Author | |
Genre | textbook |
Form | prose |
Date added | 2020-07-24 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 1401 |
Efekt szumiących drzew. Przypadek Martyny
Nie wiem, o czym szumią drzewa gdy wiatr im na liściach gra… Ale wiem, że mi dzisiaj tak naszumiały, że aż mnie uszy bolą od tego ich szumienia. Naprawdę. Bo też dzisiaj wiało na dworze jak… w kieleckim, a mi z wizytą do znajomych zachciało się iść akurat piechotą, ubraną, a jakże, na letniaka. Wszak to lato. A żeby do tych moich znajomych dojść, musiałam wędrować przez długi park. A w parku wichura, że mało czerepu nie urwie. Rzadko to robię, tzn. rzadko zasuwam piechotą. Bo od czego ma się auto? Nogami zasuwać to ja lubię konkretnie. O, chociażby joggen, i jak już, to w specjalnym miejscu i o odpowiedniej porze. W specjalnym miejscu, to wiadomo gdzie, tam gdzie się świeżego powietrza nawdychać można. Na ulicach to tylko spalinami się człowiek zaciąga. Aż płuca furkoczą. No niby w parku tych spalin mniej w powietrzu się unosi, ale i tak w końcu z parku trzeba wyjść, żeby gdziekolwiek dojść. No a jak się gdzieś dochodzi, to ni jak inaczej się nie da, jak ulicami. A na ulicach, wiadomo, czyha na człowieka porządna dawka z toksycznymi chemikaliami takimi jak: CO (tlenek węgla), HC (węglowodory), NOx (tlenek azotu), i czort jeden wie, z jakimi jeszcze. I ta cała mieszanina, bez pardonu, ciśnie się człowiekowi w nozdrza, co niektórym także i w usta. Zwłaszcza tym zakatarzonym.
Wspomniałam też, że jak już, to nie o byle jakiej porze, a o odpowiedniej lubię sobie w plenerze nogami poprzebierać, a ta odpowiednia dla mnie pora, to tylko wczesny ranek. A to już chyba całkiem zrozumiałe dlaczego. No właśnie, kiedy to świeże powietrze jest jeszcze bardziej świeże… tak świeże, że aż pachnie świeżością… O rany, ależ się roz… świeżyłam, że aż mi język świerzbieć zaczął. No nie, coś i bredzić już zaczynam. To na pewno przez te drzewa w parku. Ojejej, w głowie szum, w uszach ból, w oczach pulsary… I jak tu nie bredzić? Muszę szybciutko poszukać mojego starego kajeciku, mam w nim zapisane różne porady mojej Babuni Łucji. Na pewno i na tę dolegliwość coś znajdę. Babcia na wszystko miała radę.
O, mam! Co też tu Babcia mi radzi? Aha:
Wziąć ząbek czosnku, wycisnąć z niego sok na wacik i włożyć do ucha. Uwalniające się z soku olejki eteryczne działają antyzapalnie...
— O rany, Babciu, czosnek? Toż będę śmierdzieć jak chłop małorolny. A przecież makler z ubezpieczalni zapowiedział się na wieczór. Co on sobie o mnie pomyśli?... Zaraz, zaraz, coś jeszcze Babcia radzi. Nooo, to już lepiej wygląda. A więc tak:
Podobny efekt możemy uzyskać, zakrapiając do ucha parę kropel soku cytrynowego. Można uczynić to bezpośrednio, można włożyć do ucha zwilżony sokiem wacik...
— Babciu, jesteś wielka! Tak właśnie zrobię. Już pędzę do spiżarki po cytrynę… O niech to dunder świśnie… nie ma cytryny!
ratings: perfect / excellent
W technice tej utrzymane są słynne opowiadania z cyklu "Armia konna" Izaaka Babla.
Co wyróżnia ten /bardzo trudny literacko/ typ narracji?
Liczne kolokwializmy, skrót myślowy, często przekleństwa, regionalizmy, śmiech, onomatopeje, żywy obrazowy język, formy niepoprawne gramatycznie - całe wielkie bogactwo języka m ó w i o n e g o.
U nas w Polsce wzorcowym przykładem tej techniki jest proza "Homera warszawskiej ulicy" Stefana "Wiecha" Wiecheckiego
(patrz finał)
Koturnowy wyszukany styl, wielka dbałość o elegancję-francję każdej frazy, unikanie jak ognia prostackich sformułowań i kuchennej łaciny w takiej technice narracyjnej jest nie do pomyślenia
ratings: perfect / excellent