Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2021-02-22 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 894 |
Pewnego razu Stanisław Wokulski przechadzał się po Starym Przedmieściu. Miał oczywiście w tym swój interes, gdyż człowiek interesu nigdy nie przechadza się bezinteresownie. Owszem, chciał zażyć ruchu, pogoda była ładna, ale głównie chodziło mu o to, żeby spotkać pannę Izabellę. Sierotę, którą opuścił w złości, która parała się teraz uliczną sprzedażą obważanków. Chciał jej uczynić jakieś zadośćuczynienie.
Wreszcie ją znalazł, obserwował z daleka. Miała na sobie skromną suknię, z miną zrozpaczoną stała przy straganie, i mrużąc oczy, ponieważ spływało na nią światło, nawoływała - Obważanki! Kupujcie obważanki!
Przepraszam bardzo. Jestem autorem tego tekstu. I nie mam pojęcia, jak się pisze słowo `obważanek`. Napiszę je jeszcze raz. Tym razem przez `rz`. No więc - obwarzanek. Jak dla mnie, brzmi dokładnie tak samo. Nie byłoby żadnej różnicy, gdybym zestawił ze sobą te dwa słowa w jednym szeregu. Obwarzanek, obważanek. Dwa takie same obważanki.
Ale, czy jest sens pisać dalej, skoro się nie wie, jak to się pisze?
Mógłbym się uciec do pewnej sztuczki. Na przykład - Spadł rzęsisty deszcz i zalał stragan. I już po obważankach.
Tylko, że znowu - jak się pisze `rzęsisty`.
Na szczęście świeciło słońce. Panna Izabella sprzedawała zapałki. W niewielkich pudełkach.