Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2012-01-28 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 4694 |
Labirynt
- Jednego to chyba możesz - upierał się Andrzej - z takim organizmem jak twój można przecież góry przestawiać. A ty co? Czego się boisz? Konowałom uwierzyłeś? Tak mówią, bo im za to płacą, a życie jest życiem i rządzi się swoimi prawami. Tak jest, tak było i tak będzie zawsze. Przecież już cokolwiek zobaczyłeś i doświadczyłeś. Wiesz, co oni ci mogą? Oni mogą ci skoczyć - dodał po chwili i zrobił wymowny gest.
Michał bronił się, ale jego upór powoli słabł. Czuł się jakoś dziwnie i nieswojo. Podekscytowane i głośne rozmowy, prowokacyjne toasty i szaleństwa na parkiecie męczyły go, wydawały się nawet jakieś sztuczne i nienaturalne.
- Nie bądź świętszy niż trenerzy i działacze! - kontynuował Andrzej. - Cóż z tego, że wszyli ci esperal! Nikt nie uwierzy w jego działanie! A gdyby nawet, to co, pękasz? Ty, wirtuoz piłki, postrach najtrwardszych obrońców i najwspanialszych bramkarzy! Nibyś taki przebojowy twardziel, a w rzeczywistości mięczak.
- No dobrze, ale tylko jednego - wydusił z siebie i drżącą ręką podniósł kieliszek. Wypił nerwowo i odstawił szkło, jakby bał się tajemniczego, ukrytego spojrzenia. Po chwili poczuł się nieco pewniej i podnosząc znacząco kieliszek, powiedział - No dobrze, niech będzie jeszcze jeden. To na drugą, tę lepszą nogę. Ale tylko na drugą, przecież więcej nóg nie mam - dodał po chwili z lekkim uśmiechem. Jednym haustem wprowadził alkohol do organizmu. Potem poprosił o jeszcze jedną i następne kolejki. Robiło mu się coraz lepiej i przyjemniej. Fascynowały go smukłe nogi poruszające się rytmicznie na parkiecie. Chciał też zatańczyć, ale brakowało mu odwagi. Jednak na tę słabość Michał szybko znalazł skuteczne lekarstwo.
Zbudził go okropnie piekący ból żołądka. Czuł, jak gdyby węgle żarzyły się w jego wnętrznościach. I w dodatku to łomotanie w głowie oraz smak klozetu w ustach. Nie miał siły i odwagi otworzyć oczu; nie wiedział nawet, gdzie jest. Podnosząc z trudem ociężałe powieki, kącikiem oka dostrzegł białe, metalowe łóżka i kraty w oknach. Rozpoznał to miejsce, opuścił je przed kilkoma dniami.
Zacisnął obolałe powieki i próbował zebrać myśli, ale nic z tego nie wychodziło. Z poprzedniego dnia niewiele pamiętał. Obraz uroczej szatynki był niepełny i niewyraźny, jakby za mgłą. Nagle przypomniał sobie, że miał nawet ochotę siłą zabrać ją na parkiet, ale nie znalazł w sobie tyle odwagi. Ten niedobór postanowił uzupełnić przy barze.
- Nie witam pana, panie Michale - dźwięczny i sympatyczny głos przerwał nagle jego męczarnie - proponował pan, a ja się na to zgodziłam, że spotkamy się po pańskim pierwszym udanym meczu. Myślałam nawet, że pójdziemy na dyskotekę. Tak bardzo lubię tańczyć - dodała cicho, odchodząc.
Oszołomiony Michał nerwowo podniósł głowę i dostrzegł oddalającą się białą sylwetkę. Próbował nawet coś powiedzieć, usprawiedliwić się, ale nie zdążył. Znikłnęła niespodziewanie w labiryncie korytarzy.
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent
ratings: perfect / excellent