Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2021-12-13 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 631 |
Wezwanie było opatrzone pieczęcią Czarnomorskiej Filii Kantoru w Arbatowie d/s Zaopatrzenia w Rogi i Kopyta oraz w dole pieczątką okrągłą z napisem, który ciężko było odczytać, nawet gdyby taki pomysł zaświtał w głowie Bierłagi, ten jednak tak był przybity zwaliskiem wszystkich tych swoich nieszczęść, że jedynie spytał:
- A można zadzwonić?
- Nie ma czym, - ponuro odparł pełnomocnik d/s kopyt.
Po dwóch godzinach gromada ludzi, oczekująca na pierwszy seans przed kinem *Kapitalista* i z braku zajęcia gapiąca się na przechodniów, spostrzegła, że z drzwi wejściowych kantoru Wielkiego Kombinatora wyszedł jakiś człowiek i, chwytając się za serce, powoli poszedł przed siebie. Był to księgowy Bierłaga. Najpierw ledwo włóczył nogami, ale potem powoli zaczął przyśpieszać kroku. Skręciwszy za róg, dyskretnie przeżegnał się znakiem krzyża i pognał przed siebie, ile sił w nogach. Już wkrótce siedział przy swoim biurku w wydziale finansów i, z mętlikiem w głowie, zaczął się wpatrywać w *Księgę Bilansów*. Liczby, jakie tam widział, fruwały mu przed oczyma jak szarańcza.
Tymczasem Bender zamknął *akta sprawy Koriejko*, spojrzał na starego Funta, który siedział przy sąsiednim kantorku z napisem *Przewodniczący Zarządu*, i rzekł:
- Kiedy byłem bardzo młody, bardzo biedny i żyłem z tego, że na chersońskim jarmarku dwa razy w tygodniu przebierałem się za grubego brzuchatego mnicha, który żenił się z kobietą z brodą - taki niewyjaśniony fenomen natury - to nawet wówczas nie zniżałem się do takiego moralnego dna jak ten wstrętny Bierłaga.
- Żałosny, nikczemny człowiek, fakt, - poparł go Panikowskij, roznosząc gorącą herbatkę po biurkach. Miło mu było słyszeć, że są na świecie ludzie jeszcze podlejsi od niego.
- Bierłaga - to nie głowa, - ze zwykłą dla siebie powolnością zakomunikował nowy przewodniczący filii. - O, Mc Donald - ten ma łeb. Jego idea społeczeństwa klasowego i przemysłowego...
- Wystarczy już, wystarczy, - powiedział Ostap. - Zorganizujemy specjalne zebranie, żeby przedstawić pańskie poglądy na tego Mc Donalda i innych działaczy burżuazyjnych. Teraz nie ma na to czasu. A Bierłaga - to rzeczywiście nie głowa, jednak coś niecoś od niego się dowiedzieliśmy - np. na temat życia i działalności pączkujących jak drożdże towarzystw akcjonariuszy.
Ni stąd, ni zowąd zrobiło mu się wesoło. Śmierdzących rogów nikt już nie przynosił, a zatem można było przyjąć działania ich filii czarnomorskiej za odfajkowane i w pełni zadowalające, chociaż kolejna poczta zaopatrzyła ich w nowe firmowe stosunki, okólniki i żądania, i Panikowskij już dwa razy biegał na giełdę pracy w poszukiwaniu jakiejś doświadczonej sekretarki.
- Ale, ale! Gdzie ten Koźlewicz? - raptem zawołał Wielki Kombinator. - Gdzie jest *Antylopa*? Co to za urząd bez samochodu? Muszę jechać na posiedzenie. Wszyscy zapraszają, żyć beze mnie nie mogą. Gdzie Koźlewicz?
Panikowskij, odwróciwszy wzrok, z westchnieniem powiedział:
- Z Koźlewiczem niedobrze.
- Jak to niedobrze? Pijany czy co?
- Gorzej. Myśmy bali się o tym mówić. Jego zbajerowali księża.
Po czym stary goniec ze złotym zębem popatrzył na rudego pełnomocnika d/s kopyt, i obaj smętnie pokiwali głowami.
1931
ratings: perfect / excellent