Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2021-05-29 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 919 |
Rodzice dopiero dzisiaj opowiedzieli, jak to było na początku w naszej osadzie, kiedy to się zaczęło. Że po jakimś czasie zdecydowano o wyznaczeniu dodatkowego terenu, w najładniejszym z możliwych miejsc. Obsadzono wokół owocowymi drzewkami. Nie zmarniały. Są tam nadal.
Pamiętam pierwsze dziecko, z którym miałam styczność. Nie chciałabym mówić o szczegółach, bo to dla mnie bolesne, ale miało pewne cechy, które w miarę dorastania, były bardziej widoczne i mniej ludzkie. U jednych wcześniej, u innych później. Rodzice kochali jak umieli, chociaż w pierwszej fazie miłości, wzbudzało wstręt i obrzydzenie. A może cały czas. Tego nie wiem.
Takich dzieci rodziło się coraz więcej. Zdrowych też oczywiście. Te unikały zabaw z odmieńcami. Ja zresztą też. Do dzisiaj mnie sumienie dręczy. Dopiero po jakimś czasie przyzwyczajenia, sytuacja uległa zmianie. Z reguły bardzo wesołe i pomocne, u większości wzbudzały sympatię, chociaż zapewne życia łatwego nie miały. Może właśnie dlatego i prawie bez słowa sprzeciwu, przeznaczono kawałek ziemi, na szczególnie ozdobny cmentarz, gdyż dość szybko umierały. Przeważnie między siódmym, a dziesiątym rokiem życia.
Teraz już tyle grobów, że pomału trzeba myśleć o powiększeniu terenu, ale tylko w jedną stronę. W kierunku wschodu słońca, gdyż cała reszta, jak wspomniałam, otoczona jest jabłonkami, a na każdym grobie, podobizna owada z jakim dziecko było związane. Niektóre rysunki są koślawe i trudno rozpoznawalne. Nie każdy ma odpowiedni talent. Czasami się zastanawiam, dlaczego owadów, a nie podobizny dzieci? Muszę kiedyś rodziców zapytać, ale ogólnie mało pytam. Duszę w sobie wiele spraw i tak już zostanie.
Dzisiaj właśnie jabłonki zakwitły blado różowo. Kwiaty na grobach także ślicznie wyglądają. Niektóre obrazki przytulają kwiaty. Wiele zależy od wiatru. Całość tworzy ładny, lecz zacieniony tęsknotą, specyficzny klimat. Tym bardziej, że dzisiaj pojawiły się nowe cienie. Nie tylko drzew i nasze. Całkiem malutkie, lecz bardzo żywotne. Od dłuższego czasu, raz w roku, nagle przylatują, by krążyć nisko nad cmentarzem. Jeszcze żaden z nas nie widział samego momentu pojawienia.
Są ich setki, lub nawet tysiące. Niektórzy wierzą, że są to dusze zmarłych dzieci, lecz na każdą przypada pokaźna ilość owadów, a każdy symbolizuje jakiś dobry uczynek lub uśmiech, który zechciały ofiarować komuś innemu. Niektóre lądują nam rękach. Mamy je skierowane w stronę cmentarza, jakbyśmy chcieli dotknąć tajemnicy, poprzez którą wielu ma nadzieję, że właśnie na nim, przysiadła cząstka duszy ich dziecka.
I nagle ta ciemna, lecz w naszych umysłach, jasna chmura, chowa się w kwitnących drzewach. Słychać jedynie głośny szum, kiedy ocierają skrzydełka o lśniące, delikatne płatki. Po jakimś czasie, wracamy do domu.
Rano nie ma po nich żadnego śladu. Cisza i spokój. Jakby w ogóle ich nie było. Szczerze powiedziawszy, wielu jak co roku zaczyna wątpić, nie wiedząc za bardzo, co o tym myśleć. Przecież to może być zwykły zbieg okoliczności, że akurat w tym czasie tyle tutaj przylatuję. A może widzimy i odczuwamy coś, czego tak naprawdę nie ma? Ale żeby wszyscy w tym samym czasie? Chociaż ja nadal czuję na ręce, ślad chrabąszcza, co wczoraj wieczorem na niej usiadł. A później na dłoniach rodziców.
Dodam na koniec, że stanowię jeden z niewielu wyjątków. Mam wrażenie, że żyję poza kres przeznaczenia, ale coś czuję, że już niedługo nowy grób zajmie obszar między jabłonkami. Cmentarz Owadów stanie się moim domem. A czy będę w tej… chmurze? Tego nie wiem.
Wiem natomiast, że mam chitynowy pancerz na grzbiecie. Byłyśmy bliźniaczkami.
Są mankamenty, choć nie przesłaniają obrazu, jednak niepotrzebnie obniżają jakość.
A zatem mankamenty mogą być zamierzone.Mam styl według siebie:))↔Pozdrawiam:))
ratings: perfect / excellent
Ale tu poprawiać nie można. Musiałbym na nowo wrzucić. A głupio mi kasować komentarze↔Pozdrawiam:))