Author | |
Genre | adventure |
Form | poem / poetic tale |
Date added | 2020-10-10 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 1058 |
Poczytaj nam Miłka (7)
— Książeczek mam wiele —
zaprasza dzieci Miłka. —
Siadajcie wokół mnie
przeczytam wam kilka:
O skończonych wakacjach
i pożegnaniu lata.
O jesieni, drzewach... i o kimś,
kto figle wciąż płata.
SKOŃCZYŁY SIĘ WAKACJE... ALE
Skończyły się wakacje,
skończył się laby czas.
Rozbrzmiewa głośny dzwonek,
już szkoła wzywa nas.
Jest jednak takie miejsce,
gdzie frajdę czuć wciąż można...
jak w czasie wakacji
moc różnych przygód doznać.
Miejscem tym z pewnością
jest każdy park i las...
O każdej porze roku
tam miło spędzisz czas.
Chodźcie dzieci! Chodźcie wraz —
ZEW NATURY — wzywa nas!
POŻEGNANIE LATA
Ech, ty lato ukochane,
Już pożegnać ciebie czas...
Trudno jest mi w to uwierzyć,
Wszak zielony jest wciąż las.
Kwiatki kwitną wciąż na łąkach,
Ptaszków śpiewy słychać jeszcze,
Słonko grzeje wciąż przyjemnie...
Wieczorami grają świerszcze.
Lato, lato, jesteś jeszcze?!...
Wiem, że płonna to nadzieja,
Bo ty w świat już wyruszyłeś...
Hen swoje piękno poniosłeś,
Miejsca jesieni ustąpiłeś.
Lecz pożegnałeś nas pięknie,
Barwnie, pachnąco, słonecznie.
I my cię żegnamy, kochane.
Żal, że nie możesz trwać wiecznie.
Lato, lato, jesteś jeszcze?!...
Cisza... brak twej odpowiedzi.
Znaczy, nadziei już żadnej!
Odszedłeś stąd na rok cały...
Lecz wrócisz — w szacie paradnej.
JESIENNE DRZEWA
Szumi las, szumią jesienne drzewa...
Wiatr im na liściach złotem przygrywa.
Szumią o czasach dawno minionych,
O ludzkich losach dziwnie splecionych.
Długo żyjąc, wiele widziały,
Choć w jednym miejscu tylko stały.
Szumią o wszystkim, co kto woli…
O ludzkiej doli… i niedoli.
Szumią o pięknie całego Świata…
Los ludźmi wszakże po Ziemi miota.
Ludzie pod drzewem chętnie siadają,
O cudach Świata opowiadają.
Szumią o sile tkliwej miłości,
O oczarowaniu, o zazdrości.
Wszystko od ludzi to usłyszały,
Bo jak spowiednik... słuchać musiały.
KAZIO ŁOBUZ
Mały Kazio był wielkim łobuzem,
I zawsze paradował choć z jednym guzem.
A nie myślcie, że on swych guzów nie lubił,
Wręcz przeciwnie, Kazio się nimi chlubił.
Nie było dla niego rzeczy — nie do zrobienia.
A każdy nowy guz — nie bez znaczenia:
Jeden: — bo zerwał ostatnie jabłko z drzewa.
Drugi: — bo spłoszył kota z dachu chlewa.
Trzeci: — bo skakał najwyżej z grabiami na sianie…
I każdy następny — bo wykonał każde zadanie.
Koledzy pukali się palcem w czoło,
A Kazio niezmiennie powtarzał w koło:
— Dla mnie guz, to jak dla żołnierza belka.
A taka belka, to rzecz wielka! —
I dalej rozrabiał ile tylko wlezie.
— Gdzie diabeł nie może, tam Kazio wlezie —
Mawiała zatroskana mama i tato…
A on tylko uśmieszkiem reagował na to.
Nic nie działały na niego prośby.
Nie pomagały też żadne groźby.
— Przyjdzie kryska na Matyska! — babcia przestrzegała.
Lecz i ta przestroga nic nie dawała.
Łobuzowaniu końca nie było...
Jednak do czasu, aż się coś wydarzyło…
Była pora żniw. Wszyscy jechali na pole —
Zbierać snopki i układać w stodole.
Kazio pomagać ochoczo obiecał,
Słowo honoru dać nawet chciał,
Że z własnej i nieprzymuszonej woli,
Grzecznie pracować będzie na roli.
I już by prawie słowa dotrzymał,
Gdyby nie widły, które w ręku trzymał.
Wchodziły w snopki jak w miękkie masło…
Wymyślił: — „skok o tyczce” — i takie rzucił hasło.
I skakał najwyżej jak tylko mógł,
Lądując na pobliski siana stóg…
— Kaziu, łobuzie! — mama zawołała,
I grożąc mu palcem widły zabrała.
— Och, mamo, wszystko pod kontrolą! —
Odkrzyknął Kazio — przejęty nową rolą.
I jeszcze go raz coś podkusiło…
Odbił się od snopków z dużą siłą,
I skoczył wysoko, lecz ostatni raz,
Bo nie trafił w siano a w przydrożny głaz.
Smętny Kazio siedzi w domu przy oknie,
Zdziwiony, że świat nagle wygląda okropnie.
Mama i babcia nieustannie go obserwowały,
Żal im było biedulki, więc go rozbawiały:
— „Żeby kózka nie skakała…” — mama zawoła.
— Wiem, wiem! — „Toby nóżki nie złamała…
Ale gdyby nie skakała,
Toby smutne życie miała…” —
Dodał Kazio, siląc się na łobuzerskie miny,
zerkając na nogę w gipsie — z poczuciem winy.