Author | |
Genre | nonfiction |
Form | prose |
Date added | 2021-08-07 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 963 |
Było wiele protestów naszych Czytelników przeciwko niekończącym się bijatykom i nieustannemu laniu, jakie dzięki Serwantesowi spadało na garb biednego don Kichota. Już wyżej pisaliśmy, że w II części tego dzieła nieszczęsnego naszego rycerza napadają, czym popadło biją i tłuką o wiele rzadziej, dodajmy jednak koniecznie, że bez tych scen, bez bijatyk i awantur na pewno mniej by się podobał on dzieciom, które z takim zapałem czytają o jego kolejnych perypetiach - zresztą nam-dorosłym również wydałby się postacią nie we własnej skórze i nie w swoim sosie, jakimś niedokończonym charakterologicznie typem, ukazanym na zimno, co było całkowitym przeciwieństwem jego tak przecież gorącej natury.
Przed chwilą powtórzyliśmy, że w drugiej części tej powieści prawie wcale już nikt go nie bije, lecz na samym jej końcu, po jego ostatecznej klęsce w starciu z rycerzem Jasnego Księżyca, przebranym za bakałarza, po tym, jak się już wyrzekł własnego rycerstwa, tuż przed śmiercią... stado świń tratuje go swoimi brudnymi racicami. Niejednokrotnie przyszło nam słyszeć pretensje pod adresem Serwantesa - po kiego diabła tak to właśnie wszystko zakończył, jakby znów popełniając swoje stare, już przecież dawno zarzucone kiepskie żarty?! - ale i tutaj również kierował autorem instynkt geniuszu, gdyż w samej tej tak nam wstrętnej scenie leży głęboki sens. Tak naprawdę zadeptywanie świńskimi nogami w życiu wszystkich don Kichotów jest ich chlebem powszednim, zwykłą marną codziennością - i w godzinie ich śmierci zwłaszcza; to ta ostateczna ich danina, jaką powinni zapłacić na rzecz chamskiej ordynarnej rzeczywistości, na rzecz obojętego i okrutnego wokół nich niezrozumienia... To jest ten ich policzek dla faryzeusza... A już potem mogą oni spokojnie umrzeć. Przeszli przez ogień totalnego całopalenia, wywalczyli dla siebie nieśmiertelność - i to ona właśnie przed nimi stoi teraz otworem.
A Hamlet? Ten to przy każdej nadarzającej się okazji bywa i przebiegły, i nawet okrutny. Przypomnijcie sobie państwo uknutą przez niego zagładę dwóch wysłanych w imieniu króla do Anglii dworzan, przypomnijcie jego mowę nad trupem zabitego przezeń Poloniusza. Na marginesie, jak to już powiedzieliśmy wcześniej, to w tym właśnie jego zimnym okrucieństwie upatrujemy ponury odblask tak niedawno przecież minionego średniowiecza. Z drugiej strony w szlachetnym, głęboko prawdziwym don Kichocie powinniśmy koniecznie zauważyć jego skłonność do na poły świadomego, na poły niewinnego oszustwa, do łudzenia samego siebie - skłonność notabene wspólną dla fantazji wszystkich entuzjastów. Jego opowieść o tym, że w pieczarze widział samego Montezynosa, jest jawnie wyssana z palca, i nie dał się na to nabrać nawet chytry Sancho Pansa - zwykły wszak tylko prostak.
ratings: perfect / excellent
Dziękuję Emilio za kolejne — wspaniałe — tłumaczenie. :)