Author | |
Genre | poetry |
Form | poem / poetic tale |
Date added | 2021-12-25 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 731 |
Nigdy nie mogłem wejść do domu,
poczuć ciepło,
za żółtymi oknami.
Porozmawiać z drugą stroną
cieni na zasłonach.
Klucz fruwał za wysoko.
Co z tego że blisko nieba,
skoro mierzyłem wtedy jeden metr,
licząc czapkę z pomponem.
Teraz w oku cyklonu
tańczę na źrenicy,
a gdy jestem zmęczony
i jest cholernie zimno,
nakrywam się powieką.
Ktoś kiedyś włączył,
bardzo szybkie wirowanie ścian.
Trudno zrozumieć,
taką rzeczywistość.
Mimo wszystko,
coś ciągnie w to miejsce.
Pewnie dlatego,
że gdy byłem mniejszym dzieckiem,
lubiłem zbierać gruszki w sadzie.
Rosły tam same wierzby.
Nigdy nie bolały mnie ręce,
od noszenia koszyka.
I do dzisiaj nie bolą.
Zamyka się oko.
Racjonalizacje integracyjną wprowadzili.
Muszę zdążyć przed innymi,
zanim opadnie mechaniczna powieka.
Bo później się nie wcisnę.