Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2020-12-20 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 773 |
ZACZNIJMY OD TEGO, ŻE TRZEBA COŚ ZJEŚĆ I COŚ WYPIĆ
Usiedliśmy do wigilijnego stołu. Ja, Swietłana i Grigorij.
– Piękna choinka – powiedział.- Ma pani wspaniały gust. Ten dom jest cały piękny. Pewnie skrywa w sobie wiele wspaniałych tajemnic. Nie wątpię, że jest pani tutaj dobrze.
– Tak, jest mi dobrze, drogi Grigoriju. Jednak dziś czuję się wyjątkowo nienaturalnie. To moje pierwsze samotne święta od dwudziestu lat. Wiem, co powiecie; żebym się nie martwiła, że mam was. Dziękuję za to, że jesteście tu ze mną, ale niezależnie od tego, czuję wyjątkową pustkę w sercu. Wy pewnie też wolelibyście być we własnym domu. Podzielmy się opłatkiem i zacznijmy świętować.
Polały się łzy, w trakcie życzeń. Było mi naprawdę źle. Bezwiednie myślałam o swoich najbliższych. O mężu (byłym mężu), który z pewnością trzymał teraz w ramionach swoją nową narzeczoną, z nieswoim dzieckiem. I był dla niej z pewnością tak samo miły, jak kiedyś dla mnie. O swojej córce, która układała sobie życie na drugim końcu świata. Zadawałam sobie pytanie; kto o mnie myśli w tym tak ważnym dla mnie momencie? Zerkałam co chwilę na telefon, mając nadzieję na odpowiedź wszechświata. Nikt nie zadzwonił. Nikola wysłała życzenia mailem, dołączając GIF z ruszającym brodą i wąsami Mikołajem.
– Napijmy się za te święta – podniosłam do góry kieliszek wypełniony merlotem i obiecywałam sobie, że tego dnia nie przesadzę z alkoholem. – Za nas. Za nasze szczęście.
– Ojejej, zabyła – Swietłana uśmiechnęła się tajemniczo. – Godzinę temu kurier przyniósł paczkę. Położyłam pod choinką. Była pani wtedy na strychu. W takim razie czas rozpakować prezenty.
Ładnie zapakowane prezenty, to coś, co mnie zawsze wzrusza i cieszy. Nieważne, co w środku. Zwracam na to szczególną uwagę. Na wstążki, na kolorowy papier, na napisy. To, co we wewnątrz przeważnie rozczarowuje. W tym roku nie czekałam na nic szczególnego. Wzięłam pierwszą z brzegu paczkę i podałam Swietłanie, to był upominek dla niej. Następny był dla Grigorija i trzy dla mnie.
– O mój Boże, spasiba. – Swietłana wyjęła czerwoną czapkę, szalik, rękawiczki i torebkę w tym samym kolorze od Gucciego.
– Nie trzeba było. – Grigorij miał łzy w oczach, kiedy zobaczył zestaw wiertarek Boscha.
Ja dostałam od Swietłany planer, a od Grigorija plan ogrodu.
– Jesteście kochani. Bardzo wam dziękuję.
– Nie ma za co. Niech pani się nie boi i otworzy trzecią paczkę – Swietłana puściła do mnie oko.- Wygląda interesująco.
– Tak, ciekawe co to? Swietłana podasz mi kieliszek?
Merlot był jak zwykle przykrywką. Odsuwałam w czasie prawdę, bo mogła okazać się druzgocąca. Nie miałam ochoty na psucie sobie wieczoru, gdyby się okazało, że zażartował mój mąż (mój były mąż) przysyłając mi na przykład zaproszenie na ślub, albo prośbę bym została matką chrzestną dziecka, które zostało poczęte po wazektomii. W końcu odpakowałam. To była książka, wydana bardzo niedawno, pachniała świeżym drukiem. Na okładce kobieta podobna do Uli, ukryta za mgłą, szła w kierunku domu, w którym paliło się światło tylko w jednym oknie. Sekrety serca – taki miała tytuł. Otworzyłam i przeczytałam dedykację Dla pięknej nieznajomej. Prawdy skrywamy w sercu. Przeczytaj i zadzwoń. Maciek.
– Nigdy nie dostałam takiego prezentu – powiedziałam.
– Ja dostałem tysiące książek. Lubię czytać. Kiedy powiedziałem to mojej rodzinie, nie dostawałem pod choinkę nic innego. Ale to chyba szczególna książka?
– Tak, jest niezwykła.
– Udany wieczór. Dziękujemy Mikołajowi, a teraz czas na pyszne jedzonko – Swietłana wstała od stołu i podeszła do kuchenki.
– Przeczytaj i zadzwoń. Ciekawe, co napisał? Powiesz mi?
Ula siedziała przy Grigoriju, obierającym rybę z ości. Kiwnęłam głową, żeby dać jej znak.
– Niech się pani nie krępuje, Swietłana wszystko mi powiedziała. Czuję jej obecność. Będę udawał, że jest inaczej.
– Zamknij się grubasie – powiedziała Ula.- Nie możesz mnie widzieć.
– Nie widzę, tylko czuję. – Grigorij wstał i wyrzucił ości do kubła ze śmieciami. – Pomogę ci kochanie – powiedział do Swietłany. Ta odwróciła się w moim kierunku i pokazała ręką, żeby normalnie do niej mówić.
– Będziesz miała coś przeciwko temu, że ją przeczytam? Z pewnością ukryte są w niej tajemnice. Wasze albo twoje sekrety. Piękny prezent, piękna okładka, w dobrym stylu. Jeśli chcesz, to mogę czytać ci wieczorami na głos. Wesołych świąt. Dobrze, że jesteś, Urszulko.
Poprosiłam tego wieczoru Swietłanę i Grigorija, żeby zamieszkali w moim domu. Dałam im pracę. To był najpiękniejszy prezent dla nich i dla mnie.
***
Bałam się otworzyć oczy, czułam, że Ula jest w mojej sypialni. Miałam nadzieję, że nie siedzi na żyrandolu, bo wisiał tuż nad moją głową. Podniosłam palcem prawą powiekę. Nade mną jej nie było. Otworzyłam lewe. Leżała i uśmiechała się, w zasadzie bardzo ją moja postawa rozbawiła.
– Obiecałaś mi coś, więc nie uciekaj od tego – powiedziała. – To ważne, co tam przeczytamy. To, co ty przeczytasz. Może są tam jakieś wskazówki dla mnie.
– Nie mogłabyś się przecisnąć jakoś do tego innego świata? Możesz mi w końcu powiedzieć, co widzisz, kiedy znikasz?
– Nie znikam, jestem gdzie indziej, ale ciągle wśród was. To znaczy, nie mogę opuścić ani ciebie, ani jego. Trzymacie mnie.
Jestem albo tu, albo tam. Ale tylko ty mnie widzisz.
– Chciałabyś się z nim skontaktować, porozmawiać?
– Jeszcze mam czas.
– Ula…
– Otwórz książkę.
SEKRETY SERCA
Miała dziesięć lat, kiedy jej życie legło w gruzach. W tamtą Wigilię zmarła jej matka. Tego dnia też chciała umrzeć po raz pierwszy.
– Ile razy w życiu chciałaś umrzeć? – zapytałam Uli, która cichutko popiskiwała jak mały piesek, leżąc obok. – Czemu tak piszczysz?
– Nie wiem. Nie wiem, ile razy chciałam umrzeć. Wiele razy.
– Dlaczego?
– Nie wiem. W końcu przecież umarłam.
– Czemu skoczyłaś?
– No właśnie…
Dowiedziałam się, że ciotka, która ją wychowywała też zmarła po trzech latach. Kiedy skończyła osiemnaście lat, wyjechała do Paryża. Pracowała jako kelnerka, zarabiając na swoje utrzymanie. Skończyła tam szkołę, zrobiła maturę i dostała się do Konserwatorium Paryskiego. To musiał być dla niej straszny wysiłek. Na jednym ze swoich koncertów we Francji poznała Maćka.
Patrząc na nią, kiedy grała na scenie Vivaldiego koncert d-moll na wiolonczelę, orkiestrę smyczkową i basso continuo, zgadywałem co myśli. Wydawało mi się, że zawsze przeczuwałem, iż spotkam kogoś takiego. Nie chciałem marnować czasu na myślenie o tym, czy mogę i czy wypada do niej podejść. Nie chciałem zastanawiać się przez resztę życia, dlaczego tego nie zrobiłem? Po koncercie czekałem na nią przed garderobą. Nie potrafiłem niczego udawać, od razu to wyczuła.– Dokąd chcesz mnie zabrać? – zapytała.– Do Polski. – Wiedziałem, że to nie będzie takie proste.– Niech ta kolacja będzie preludium. Zapraszam cię.Tak się poznaliśmy. Ona czuła się w Paryżu jak ryba w wodzie. Ja w Polsce tęskniłem za nią jak psiak za właścicielem, który wyjechał w długą podróż. Nie chciałem jeść, czułem się nieswojo. Spędzałem czas na układaniu nam życia, mając pewność, że będziemy razem.Tamtego dnia obudził mnie w nocy telefon.– Maćku, dzień dobry, tu Ula. Przepraszam, że cię budzę, z pewnością spałeś.Moje serce waliło z prędkością młota pneumatycznego wiercącego dziurę w ścianie. Przebijały się przeze mnie jej słowa, ale ich nie słyszałem.– Nie szkodzi, dzień dobry.– Zostałam okradziona na lotnisku w Warszawie. Czy mógłbyś mi pomóc?– Czekaj przy wyjściu, zaraz dojadę.Byłem wściekły, że nie powiedziała mi o swoim przyjeździe i jednocześnie wdzięczny złodziejowi. Noc sprzyja przejazdom przez Warszawę. Zatrzymałem samochód i szedłem w jej kierunku znowu z tym samym kołataniem serca. Przytuliła się do mnie zapłakana. Noc w Warszawie sprzyja również oszustom. Spakowała walizki do taksówki, wrzuciła torebkę do środka, a w tym czasie taksówkarz odjechał z piskiem opon. Nie zapisała numeru. Patrzyła, jak się oddala. Wstydziła się wezwać policję, bo nie zapamiętała niczego, oprócz tego, że samochód był czarny, a kierowca wysoki. Miał czapkę i okulary jak każdy. Na szczęście mój zdrowy rozsądek nakazał mi pojechać do najbliższego komisariatu.Dyżurujący policjant miał teczkę ze zdjęciami osób poszukiwanych za tego rodzaju przestępstwa. Rozpoznała na nim sprawcę.– W takim razie, mamy go! – Odetchnął z ulgą młody oficer.Nie miała nic przeciwko temu, żeby zanocować w moim mieszkaniu. To było nasze czwarte spotkanie. Każde pamiętałem ze szczegółami. Skłamałbym, gdybym powiedział, że nie wyobrażałem sobie jej nagiej, leżącej na moim ciele, spełnionej i szczęśliwej. Ta noc wyglądała dokładnie tak, jak sobie to wyobrażałem. Miała między swoimi kształtnymi piersiami bliznę.– Zapytasz później o to – wyszeptała mi do ucha.A ja za chwilę zapomniałem o tym drobnym szczególe. Nie chciałem, żeby to miało wpływ na cokolwiek. Uwierzyłem tej nocy we wszystko, w co do tej pory nie wierzyłem.Odłożyłam książkę. Ula znikła.***Pierwszy dzień świąt minął mi i Swietłanie na opowiadaniach o naszych rodzinach i oglądaniu zdjęć. Grigorij jadł prawie cały dzień i nie odchodził od telewizora. Nigdy nie żałowałam decyzji przyjęcia ich pod swój dach. Stali się dla mnie bliscy, prawie jak rodzina. Tym bardziej że nikogo innego już przy mnie nie było. Zadzwoniła moja córka, już trochę uspokojona. Leżałam potem pół dnia i czytałam książkę Maćka, z jakiegoś powodu mi ją dał. Blizna okazała się pamiątką po pierwszej operacji serca, potem niestety były kolejne. Sporo razem przeszli, ale on nigdy nie odstępował jej na krok, opiekował się nią zawsze. Jego serce biło za dwoje.Naprawdę bardzo ją kochał.– Kiedy znajdzie się ten dawca? – płakałam.Pomyślałam o bezdomnej, którą zawsze mijałam przed swoim biurowcem. Miałam wyrzuty sumienia, że nigdy nawet nie spojrzałam jej w oczy. Chciałam w tym momencie wszystko naprawić. Zerwać się i pobiec pod swoją dawną pracę. Chciałam ją przytulić i powiedzieć jej, jak bardzo mi przykro. Mieszało się we mnie tysiące uczuć z przeszłości. Płakałam tak długo, aż zabolało mnie serce.– Nie boli cię serce, tylko dusza – powiedziała Ula, siedząc na moim łóżku.- Właśnie zaczęłam to rozumieć.– A gdzie się mieści ta cała dusza?– Jedni mówią, że w głowie. Inni, że w sercu. Jeszcze inni, że w splocie słonecznym. Są tacy, co wierzą nawet w to, że w wątrobie. Dusza mieści się…Zapukała Swietłana.– Pani Sandro, wszystko w porządku?– Tak Swietłano, dziękuję. Czytam książkę.– Mogę wejść na chwilę?– Chciałabym się trochę przespać. Zejdę do was później.– Jest tam Ula? Mam dla niej wiadomość.– Niech Swietłana wejdzie.Ula przefrunęła na komodę, na jej miejscu usiadła gosposia.– Pani się zadręcza – powiedziała. – Nie chodzi nawet o tego ducha, ale o to, że tak nie można. Nic pani nie je. Są podkrążone oczy – dotknęła mojego policzka. – Słyszałam, jak ktoś płacze. Nie mogę udawać, że nic się nie dzieje. Nie mogę również niczego narzucać. Musi Sandra duchowi postawić warunki. – Ula przyfrunęła z powrotem na łóżko i przyglądała się nam. – Do nowego roku musi zniknąć, żeby mogła pani wejść w niego z czystą, niezapisaną kartką.– Do nowego roku nie damy rady ze wszystkim – powiedziała Ula.- Jest sporo rzeczy do zrobienia. Musisz mi pomóc skontaktować się z Maćkiem. Chcę, żebyś była moim tłumaczem.– Ona chce, żebym skontaktowała ją z Maćkiem. – Odwróciłam głowę w stronę Swietłany. Moje kręgi szyjne były tak spięte, że usłyszałam, jak przeskakują z charakterystycznym dźwiękiem.– Nie rozumiem, dlaczego ona tak swobodnie z panią rozmawia? Czy coś się wydarzyło szczególnego, wtedy w dzieciństwie, w dniu, w którym zmarła jej matka? Niech pani sobie przypomni coś charakterystycznego.– Wydawało mi się, na kilka minut przed tym, jak ją znalazłam, że słyszę w głowie czyjś głos.– To był jej głos?– Już sama nie wiem.– Zapytam wprost. Chce pani Sandra egzorcystę?– Broń Boże, Swietłana! Co ty wygadujesz?– Nie dopuszcza pani do siebie najważniejszego. To jest nienormalne. Będę w pobliżu. Jeśli będzie potrzebne wsparcie, to proszę mnie zawołać.– Dziękuję – powiedziałam zawstydzona.Ula patrzyła na mnie w milczeniu. Położyłam z powrotem głowę na poduszkę.– Słyszałaś, to jest nienormalne, Ula. Patrzysz na mnie, a ja wiem, że ty nie żyjesz. Daj mi spokój, jestem zmęczona. Zgaś światło i idź sobie.***Spałam chyba pół dnia, bo Swietłana pukała do drzwi i pytała co jakiś czas, kiedy zejdę na śniadanie? Odburkiwałam, że za chwilę i zasypiałam z powrotem. W końcu się podniosłam. Nie miałam planów na drugi dzień świąt.Grigorij siedział przy stole i jadł karpia w galarecie.– Dzień dobry, Grigoriju. Smacznego.Widok tego wielkiego człowieka, który nie odchodził od stołu od trzech dni, spowodował u mnie odruch wymiotny. Pobiegłam do łazienki. Wsadziłam palce do ust i chciałam wyrzucić to wszystko z siebie w taki właśnie sposób. Kiedy podniosłam głowę znad sedesu i zerknęłam w lustro, ona znowu stała za mną. Narzuciłam na nie ręcznik.– Apage! – krzyknęłam głośno, bo miałam dosyć.Grigorij wyważył drzwi, zamknięte od wewnątrz. A Swietłana wpadła, trzymając w ręku krzyż, który nie wiadomo skąd wzięła. Pewnie z Ukrainy.– Відключіть цю жінку від нечистої сили!
Nie wiem, co krzyczeli.
Wyszłam z łazienki i zajadałam w kuchni stres.
– Niech mi pani opowie, co tam się wydarzyło? Trzeba natychmiast podjąć jakieś decyzje!
– Jaką mam podjąć decyzję, Swietłano? Muszę ją skontaktować z Maćkiem, bo nie da mi żyć.
Swietłana położyła mój telefon na stole.
– Proszę do niego zadzwonić i powiedzieć całą prawdę.
– Weźmie mnie za wariatkę.
– Niech pani zacznie od tego, że to pani była tą dziewczynką, która uratowała jej życie.
– Czytałaś jego książkę?
– Przejrzałam początek.
– Nie dzisiaj, muszę do tego dojrzeć. Idę na górę, chcę ją skończyć. Potem podejmę decyzję. Przepraszam was za to zamieszanie. Masz rację Swietłano, to nienormalne. Obiecuję, że przeczytam i zadzwonię do Maćka.
Zostało jeszcze sto stron. Czytałam powoli, chciałam zrozumieć tę sytuację.
– Co za historia. – Powiedziałam do siebie i zeszłam na dół, żeby opowiedzieć wszystko Swietce.
– Co za historia. – Swietłana nie była w stanie przez chwilę oddychać. – Boże, co teraz?
– Muszę się z tym przespać.
– Śpi pani od dwóch dni. Trzeba szybko działać, dzwonić, ustalać, co z tym zrobić.
Biegała po kuchni. W końcu wyszła, żeby porozmawiać ze swoim mężem. Grigorij stanął w drzwiach.
– Załatwimy tego ducha.