Author | |
Genre | adventure |
Form | prose |
Date added | 2020-09-03 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 778 |
Królestwo śmieci... Niepodzielna władza i ogromny biznes
Gdybym nadal mieszkała w Polsce, to całkiem możliwe, że królową śmieci bym została. Nie, nie dlatego, że królowanie i władza mi się marzy. Nie dlatego też, że śmieci lubię. A gdzież tam, wręcz przeciwnie, nie znoszę. Jestem straszną pedantką. Królową śmieci zostałabym dlatego, bo lubię obserwować jak powstaje czystość, ład i porządek. To po pierwsze. A po drugie, bo wiem, że to bardzo, ale to bardzo intratny interes, takie sprzątanie miast i wsi ze wszelkiego typu śmieci.
Temat ten, choć dotyczy śmierdzących śmieci, sam w sobie śmierdzący wcale nie jest. Przeciwnie, pachnie... Mamoną. A zainteresował mnie po przeczytaniu w lokalnej gazecie o naszym miejscowym królu śmieci, jak to wspaniale prosperują jego śmieciarskie firmy i jakich milionów się dorobił. Znam właściciela tej firmy, toteż sama wiem, jaki z niego bogacz. Nie bez kozery jest tak nazywany. Bo jakby nie patrzeć, na śmieciach się dorobił.
Od lat zajmuje się oczyszczaniem naszego miasta i okolicznych wsi. A trzeba przyznać, że on naprawdę bardzo dba, aby wszędzie panowała czystość, niemiecki Ordnung. I panuje.
Od momentu przeczytania o nim prześladuje mnie myśl, że skoro i ja lubię czystość, a i sam proces powstawania czystości obserwować lubię, to może by tak samej założyć taką firmę w Polsce… I milionów się nachapać. Sprzątać jest co. Ha, na długie nawet lata. A z tego, co mi wiadomo, w Kraju są jeszcze ogromne luki w branży śmieciarskiej. Toż to istna żyła złota.
Praca może i śmierdząca, ale jakże popłatna. Jasne, że sama nie trudziłabym się nią. Zatrudniłabym dużo ludzi, oczywiście za sowitym wynagrodzeniem — i niech sprzątają, porządkują, wywożą, odśnieżają, posypują… itp. prace niech wykonują. A ja dalej bym sobie robiła to, co najbardziej kocham. Może znów zaczęłabym podróżować po świecie? Już od paru lat tego nie robię, przestało mnie bawić. Świat stał się jakiś taki mniej pociągający. No ale skoro pieniędzy miałabym od groma i ciut ciut to może kupiłabym sobie wygodny samolot z pilotem, i ze dwóch bodyguardów bym zatrudniła (koniecznie młodych i przystojnych), i znów mogłabym sobie pofruwać po świecie. A potem opisywać swoje podróże i przygody. Ha, to by było życie!
No dobra... Ale póki co, póki królową śmieci jeszcze nie jestem, podglądnę jak ta firma w naszym mieście działa. Z tego co już wiem, każdy obywatel co roku dostaje nowy kalendarz z terminami odbioru poszczególnych rodzajów śmieci i opłaca całoroczną usługę. Mało prawdopodobne, żeby ktoś przegapił któryś z terminów odbioru… Chyba że zaspał, będąc pod wpływem jakowyś używek albo czegoś tam.
Pod każdym domem (w ukryciu) stoją 3 rodzaje pojemników. Brązowy – na odpady żywności; Siwy – na zwykłe śmiecie (obydwa co 2 tygodnie opróżniane); Niebieski na papier (co 4 tyg. opróżniany). Do tego dochodzą jeszcze Gelbe Säcke (żółte worki). W nich odbierane są różne opakowania z tworzyw sztucznych, metalu, materiałów wielowarstwowych, np. pojemniki po napojach, artykułach mlecznych, puszki po konserwach, piwie… itp. (odbierane są również co 4 tygodnie).
Wywóz wszelkich elektrycznych urządzeń także odbywa się zgodnie z planem. Także na życzenie. Nie inaczej jest z odpadami ogrodowymi, takimi jak gałęzie, liście. Są odbierane spod domów zgodnie z terminami zaznaczonymi w kalendarzu.
Butelki szklane i stare ciuchy też są odbierane. Specjalnie na te rzeczy stoją porozstawiane po mieście kontenery. Oprócz tego, dwa razy w tygodniu otwarta jest taka specjalna składnica z ogromnymi kontenerami gdzie każdy bez żadnej odpłatności może wyrzucić co tylko chce. Od mebli począwszy, poprzez przeróżne szkła, metale, plastiki… na częściach samochodowych skończywszy.
Sprzątanie ulic odbywa się regularnie i miasto świeci czystością. Ale nie tylko o ulice się dba, o dróżki leśne również. W zimie główne dróżki regularnie są odśnieżane i posypywane drobnym żwirem, coby joggujący obywatele gnatów sobie nie połamali.
Jeszcze parę lat temu odbywał się raz w roku Sperrmüll. Czyli odbiór spod domów wszystkiego, co tyko ludzie na ulice wystawiali. Ależ ulice wtedy wyglądały przez kilka dni, jak po jakimś kataklizmie. Zanim nastąpił odbiór tego wszystkiego przez firmowe śmieciary, wiele ludzi chodziło po ulicach i grzebało w tych rzeczach, wynajdując dla siebie coś przydatnego. Bo trzeba przyznać, że dużo dobrych rzeczy niektórzy wyrzucają.
W pierwszych latach po otwarciu granicy z Polską to właśnie Polacy wiedli prym w takim grzebaniu na ulicach. Było też trochę Czechów i Węgrów. Wszyscy oni zbierali z ulic co lepsze rzeczy i ładowali do aut. Potem koczowali na największym parkingu pod lasem. Tam nocowali i tam też segregowali to wszystko co z ulic zebrali. Rany!... Co za bydło zostawiali po sobie. Włos się jeżył. Wreszcie policja pod karą pieniężną zrobiła z nimi porządek i od tamtej pory parking był czyściutki, że mucha nie siada. Potem Rumuni przejęli po nich schedę i tak samo koczowali na tym samym parkingu, ale już z zachowaniem należytej czystości. Nieraz stało ich tam ze 20 aut. Wszystkie takie same, białe, dostawcze. Fajnie to wyglądało. Jak obóz zmotoryzowanych koczowników.
W ostatnich latach ze sperrmüll`ami sytuacja diametralnie się zmieniła. Obecnie każdy obywatel sam musi wejść w kontakt z firmą i zameldować, że chce wystawić jakieś niepotrzebne rzeczy. Wtedy dostaje termin i śmieciara przyjeżdża je odebrać. Muszą być jednak posegregowane. Osobno rzeczy metalowe, osobno drewniane, osobno z plastiku... itd.
No masz! Tak dokładnie opisałam cały śmieciarski proces i dopiero teraz przyszła refleksja… A jak komuś w Polsce przyjdzie na myśl ukraść mój pomysł założenia takiej firmy? To by było. O nie! Niech się nawet nie waży! Nie bez mojej zgody. Zrozumiano?! No!... A nuż przyjdzie mi ochota swój pomysł samej zrealizować... i królową śmieci w Polsce zostać?
ratings: perfect / excellent
i róbta sobie z tym dalej, co chceta :(
którzy notabene wbrew nazwie wcale niczego nie "kupowali", bo to wszystko spadało im jak biblijna manna z nieba.
Inwestowali wyłącznie w transport, a zysk, związany ze sprzedażą, przynosił im wprost bajońskie krocie
Ale chcąc już tak na poważnie podejść do tematu, to trzeba przede wszystkim wspomnieć o szmuglowaniu śmieci z Włoch. Wczoraj w Faktach dokładnie opisali jak ten proceder przebiega. Jak to Polacy za grube pieniądze tworzą składowiska i gdy już miejsca na nich zabraknie, to nagle dostają tzw. samozapłonu, a w gruncie rzeczy sami je podpalają, aby zrobić miejsce na nowe śmieci i nie stracić na „interesie”. Mają gdzieś, że zatruwają środowisko, mają gdzieś, że trują ludzi... Bestie jedne!
W tym reportażu mafioso od śmieci z Neapolu sam się wyraził, że śmieci to milionowy biznes, o wiele lepszy niż narkotykowy, i Polacy bardzo chętnie w nim uczestniczą.