Go to commentsHongkong w Żukowie /koniec
Text 46 of 46 from volume: Zapiski z pogranicza
Author
Genrebiography & memoirs
Formprose
Date added2021-03-28
Linguistic correctness
Text quality
Views987

Kiedy w końcu nasz internat opuścili ostatni ozdrowieńcy, ni stąd, ni zowąd poległam także ja. Było ze mną tak źle, że wylądowałam na parterze - tuż przy kuchni i w bliskości podjazdu dla samochodów /w tym karetek pogotowia/ - w izolatkach, gdzie oprócz mnie w zasadzie non-stop - tak przed epidemią, jak i po niej - od początku swojej nauki w ZSZ mieszkała młodsza ode mnie o rok-dwa moja zbawicielka-Ania.


Pierwszymi objawami honkoga w Żukowie były nagła utrata sił i napadowe krwotoki z nosa - u mnie, niestety, także z ust i z uszu. Niewiele z tego czasu zapamiętałam. Pamiętam tylko, że to Ania codziennie zmieniała mi poszewki na poduszce, tak były zapaprane krwią. Przynosiła mi także wszystkie posiłki i próbowała mnie nimi karmić, ale nie miałam sił, by unieść głowę. W rezultacie całymi dniami w milczeniu przesiadywała przy moim łóżku jak ta miłosierna siostra i od czasu do czasu ciężko wzdychała.


Była to wyjątkowa dziewczyna. Jako ciemna szatynka miała wprost nieskazitelną cerę, wspaniałe szafirowe, rozświetlone oczy, piękną, iście botticellowską twarz i szopę rozczochranych popielatych włosów. I była szczupłą długonogą, długoręką garbuską o tak poskręcanym kręgosłupie, że się prawie składał jak scyzoryk.


To dlatego mieszkała sama w tej izolatce; w związku ze swoim przeklętym kalectwem wiecznie na coś słabowała i miała milion chorób współtowarzyszących.


Trzeba było ją chronić przed nami-zdrowymi.


........................................................................................




Ps. Aniu kochana, jeśli to dzisiaj czytasz, odezwij się, proszę.



  Contents of volume
Comments (7)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Piękna postać, mimo swojego kalectwa.
Rany, to aż taka ciężka to była choroba? Nic o niej nie wiedziałam. Do nas na szczęście nie dotarła. Mam nadzieję, że teraz jesteś odporna na wszelkie wirusy. Tego Ci życzę z całego serca. :)
avatar
Ludzie różnie na to chorowali. Mój Tato trafił do szpitala, najmłodszy mój brat (wtedy sześciolatek) siedział na kwarantannie w domu, a Mama, starsza moja siostra i najstarszy brat-student w ogóle żadnych objawów nie mieli.

Nasza odporność to prawdziwa zagadka
avatar
Widać z wirusami już tak jest. Do jednych udaje im się dobrać, do innych nie. To kwestia układu immunologicznego. Nawet w rodzinie ma się różny.
avatar
Wczoraj zaszczepiłam się szczepionką AstraZeneca. W mojej poradni było może z 10 chętnych. Musiałam wypełnić spory, 2-stronicowy kwestionariusz (pytania dotyczyły stanu zdrowia, ostatnich kontaktów z zakażonymi, kwarantanny, alergii poszczepiennych itp.), potem kazali z tym formularzem iść do lekarza drzwi dalej, a ten to sobie poczytał, wbił pieczątki i wprowadził dane do e-systemu. Zapytany, powiedział mi, że dziennie w ten sposób szczepią - uwaga! - 60 osób. Masakra jakaś.

Po kwadransie od zastrzyku już mogłam wracać do domu.

Ukłucia prawie nie czułam. Igła jest cieniuśka, a siostrzyczka była bardzo profesjonalna. Na pożegnanie dostałam paszport z datą następnej dawki oraz ściągawkę nt. szczepionki.

Nie czuję ż a d n y c h dolegliwości
avatar
matko!
---------------------------------------------------------------------------------------------------
avatar
O rety, co za biurokracja! Nic więc dziwnego, że tak powoli proces szczepienia przebiega.
Nie wiem, czy w takiej sytuacji mam Ci gratulować zaszczepienia?
Ja się jeszcze nie zaszczepiłam... i powiem szczerze, że mi na tym jakoś nie zależy.
avatar
Dwustronny formularz, który trzeba było wypełnić przed szczepieniem na covid-19, zawierał pytania z opcją wyboru odpowiedzi TAK lub NIE. Wystarczyło jedno NIE, by lekarz nie zakwalifikował takiego chętnego do zaszczepienia. W ten sposób eliminowano tych, którzy ze względów medycznych w ogóle "nie nadawali się" do tego zabiegu.
© 2010-2016 by Creative Media