Go to commentsJak we śnie
Text 1 of 1 from volume: Jak we śnie
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2012-01-31
Linguistic correctness
Text quality
Views2595

- Czy jest pani pewna, że zabiła pani demona, a nie kota sąsiadki? – spytałem panią Dulską. Kobieta spojrzała na mnie jak na totalnego idiotę. 

- Wiem, co zabiłam, panie doktorze.  

W ustach tej przysadzistej kobiety zabrzmiało to tak, zabawnie, że miałem wielką ochotę po prostu się roześmiać. Jako renomowany psychiatra nie mogłem sobie na to pozwolić. 

- Stan OBE to coś niezwykłego. – opowiadała kobieta – Może pan w nim być, kim tylko zechce. 

- A pani jest pogromcą demonów. 

Pani Dulska na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie normalnej kobiety, pracuje jako ubezpieczyciel. Gdy przyszła do mnie pierwszy raz i opowiedziała, jak lata po świecie i zabija demony srebrnym mieczem, byłem zdumiony. Wyobraźnia kobiety wyczyniała takie cuda z jej zmysłami, że byłem po postu w szoku. 

- Można to tak nazwać, aczkolwiek w pańskich ustach to trochę głupio brzmi.  

”To generalnie brzmi głupio” – pomyślałem.  

- Więc jak pani to robi? – spytałem kobiety. 

- Wejść do świata OBE to bardzo prosta sprawa. – pani Dulska zaczęła mi opowiadać o tym wszystkim – Może to zrobić nawet pan, jeśli tylko chce. Najbardziej podatne na to są jednak dzieci. OBE to taki świadomy sen, z tą tylko różnicą, że osoby, które pan spotyka pamiętają rozmowy, które prowadziliście, czy rzeczy, które robiliście razem. Mają jednak wrażenie, że to był tylko sen. Pan wie, że to OBE. 

Spojrzałem na nią z powątpiewaniem. Owszem, jako psychiatra spotkałem się z teorią OBE, ale nigdy w nią nie wierzyłem. Prawidłowo właściwie nazywało się to OOBE, czyli z angielskiego Out Of Body Experience. Rzeczywiście teoria ta mówiła, że dusza jakby wychodzi z ciała. Ludzie opowiadali, że to może być takie samo odczucie, jakiego doznamy po śmierci. 

Gdy czas przeznaczony na rozmowę z panią Dulską dobiegł końca, wiedziałem już szczegółowo, jak rozprawić się z demonami, czym zabić anioła ciemności i w jaki sposób unicestwić Na’vi, czyli małe, wredne chochliki robiące ludziom różne złośliwe psikusy. Wciąż jednak niewiele było mi wiadomo o samym zjawisku OBE. Gdy wróciłem do domu, usiadłem przed komputerem i zacząłem przeglądać wszystkie strony internetowe i fora, które znalazłem w tym temacie. Po kilku godzinach byłem już teoretycznym specjalistą w kwestii wchodzenia do świata OBE, jak i późniejszego poruszania się w nim. Chciałem spróbować przedostać się na drugą stronę jeszcze tej samej nocy. Nie ukrywam, że miałem najlepsze ku temu podstawy, ponieważ każde forum mówiło o znajomości technik relaksacyjnych, a tych ja znałem aż nadto. Co potem? Właściwie co strona, to inna teoria, więc postanowiłem wypróbować wszystkiego po kolei.  

Pierwszej nocy, po wykonaniu jednej z technik relaksacyjnych, leżałem w łóżku i robiłem to, co według jednego z autorów książki o OBE było prawidłowe, czyli uderzałem palcem o brzuch. Bez żadnego rytmu, nie doszukiwałem się jakiejś reguły. Podobno w pewnym momencie powinienem czuć, jakby to nie był mój palec, jakbym był tylko obserwatorem. To jest właśnie odpowiedni czas, by wyjść z ciała. Niestety tej nocy mi się nie udało. Zasnąłem. Tak samo skończyło się następnej nocy. I potem również. Postanowiłem spróbować innej metody. 

Na jednej ze stron przeczytałem posta użytkownika „Miro”. Opowiadał on, jak przed snem wyobrażał sobie, że patrzy na siebie w lustrze, by po chwili zamienić się miejscami ze swoim odbiciem. Po prostu patrzył na siebie z drugiej strony. I tak właśnie znalazł się w świecie OBE. Musiałem to wypróbować. Wydawało mi się dziecinnie łatwe. Położyłem się wygodnie na łóżku i wyobraziłem sobie, że stoję w łazience, przed wielkim lustrem. Po prawej stronie miałem wannę, po lewej półkę z kosmetykami. Starałem się skupić na swoim odbiciu, ale było to bardzo ciężkie. Nie potrafiłem nawet przez chwilę skoncentrować się na swojej twarzy. Nie widziałem jej, nie dostrzegałem detali.  

Udało mi się dopiero po miesiącu. Ćwiczyłem codziennie, czasem zasypiałem po prostu, a czasem miałem zbyt niski poziom koncentracji. W końcu jednak stanąłem po drugiej stronie lustra. Znalazłem się w świecie OBE. Odwróciłem się i wyszedłem z łazienki. Zawahałem się. Wszystko wyglądało dokładnie tak, jakby to była rzeczywistość. Nagle spostrzegłem, że ktoś leży w łóżku. W moim łóżku znajduje się jakaś osoba. Już podchodziłem, żeby pozbyć się intruza, ale, ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, okazało się, iż persona leżąca na łóżku to ja. Ale... jak to możliwe? Przecież jestem tutaj, a nie śpię tam, pod kołdrą. Teraz miałem pewność, że to jest OBE. Poczułem ogromną radość. Mogłem tu robić wiele rzeczy, nie ponosząc żadnych konsekwencji. Nie chciałem jednak gonić demonów, jak pani Dulska. Pragnąłem tylko jednego – naprawić swoje życie i swoje nieistniejące już małżeństwo. Skoncentrowałem się, by przenieść się w miejsce, które sam chciałem. Prawie od razu znalazłem się w kuchni jeszcze naszego domu. Lucyna krzątała się między zlewem, a piekarnikiem. Stanąłem w drzwiach, żeby na nią popatrzeć. Ubrana była w czarne spodnie i zielony golf, który kupiłem jej na gwiazdkę w pierwszym roku naszego małżeństwa. To też był znak, że nie znajdujemy się w rzeczywistości, ponieważ zniszczyłem to ubranie, robiąc pranie w zbyt wysokiej temperaturze. Lucyna nie zauważała mnie w ogóle, zrobiłem więc krok do kuchni. Nagle uderzyło mnie, że ona nie ma obrączki. Miałem tylko nadzieję, że w świecie OBE zna mnie jako męża.  

Stałem już prawie na środku pomieszczenia, a Lucyna wciąż nie zauważała mojej obecności.  

- Lusi. – odezwałem się cicho zdrobnieniem, które używałem bardzo często.  

Odwróciła się do mnie i zamarła. 

- Karol? Co ty tutaj robisz? – zdumiała się. 

- Przyszedłem porozmawiać. – zająknąłem się.  

No właśnie. Co ja właściwie robiłem? Chciałem przez sen wrócić do swojej byłej żony? Byłem chyba naprawdę bardzo żałosny i zdesperowany.  

- Nie jestem pewna, czy my mamy w ogóle o czym rozmawiać. – powiedziała ostro. 

Pewnie miała rację. To zawsze ja byłem tym, który spieprzy wszystko, czego się dotknie. Zamiast czuć, analizowałem każde słowo czy gest Lucyny. I tak cud, że wytrzymała ze mną tak długo. 

- Ale ja jestem pewny. – odparłem zdławionym głosem.  

- Karol... – szepnęła.  

Poczułem, że tracę z nią kontakt. Coś jeszcze mówiła, ale nie potrafiłem rozróżnić słów. Nagle znalazłem się znów przy lustrze w mojej łazience. To chyba znaczyło, że czas wracać do rzeczywistości.  

Obudziłem się trzy minuty przed budzikiem. Od razu uświadomiłem sobie, gdzie byłem tej nocy, co robiłem. Miałem ogromną ochotę zadzwonić do Lucyny i spytać się, czy śniła o mnie, czy pamięta, co robiła, gdzie była i z kim rozmawiała... Dwa razy chwytałem telefon komórkowy, ale tylko patrzyłem się tępo na wyświetlacz, gdzie cały czas widniała na pierwszym miejscu na liście jako „AAA Żoncia”. Musiałem być wytrwały, spotykać się z nią tylko w nocy w świecie OBE. Wtedy może sama do mnie zadzwoni. Cały dzień czekałem na jakiś znak od Lucyny, że pamięta, co się wydarzyło w nocy. Nic takiego jednak nie nastąpiło. 

Do wieczoru  nie mogłem się na niczym skupić, myślałem tylko o tym, że spotkam się z żoną.  

Tym razem wejście do świata OBE udało mi się za pierwszym razem. Praktycznie od razu znalazłem się w najdziwniejszym miejscu, jakim mogłem- w moim pokoju lat dziecinnych. Najważniejsze, że ona tam była. Siedziała na podłodze i oglądała album z naszymi ślubnymi zdjęciami. 

- Wyglądałaś wtedy bardzo pięknie. – rzekłem. 

Spojrzała na mnie, lecz nie była już tak zaskoczona, jak poprzedniej nocy. 

- A ty byłeś elegancki. Chyba pierwszy raz widziałam cię w garniturze. 

- Bo nienawidzę krawatów. – uśmiechnąłem się smutno. 

- Całe wesele przetańczyłeś bez. – Lucyna przypominała sobie okres, gdy byliśmy tak szczęśliwi. 

Nastąpiła chwila ciszy. Lucyna nie patrzyła na mnie. Powoli przeglądała album oglądając każde zdjęcie z osobna.  

- Czy to jest sen? – spytała w końcu. 

- Coś w tym rodzaju. – odpowiedziałem z ociąganiem – Czy pamiętałaś w ciągu dnia, że spotkaliśmy się? 

- Nie pamiętam. – pokręciła głową, nie podnosząc wzroku. 

- Ja pamiętałem. – powiedziałem – Miałem nadzieję, że zadzwonisz. 

Lucyna milczała. Nie potrafiłem odgadnąć jej myśli, uczuć. Gdyby chociaż przez chwilę na mnie spojrzała, wyczytałby, to z jej oczu. Byłem w końcu całkiem niezłym psychoterapeutą.  

- Skoro nie zadzwoniłam, to znaczy, że tego nie chcę, prawda? – przerwała w końcu milczenie.  

Co powiedziała wydało mi się całkiem logiczne, ale nie przemawiało do mnie. Nie chciałem, żeby taka była prawda, nie dopuszczałem do siebie tej myśli. 

- Może po prostu tego nie pamiętałaś? 

Pokręciła głową. 

- Nie chcę tego. – powtórzyła. 

Dopadłem do niej ze łzami w oczach. 

- Lusi, kochanie, - wyszeptałem – daj nam szansę. Jeszcze możemy być szczęśliwi. 

Poczułem, że tracę z nią kontakt. Już nie widziałem jej tak wyraźnie, musiałem wracać do siebie. 

”Chodziłem” do żony jeszcze wiele razy. Spotykaliśmy się w różnych dziwnych miejscach, przynosiłem jej kwiaty, czekoladki. Znów randkowaliśmy, jak za czasów, gdy nie byliśmy jeszcze małżeństwem. Z początku Lucyna broniła się przede mną, ale po jakimś czasie cieszyła się na nasze spotkania. Często pytałem się jej, czy nie chciałaby spotkać się w rzeczywistości, a nie w tym dziwnym świecie. Za każdym razem tylko z kręciła z powątpiewaniem głową. A dla mnie randki z nią stały się już prawie obsesją. Nie myślałem o pracy, o pacjentach, tylko o Lusi. Im lepiej było nam w świecie nierzeczywistym, tym gorzej czułem się w ciągu dnia. Byłem coraz bardziej samotny, a Lucyna nie dzwoniła. W końcu przełamałem się. Chwyciłem za telefon komórkowy, w kontaktach otworzyłem :Aaa Żoncia” i wcisnąłem zieloną słuchawkę. Serce biło mi jak oszalałe. Po trzecim sygnale usłyszałem jej głos: 

- Halo? 

- Lucyna? – powiedziałem z nadzieją – Tu Karol 

- Nie dzwoń do mnie. – rzuciła ze zniecierpliwieniem. 

- Chciałem... Musimy porozmawiać. 

- Karolu, tu nie ma o czym rozmawiać. Pewien rozdział już się skończył i ni wrócimy do niego. 

- Pamiętasz, co się działo przez kilka ostatnich nocy? – spytałem jeszcze. 

Po drugiej stronie słuchawki zapadła cisza. Nie wiedziałem, co się dzieje. 

- Nie dręcz mnie, Karolu. – powiedziała tylko Lucyna i usłyszałem, jak się rozłącza. 

Byłem totalnie załamany i zdesperowany. Wiedziałem dobrze, co zrobię. Przerażało mnie to, ale nie widziałem innej możliwości. 

Tej nocy udałem się do Lucyny. Spotkaliśmy się w moim mieszkaniu. Usiedliśmy, rozmawialiśmy, śmialiśmy się. Ona naprawdę chciała ze mną być. Czemu po drugiej stronie lustra tak nie było? 

- Przepraszam cię, kochanie, muszę załatwić tylko jedną sprawę. 

Wróciłem do siebie. Stałem nad swoim łóżkiem, gdzie leżało śpiące i śniące ciało. Delikatnie wyciągnąłem poduszkę spod swojej głowy. Potem położyłem ją na twarzy ciała. Przydusiłem. Nie szarpało się. Zrobiłem coraz mocniej i poczułem, jak sam tracę kontrolę nad tym, co się dzieje. Ciało chciało walczyć, ale co z tego, skoro głowa i serce nie chciały. Ciało po chwili przestało się szamotać. Już było po wszystkim.  

Wróciłem do Lucyny. 

- Kocham cię, skarbie. – wyszeptałem – I obiecuję ci, że nigdy więcej cię nie opuszczę.



  Contents of volume
Comments (3)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Witam. Ogólnie pomysł bardzo mi sie podoba, czyta sie dobrze, opowiadanie wciąga już od pierwszych zdań. Lubię taką tematykę, to co sie dzieje z człowiekiem w czasie snu zawsze mnie interesowało i naprawdę ciekawa wizja tego została uchwycona w tym tekście. Jednak nie wystawiam maksymalnej oceny ze względu na zakończenie, które jest troszkę banalne, zbyt przewidywalne, zabrakło mi elemntu zaskoczenia. Językowo myślę że do przyjęcia, choć natknęłam sie na kilka literówek. Ogólnie jestem na tak i życzę powodzenia w konkursie. Pozdrawiam serdecznie
avatar
Pomysł dobry,opowiadanie dobre,może się podobać
avatar
Smutne jest to,ze psychoterapeuta,doradzajacy innym,sam nie byl w stanie uratować małżeństwa. Może to nie było jego powołanie?
© 2010-2016 by Creative Media