Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2021-07-18 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 665 |
Odkąd Maja pamięta, jej kontakty z matką były zawsze bardzo wyrywkowe. Ot, gdy mieszka się pod jednym dachem, to trudno jest tak zupełnie się omijać. Lecz nawet wtedy Maria zbyt dużo do swojej córki nie mówiła.
- Bądź grzeczna. Nie rozrabiaj. Zachowuj się ciszej. Nie mam teraz dla ciebie czasu.
Takie właśnie słowa Maja najczęściej słyszała z ust swojej rodzicielki. No oczywiście jest to wersja skrótowa ich wspólnych rozmów, bo przez czternaście lat wypowiedziały do siebie chyba większość słów istniejących, lecz pewnie niektóre jednokrotnie. A na dodatek, w tym całym arsenale zdań obojętnych, nakazujących i ganiących, Mai trudno było doszukać się tych o miłości. Sama jeszcze nie tak dawno, próbowała je do matki mówić, lecz ponieważ najczęściej trafiała w próżnię, teraz już tego nie robi.
Jedynym, czym Maria dość często i szczerze raczyła swoją córkę, były to pochwały i uznanie za dobrą naukę. Maja tę zdolność szybkiego zapamiętywania odziedziczyła właśnie po niej i jeśli niczego nie zaprzepaści, to według matki może zajść daleko. Tak więc tylko naśladownictwo własnych sukcesów zyskiwało aplauz w jej oczach. Inne osiągnięcia córki były dla Marii zbyt błahe aby zasługiwały na jakąkolwiek jej uwagę. A i tak uważała, że nazbyt Maję rozpieszcza. Tak więc rozdźwięk miedzy nimi dwiema z każdym dniem powiększał się i teraz, gdy przypadkiem wpadały na siebie, nie mogąc znaleźć jakichkolwiek wspólnych tematów do rozmów, najczęściej milczały. Bo cóż może łączyć ósmoklasistkę z wykładowczynią uniwersytecką, która po wydaniu kilku publikacji naukowych w wieku trzydziestu dwóch lat, pisze właśnie pracę doktorską. To, że były rodziną, to przecież w doborze tematów i wzajemnego szacunku nie ma przecież żadnego znaczenia.
Dlatego odkąd tylko Maja pamięta, czuje się niechciana i niekochana. I próbuje to odrzucenie jakoś zapomnieć. Już w przedszkolu przytulała się do wszystkich, którzy jej na to pozwolili a w domu do swojej ulubionej lalki. W szkole już tak łatwo nie było. Ze względu na swoje mądre wypowiedzi i przygotowanie do lekcji, została pupilką nauczycieli i przez to straciła szansę na uznanie kolegów i koleżanek. I z tą samotnością też próbowała walczyć, lecz nigdy jej się to nie udało i właściwie zawsze była dla innych przezroczysta.
Zauważano ją tylko, gdy nieodpłatnie dzieliła się z mniej zdolnymi różnymi napisanymi przez siebie opracowaniami a na świetlicy, chętnych wiedzy, uczyła przedmiotów ścisłych. Jednak ta sympatia innych do niej była tylko powierzchowna i w ten sposób uzyskała tylko tyle, że stała się ich dodatkową nauczycielką. Wyrazy wdzięczności za tę pomoc, nie przełożyły się nigdy na trwałe koleżeństwo. Z czasem, zaprzestała więc tych swoich starań i teraz nie żebrze już o przyjaźń lub choćby cień zrozumienia. Jedynie tylko wtedy, gdy sama z powodu czasem napadającego ją głodu narkotykowego potrzebuje nagle większej gotówki, już za pieniądze dzieli się swoją wiedzą z innymi. I, jak zauważyła, nie jest przez to traktowana gorzej niż poprzednio.
Jednak ta ciągła walka Mai z rodzicielką i rówieśnikami o zrozumienie potrzeb, znacznie osłabiła jej wiarę w siebie. Przez co, coraz rzadziej starała się robić cokolwiek aby nie przegrać ostatecznie. Ale i to się nie udało. W końcu pokonała samą siebie i przegrała. A to fiasko objawiać się to zaczęło jej coraz częstszymi wypadami po prochy. To dzięki nim, chociaż chwilowo, Maja odzyskuje nadzieję na przyszłość. I póki one działają, jest nadal optymistką. Oczywiście. Nie jest to rozwiązanie idealne. Jest nawet dla niej zgubne. Ale jedyne, na które mogła wpaść samotna czternastolatka, która pragnie jakiejkolwiek miłości.
I tak. Podczas transu czuje się silniejsza, jeszcze lepsza we wszystkim lub chociaż mniej bezradna. Dopiero, gdy te prochy przestają działać i ona budzi się do rzeczywistości, to ogarnia ją jeszcze większa niechęć działania. Ale na to to ma jedyną radę. Znowu bierze. I koło zamyka się.
Na szczęście na tej swojej drodze ku temu ostatecznemu upadkowi, Maja jest dopiero na początku swojej drogi, więc na razie, nikt z obserwatorów nie zauważył u niej niepokojących zmian. Jej drobne potknięcia, nauczyciele znający się przecież problemy nastolatek, zrzucają na dojrzewanie i okres buntu. A, że i tak większość młodzieży w jej wieku przechodzi to bardzo burzliwie, to została przez całe ciało pedagogiczne zupełnie usprawiedliwiana. A matka, zajęta wszystkim co z córką nie jest związane, chociaż powinna w niej wykryć coś więcej niż tylko wpływ hormonów, nie zauważyła niczego. Bowiem Maria, która przecież swój instynkt wychowawczy zatraciła już dawno, teraz nie tylko, że nie jest w stanie dostrzec niczego, to nawet później, gdy dojdzie do bardziej drastycznych przejawów degradacji jej córki, będzie tego nieświadoma.
Nieświadoma swojego upadku będzie także i Maja, która już ostatecznie pozostawiona samej sobie, jest zadowolona, że przed wszystkimi okropieństwami odrzucenia, coś wreszcie potrafi ją obronić. A, że są to konopie, to trudno. Przecież dla uzyskania odrobiny szczęścia ma tylko je. Maja poza tym nie pije i nie pali. Ta więc drobna jej słabość nie powinna być uznawana za naganną i jako przypadłość przejściowa i nieszkodliwa może być usprawiedliwiona bez większych wahań. A na dodatek prochy wspomagają ją w tej samotnej walce o swoje miejsce w życiu i świecie. Są więc większym jej sprzymierzeńcem niż wszyscy otaczający ją ludzie. Także dzięki nim Maja czuje się bardziej wyzwolona od wszystkich udręk. Tylko one są wraz z nią na dobre i na złe.
Gdyby chociaż miała przy sobie ojca. To może on jakoś by ją ogarnął. Ale, że nie poznała go nigdy, to teraz nie wie nawet, czy i on by jej także nie omijał.
Uciekł od nich tak dawno. Było to w chwili, gdy tylko Maja przyszła na świat. I pewnie, aby zbytnio nie rozczulać się ich losem, nigdy więcej się do nich nie odezwał. Może jego córka nieświadomie tym swoim pojawieniem zraniła go jakoś, bo chociaż matka zbytnio go nie opłakiwała, to jednak i ona za to co się stało, oskarżała Maję. Ich córka miała przecież wzmocnić jej związek z Dawidem a tego nie zrobiła a nawet nieświadomie go rozdzieliła. Jak Maja tylko się domyśla, choć nie wie tego na pewno, to właśnie dlatego matka nigdy nie polubiła swojej córki. Bo jeśli nawet Maja była niewinna, to przecież nadawała się znakomicie na kozła ofiarnego i musiała wziąć odpowiedzialność i pełną winę za przegraną Marii.
Na dodatek, ponieważ to odrzucenie córki nie załatwiło wszystkiego. Aby ostatecznie jakoś sobie zrekompensować gorycz porażki, Maria rzuciła się w jeszcze większy wir nauki i zaczęła swoją wspinaczkę po szczeblach kariery. I tak jak do tej pory rozwojem swojej osobowości gnębiła kochanka, tak później, gdy jego zabrakło, wszelkimi konsekwencjami zdobywania swojej wiedzy obarczyła córkę. Dawidowi udało się uciec. Maja niestety była od Marii bardziej zależna i musiała przy niej pozostać. Lecz już od tej chwili drogi obu w ten sposób skazanych na siebie kobiet zaczęły się gwałtownie rozchodzić.
Teraz, gdy właśnie przy końcu swojego pobytu w podstawówce, Maja dostrzegła u siebie ogromne zmiany psychiczne i fizyczne, a akceptacji dla tego swojego rozwoju z ust matki nie oczekiwała już zupełnie, musiała ułożyć swój los od nowa. Zawsze była sama. Teraz powinna tę samotność zacząć doceniać i nie oglądając się na nic, zacząć cieszyć się tym swoim życiem tylko dla siebie.
Jej dojrzewanie, w tych najbardziej widocznych objawach właśnie się kończyło i z nieopierzonego kurczęcia, stała się bardzo atrakcyjną nastolatką o przepięknych rysach twarzy i smukłej sylwetce.
Niestety stało się to zbyt późno, bo prócz kilku pedagogów, którzy zauważając tę przemianę starali się teraz dość obcesowo wymusić na Mai bardziej kobiece wobec nich zachowania i zaczęli ją gnębić przywołując często do tablicy oraz przy okazji dwuznacznie dając jej znać, że może tego zupełnie uniknąć, gdy będzie dla nich milsza, to z kolei pozostali jej rówieśnicy, na adoracji których bardziej jej zależało, takiej walki o nią nie podjęli. A nawet onieśmieleni jej urodą, jeszcze częściej zaczęli unikać jakichkolwiek z nią kontaktów i teraz tylko ukradkiem spoglądali na nią jak na nieosiągalną zdobycz i z rumieńcami na twarzach jeszcze bardziej peszyli się tymi swoimi pragnieniami z nią w roli głównej. I tak Maja do końca roku szkolnego nie usłyszała ani jednego komplementu i nie zaznała rozkoszy pierwszych prawdziwych pocałunków. I tylko w walce o oceny musiała nieraz przymilać się zaślinionym na jej widok nauczycielom.
Już teraz było dla niej jasne, że podstawówkę Maja zakończy bez żadnego chłopaka. Na szczęście jednak ktoś zwrócił na nią swoją uwagę. Była to jednak dziewczyna. Jej równie piękna rówieśniczka, której niewinna buzia i kocie ruchy, stały się także zbyt późną atrakcją szkoły. I ona także stała się ofiarą westchnień, nieśmiałości i niczego więcej. I jej brakowało uczuć. A, że była nieco od Mai śmielsza, to postanowiła sama zrobić pierwszy krok i zbliżyć się do tej tak nagle niewinnie rozkwitłej a nieznanej jej dotąd dziewczyny. Maja, która Oliwkę także dostrzegła zauważyła, od razu odczuła, że jakaś nieznana jej dotąd siła przyciąga ją do tej prześlicznej kocicy.
Od tej pierwszej chwili wzajemnego oczarowania, nie minęło nawet kilka dni, gdy Maja, przez Oliwkę zaciągnięta za rękę do szkolnego parku, już bez czekania na inną okazję, rzuciła się w jej ramiona. To powitanie okazało się tak gorące, że gdy obie odczuły niespodziewany dreszcz podniecenia, zawstydziły się nim i odskoczyły od siebie. I ta reakcja ich organizmów skutecznie rozdzieliła je na kolejny tydzień, lecz gdy znowu odważyły się do siebie podejść, były już prawie pewne, że są dla siebie stworzone.
Odtąd prawie nie rozchodziły się. I chociaż ich pobyt w tej szkole już się zakończył, to dla obu dziewczyn stał się początkiem ich przyjaźni i miłości. Już przy pierwszym wakacyjnym spotkaniu, Oliwka od razu przyznała się do swoich problemów rodzinnych.
Jej ojciec właśnie odszedł i wraz ze swoją kochanką zamieszkał w mieszkaniu które już znacznie wcześniej dla niej wynajął. Matka, która nigdy zbyt mocnego charakteru nie miała załamała się ostatecznie i z tego powodu zaczęła pić. Teraz doszła już do tego, że zza butelki nie dostrzega już własnej córki, przez co zagubiona Oliwka czuje się bardzo samotna i zupełnie niekochana.
Obie dziewczyny mają więc ze sobą wiele wspólnego. Straciły ojców. Maja, już jako noworodek, faceta, który jej nawet nie chciał poznać i Oliwka, która do swojego przez czternaście lat mówiła tato i tak go tym bardzo znudziła, że teraz nie chce jej nawet widywać. Obu dziewczynom zostały matki, dla których są one teraz, tylko niechcianymi pamiątkami po niemiłych przeżyciach i przez to, jako nie warte większej uwagi swoich rodzicielek, są pomijane. Dobrze, że chociaż spotkały siebie, bo teraz mogą się wspierać, pocieszać i kochać jak siostry. I to nie tylko.
Odkąd się poznały, Oliwka już kilkukrotnie zapraszała Maję do siebie, jednak póki jej matka nie odstawi alkoholu, obie dziewczyny uznały to za zbędny z ich strony wyczyn. Spotykają się więc, albo gdzieś w mieście, lub też w sypialni Mai. A i tutaj Maria, która Oliwkę w końcu dostrzegła, nie wykazała nią żadnego zainteresowania. Siedzą więc tylko we dwie i nawet są zadowolone, że traktowane jako duchy, nie słyszą od matki Mai żadnych komentarzy. Wprawdzie, w normalnych domach matki zawsze mają swoim córkom coś do powiedzenia, lecz dom Mai do takich nie należał i może dlatego, ta wszechobecna tutaj cisza ma swoje zalety, bo przynajmniej nikt się do obu dziewczyn nie wtrąca.
Któregoś wieczora Mai zrobiło się smutno i to tak bardzo, że nawet oboczność Oliwki w niczym jej nie pomagała. Sięgnęła więc po prochy. Dzięki nim, po raz kolejny chciała odzyskać równowagę ducha.
- Daj mi też działkę.
- Też ćpasz?
- Jeszcze nie. Ale, aby jakoś przetrwać też pewnie zacznę.
I tak, obie, gdy tylko się wykąpały i w piżamkach znalazły się w łóżeczku, po raz pierwszy, poznały radość wspólnego odurzenia zbawiennymi prochami.
Maja, która do tej pory ten efekt przeżywała zupełnie sama, teraz patrząc na Oliwkę, zaczęła się nią zachwycać.
- Jak mogłam twojego piękna nie dostrzegać. – Szeptała do Oliwki.
- Przecież patrzyłaś na mnie.
- Tak, ale zobaczyłam w tobie tylko nieszczęście pięknej dziewczyny. Twój urok prześlicznej kociczki, widzę dopiero teraz.
Oliwka, która do tej pory na takie słowa zwykle się rumieniła, gdy usłyszała je od Mai, poczuła tylko wyzwolenie i zaczęła ją całować. Nie była jej wdzięczna, za nic nie dziękowała, lecz tak okazała swoją miłość.
Dotąd przecież wstydziła się tego, że w Mai widziała nie tylko przyjaciółkę a już zupełnie nie siostrę. Przecież, gdy już znacznie wcześniej spotykały się w szkole, ta dziewczyna rujnowała w niej marzenia o chłopakach a teraz gdy leży przy niej, już zupełnie je zatarła. W tej chwili Oliwkę przestało już interesować, czy ta jej miłość jest normalna, czy też totalnie zakręcona. Ważna była tylko Maja i jej słodkie ciało.
I tak w miarę, jak prochy wzmacniały w obu dziewczynach swoje działanie, obie stawały się coraz bardziej wyluzowane. Po krótkim czasie, już bez żadnych zahamować zapragnęły oglądać siebie i namiętnie pieścić swoje cudowne ciała. Zupełnie już nagie, chociaż jeszcze niezbyt pewnie, wędrowały swoimi dłońmi po wszystkich tajemnych zakamarkach. Jednak, gdy odczuwana przy tym rozkosz ośmieliła je ostatecznie, same pokazywały sobie sposoby i miejsca pieszczot, dzięki którym drżały i jeszcze mocniej chciały to zaspokojenie ponownie odczuwać. I chociaż były jeszcze tylko zupełnie niewinnymi dziewczynkami, to już ich kobieca natura umiała im podpowiadać, jak powinny się podniecać aby nie utracić nic z radości bycia ze sobą.
Mijająca noc była ich pierwszą z wielu następnych w czasie których będąc w swoich objęciach zaczną wzmacniać miłość, zmniejszać będą strach przed przyszłością i nauczą się najpiękniejszych wzruszeń.
I chociaż te wszystkie doznania są jeszcze przed nimi, to już teraz nie tracąc ani chwili na zbyteczne wyjaśnianie, cieszą się, że znalazły się tutaj we dwie i jest im z sobą tak cudownie.
Rano, obie dziewczyny leżąc obok siebie patrzą sobie w oczy i śmieją się.
- Byłaś wspaniała. Nigdy nie spodziewałam się, że będę pieściła jakąś laską. Zawsze natomiast myślałam, że będzie to jakiś chłopak. Teraz już sama nie wiem, czy rzeczywiście nie wolę ciebie.
- Ja już wiem. Chcę być z tobą. I nie ważne, jakie to dziwne. Jesteś tak piękna i kusząca, że nie oddam cię żadnemu facetowi. Nikt przecież nie powiedział, że musimy do nich należeć. Możemy mieć siebie i niech tak będzie?
- To nie wkurwia cię, że to ja zepsułam twoją normalność?
- Ty ją naprawiłaś.
Po tej jednej nocy stały się kochankami, bo, w czasie jej trwania, ani przez chwilę nie zwątpiły, że to co właśnie robią jest takie cudowne. I przerwały te rozkoszne pieszczoty, dopiero wtedy, gdy już zabrakło im miejsc, których by nie całowały, lub choćby delikatnymi muśnięciami dłoni namiętnie nie pieściły.
Na przekór wszystkim swoim wyobrażeniom o przyszłym życiu i mimo zdziwienia, że ciało drugiej dziewczyny jest takie wspaniałe i kryje tyle tajemnic, których i siebie przedtem nie dostrzegły, chciały już tylko siebie, swoich ciał i gorących pocałunków.
Od tej nocy coraz śmielej, częściej i bardziej zuchwale przypatrywały się swojej nagości, podziwiały siebie nawzajem i kochały coraz namiętniej. Były dla siebie stworzone.
Dla Mai i Oliwki ich miłość stała się źródłem siły przetrwania. Dodawała im wiary w siebie i nadziei, że wszystko się zmieni. Niepotrzebnie jednak, dla zwiększenia efektu i siły jej oddziaływania swojej miłości zaczęły się dość często wspierać prochami. Zioła nie były im przecież potrzebne do usprawiedliwienia czegokolwiek co z sobą robią ale, że już wcześniej w swoim życiu były nieco pogubione, to chciały mniej boleśnie przetrwać swoje kłopoty rodzinne.
ratings: perfect / excellent