Author | |
Genre | history |
Form | prose |
Date added | 2020-07-10 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1128 |
W jednej z nisz na dziedzińcu znajdował się wielki drewniany szalet. To w tym właśnie w miarę bezpiecznym miejscu urządzono punkt przerzutu produktów. Specjalny worek z kawałkami chleba i ziemniakami podwieszano tam na haku od wewnątrz wcześniej uzgodnionego *oczka*, skąd zabierali go potem nasi nowi towarzysze niedoli. Aby zasygnalizować, że worek został tam właśnie umieszczony, wieszaliśmy na sznurach na podwórzu czyjąś koszulę, portki i gacie, że niby suszy się pranie.
Niemcy jednak zaczynają się domyślać, że istnieje między nami jakaś łączność. Wiele godzin Weifel poświęcił na obserwacje przez lornetkę naszych zachowań na spacerach i niczego nie wypatrzył. Dlatego hitlerowcy stosują stary swój wypróbowany sposób - prowokację. Przez swoich donosicieli rozpuszczają wśród nas pogłoski, że większą część zebranych produktów żywnościowych zjadają sami dostarczyciele, i do oficerów trafiają tylko resztki...
Co ciekawe, mimo, że byliśmy strasznie wygłodzeni i na wszystko, co wiązało się z jedzeniem, reagowaliśmy podprogowo, nikt w to nie uwierzył i żaden z nas nie zwątpił, że przerzut jest tak zorganizowany, jak trzeba. Co tylko po raz kolejny dowodziło, jak bardzo marynarze byli wobec siebie solidarni i ze sobą zżyci.
Fryce są wściekli. Pewnego razu *Mannerheim* wygłasza do nas taką gadkę-szmatkę:
- Świetnie się orientujemy, że pomagacie chorym z tamtej strony więzienia. To zrozumiałe i chwalebne. Nie możemy jednak pozwolić na to, by odbywało się to poza naszą kontrolą. Proponuję wam legalną i bardziej skuteczną drogę: wy będziecie oddawać swoje wsparcie dla nich wyznaczonym unterom, a ci z kolei - waszym rodakom-jeńcom wojennym. Inaczej znajdziemy sposób, by to całkiem ukrócić.
Przekonsultowaliśmy to z naszą wierchuszką obozową i postanowiliśmy spróbować: niech część naszej pomocy idzie legalnie. Tak też się stało, i Weifel na oczach wszystkich internowanych oddał nasze dary oficerom, jednak już po kilku dniach przyszła informacja *Nie przekazujcie niczego przez Niemców. Wasze produkty i tabak oddają swoim informatorom, jacy są wśród nas.* A więc to tak? Niczego więcej już unterzy od nas nie dostali. Za to znacznie poszerzył się nielegalny przerzut - i znowu dzięki takim niezłomnym ludziom jak Swirin, Szuliepnikow, Gudimow, Biegietow, Szańko i paru innym naszym, pracującym jako szambo-nurkowie z czterokołową wielką cysterną ``ZATKAJNOS``.