Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2021-10-22 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 656 |
Czwarta sylaba - Boży przyimek,
Krótki bardzo jak przecinek.
Zmordowany ostatnim tym wysiłkiem, Sinickij z ulgą oparł się grzbietem o oparcie krzesła i przymknął oczy. Miał już 70 lat i przez ostatnie pół wieku układał rebusy, szarady, obrazki-zagadki i inne zgadywanki, lecz nigdy jeszcze nie pracowało mu się tak trudno, jak teraz. Od dawna jakoś jeszcze trwał na bocznicy życia, niestety, politycznie był kompletnym analfabetą, i młodsi konkurenci bili go na głowę. Do redakcji znosili różne swoje łamigłówki z tak świetnym ideologicznym podtekstem, że staruszek, czytając ich dzieła, płakał z zawiści. Po prostu nie dorastał im do pięt. Na przykład coś takiego:
ŁAMIGŁÓWKA ARYTMETYCZNA
Na trzech stacjach: Wróble, Kruki i Drozdowo pracowała identyczna liczba młodych urzędników kolei. Na stacji Drozdowo było komsomolców 6 razy mniej, niż na pozostałych dwóch razem wziąwszy, a na stacji Wróble do partii należało o 12 ludzi więcej, niż na stacji Kruki, lecz na tej ostatniej bezpartyjnych było o 6 osób więcej, niż na dwóch pierwszych. Ile ludzi pracowało na każdej stacji i jaki odsetek z nich tworzyli komsomolcy i ludzie partii?
Ocknąwszy się ze swych ponurych rozmyślań, dziadek ponownie wziął do ręki kartkę z napisem DEBET, lecz w tej właśnie chwili do pokoju weszła dziewczyna z mokrymi podstrzyżonymi włosami i z czarnym strojem kąpielowym przerzuconym przez ramię.
Milcząc, wyszła na balkon, rozwiesiła na oblazłej z farby poręczy swój wilgotny kostium i spojrzała w dół. Ujrzała tam biedne podwórko, które widziała już od tylu lat: dziadowskie podwórko, gdzie walały się rozbite skrzynki, wałęsały się ubabrane węglem koty i gdzie blacharz z hałasem naprawiał wiadro. Piętro niżej dwie kobiety-hoziajuszki gadały o swoim ciężkim życiu.
Także tych gadek dziewczyna słyszała już tysiące, i wszystkie podwórkowe koty znała po imieniu, i sam blacharz, wedle jej zdania, naprawiał to samo wiadro już od stuleci. Zosia Sinickaja wróciła do pokoju.
- Ta ideologia już mi bokiem wyłazi, - dobiegło jej uszu mamrotanie dziadka, - I co ma wspólnego głupie układanie rebusów z tym piernikiem i wiatrakiem? Układanie rebusów...
Zosia przez ramię staruszka zajrzała do jego starczych gryzmołów i od razu na niego krzyknęła:
- Coś ty tu napisał? Co to ma być? *Czwarta sylaba - Boży przyimek?* *Boży przyimek?!* Toż sam mówiłeś, dziadku, że teraz w redakcji nie przyjmują już żadnych szarad z cerkiewną terminologią.
Sinickij aż się złapał za głowę. Wołając: *Gdzie bóg, gdzie? Tam nie ma boga!*, drżącymi rękoma wsadził na nos okulary w białej oprawce i złapał za kartkę.
- Ano, jest Bóg - i to jak byk! - przemówił z goryczą. - A jednakowoż znowu się znalazł, gdzie go nie posiali... Ale żem dał plamę! Ach, jaka szkoda! I rym stracony taki ładny.
- A ty, dziadku, zamiast Boga wstaw *piękny*, - podpowiedziała wyjście Zosia, lecz wystraszony Sinickij ten jej jakżeż łatwy pomysł pominął.
- Ach, ale żem dał plamę! I co teraz będzie, Zosieńko?
Dziewczyna obojętnie spojrzała na staruszka i poradziła, by napisał po prostu nową:
- Tak czy siak nie da się utworzyć szarady ze słowem z końcówką *cja*. Pamiętasz, ile się namordowałeś z wyrazem *ciepłofikacja*?
1931