Author | |
Genre | history |
Form | prose |
Date added | 2020-06-18 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1180 |
Potem zaczęli nas wywozić za bramę na karczowanie lasu. Też szło tam zdechnąć od tej roboty. Przecież większość z nas nigdy nie miała żadnej siekiery w ręku! Nocami od czasu do czasu pijani esesowcy urządzali sobie z nami rozrywkę. Zaledwie tylko zasnęliśmy, już wrzeszczą: *Baczność! Kłaść się! Wstać! Kłaść się!* - i tak przez całe kwadranse. Kto spał na górnych pryczach, nie nadążał ni z wstawaniem, ni kładzeniem się - i tych katowano aż do zadyszki u oprawcy. Ludzie szybko stracili odwagę. Ale nasz kapitan zuch - cały czas nas wspierał, przekonywał, że damy radę, że jeszcze kiedyś potańcujemy z tymi bydlakami jak równy z równym. To bardzo nas wzmacniało psychicznie. Wciąż mieliśmy nadzieję...
Kiedyś pracowaliśmy z Polakami, i tam ich blokowy zwany przez nich kapo, zaczął tłuc jakiegoś dziadka. Jurka Stasow nie wytrzymał, podskoczył do tego Polaka-sprzedawczyka, wyrwał mu staruszka z łap i wrzasnął po rosyjsku:
- Gnoju jeden! Komu się tak tu wysługujesz, bydlaku?! Judaszu przeklęty! Spróbuj kiedyś palcem tylko kogoś ruszyć, ręce, nogi ci połamię, dziadu jeden...
Oczywiście, kapo natychmiast o wszystkim tym doniósł, komu trzeba. Po dwóch minutach przyleciał esesowiec i zaprowadził Stasowa do lasu w gęstwinę. Bogu dzięki, nie rozstrzelał go, tylko postraszył. Cała ta historia z tym kapo nie wyszła nam jednak na dobre. Zaraz nas wszystkich odwołali z roboty i zagnali do baraku, a wtedy wpadł do środka Bomba i dawaj! tłuc każdego po kolei. Następnego dnia popędzili nas-marynarzy pieszo w kolumnie do obozu karnego Grunsdorf. W Stutthofie było strasznie, ale tam to już całkiem do dupy! Pracę w kamieniołomach wytrzymywali tylko fizycznie najsilniejsi, a jak to było z nami, sami już widzicie. W końcu września wrócili nas z powrotem pieszo do Stutthofu. Kilku tej drogi nie przeżyło.
A kiedy już wróciliśmy, Bomba już tam na nas czekał. Często, kiedy myliśmy się pod zimną wodą, wpadał tam i walił ludzi pałą po gołych plecach. Nasz kapitan do dzisiaj nosi blizny po tym jego laniu. Ocaliło nas to, że 4. listopada zapakowali nas na ciężarówki i przywieźli tutaj, inaczej byśmy tam pozdychali jak te muchy albo zatłukliby nas na śmierć. A jak tu was karmią? Mocno biją?
Uspokoiliśmy Tarasowa, powiedzieliśmy, że mamy tutaj dużo lepiej. I tak też faktycznie było, jeśli porównać to z tym, co opowiadali nasi nowi towarzysze niedoli. Załoga z *Magnitogorska* była ostatnią, która do nas dołączyła. W sumie w Wulzburgu było nas około 220 marynarzy z sześciu naszych statków, przejętych w dniu wybuchu wojny.