Go to commentsGeneza
Text 1 of 4 from volume: 2021
Author
Genrepoetry
Formpoem / poetic tale
Date added2021-02-25
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views785

Wydarzyło się to, gdy byłem małym chłopcem.

Choroba chciała sprowadzić mnie na manowce.

Dostałem duszącego kaszlu i gorączki.

Nie czułem też smaku i zapachu golonki.

Bolały mnie plecy i złapały mnie dreszcze,

A było to w latach dziewięćdziesiątych jeszcze...

Matka urwała się, by wziąć mnie do lekarza,

Lecz prawa jazdy niestety nie posiadała.

Ojciec zwykle o tej porze był już pijany.

Było jasne, że o pomoc dziadka spytamy.


Niczym na wezwanie z Ubera aplikacji,

Podjechał hondą accord IV-tej generacji.

Miała dwa litry i aż dziewięćdziesiąt koni!

Plus przedni napęd, co przed poślizgiem nie chroni.

Nad ranem bardzo dużo śniegu napadało.

Podjazd w górę spod bloku mocno zasypało.

Matka otwarła drzwi i z hondy wyskoczyła,

Po czym stanęła za autem i pchać zaczęła.

Ważąca przeszło tonę honda ani drgnęła.

Drobna matka uparcie na nią napierała.

Gaz do dechy nacisnął dziadek po bajpasach

I wtem matka poślizgnęła się na obcasach.

Rozpaczliwie próbowała chwytać bagażnik,

Lecz pojazd przewrócił ją jak wielki drapieżnik.

Matka za tylną szybą pojazdu zniknęła,

A potem honda o cały metr się stoczyła.

Widząc to, zacząłem krzyczeć i robić siku.

Płakałem oraz wierciłem się w foteliku.

Darłem się i ryczałem zupełnie nieskrycie,

A matka w tym czasie walczyła o swe życie...

Pomimo, że modliłem się przed Panem Boziem,

Honda zsunęła się, gniotąc matkę podwoziem...

Dziadek nie mógł skupić się przy moim wrzasku.

Szarpał biegi, a matka była wciąż w potrzasku.

Śnieg spod kół zaczął na jakiegoś kundla sypać.

Wściekłe zwierzę najpierw zaczęło na nas szczekać,

A następnie szarpało przygniecioną matkę,

Po czym znudzone nasikało na nogawkę.


Pod blok przyjechała karetka, straż i pały.

Służby wolno matkę spod hondy wyciągały.

Matka była, jak na co dzień, poobijana.

Była też przez rurę wydechu oparzona.

Ojciec nie zszedł, tylko z balkonu obserwował.

Dostrzegłem jak przez chwilę głową w mur uderzał.

Potem wziął lornetkę i zaczął obserwować,

Później zaczął w tę i z powrotem spacerować.

Na moment wychylił się tak, jakby zamierzał skoczyć,

Lecz spuścił głowę i zdołał do środka wkroczyć.


Dziadek cały czas czynnie udzielał pomocy.

Zaproszono go do policyjnej karocy.

Policja prawo jazdy zatrzymać mu chciała.

Wyjął z kieszeni pięć dych. Mandat wypisała.

Mój dziadek częstokroć korupcję praktykował,

Odkąd w Auschwitz jako Oberkapo pracował.

Na Zachodzie nigdy tego nie robił,

A jak był w USA nigdy babci nie zdradził.


Matkę zabrano na dział chirurgii twarzowej,

By zagoić ranę od rury wydechowej.

Ojciec do szpitala nie zajrzał ani razu.

W dzień powrotu matki jak zwykle dodał gazu.

Dlaczego robi to po tym wszystkim, spytała

I odpowiedź następującą otrzymała:

`Chciałem zaproponować ci rejs parostatkiem,

A ty mnie próbujesz szantażować wypadkiem!`

Po czym przypierdolił jej tak, że drzwi rozbiła.

Leżała wśród szkła na podłodze i krwawiła.


Zanim oboje rozwieść się postanowili,

Jeszcze dziwne zapalenie płuc przechodzili.

Matkę przez miesiąc męczył stan podgorączkowy.

Ojciec rzucał się o rosół niedosolony.

Raz nacherlał do puszki z piwem i zamroził,

A po rozwodzie dużo po świecie się woził.

Nie był to człowiek o umysłowych wyżynach.

Po latach handlował na jakimś targu w Chinach...


  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media