym gospodarstwie, gdzie spory pożeracz drewna w postaci pieca `na wszystko` do centralnego, stał się głównym odbiorcą Jaśka, w pierwszej chwili odezwała się chęć samowystarczalności. W odwodzie jak się okazało czekała wielopokoleniowa zapobiegliwość i zarastający teren. Pojawiły się resekcje schnącej wierzby, sadzone przez dziadków kilkunastometrowe akcje użyczały swoich suchych konarów, obrywane suche gałązki modrzewi sadzonych 20 lat temu przez samego Jaśka stały się zarzewiem codziennego obiegu ciepła w sporym domu. Teraz różnica jesionowego bierwiona czy grube jak ramię zapaśnika pnie starych bzów i czeremchy wysuszone na kamień nabrały znaczenia, topolowe płaty lekkiego jak styropian pnia oddały chwilowy błysk ognia i strumień gorącej wody jednocześnie.
Wyprawy po drzewo powoli obok czysto praktycznej konieczności dały emocje porównywalne do wędkowania , tropienie śladów, przewidywania skutków potężnych wiatrów .
Obserwując tą historię myślę że zbieranie drewna jest tak związane z naszym życiem jak jedzenie czy uprawa a może nawet więcej. I jeśli nawet na chwilę zrobiliśmy sobie , przerwę, dietę cud
- i tak kiedyś do tego wrócimy.