Go to commentsPłonące grzechy ludzkości Cz.2
Text 4 of 41 from volume: 2022
Author
Genreprose poetry
Formprose
Date added2022-01-16
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views671

Scena 4. Nie wszystko złote, co się świeci.


Tego dnia ranek był bardzo słoneczny. Promienie słońca oświetlały zamek i ogrzewały starzejącą się twarz Marona II, zmarszczek na twarzy miał znacznie więcej niż rozumu w głowie, posępne odpychające oblicze dostojnika z Trybunału świeciło czarnym światłem, które padało na wszystkich, których skazywał na śmierć. Siedział teraz wygodnie w swoim fotelu i przeglądał papiery, których nie zdążył podpisać w tracie mozolnych przesłuchań niewiernych. Przyglądał się   swym kartotekom i zastanawiał, dlaczego o wiele więcej jest biednych niewiernych skazywanych na śmierć, niż zamożnych, Zaczął kreślić notatki, by po dzisiejszej komisji poruszyć ten temat, i w końcu zacząć więcej bogatych skazywać na karę śmierci. Wtedy to będzie można wzbogacić się na zamożnych niewiernych, bo po tych biednych zmarłych tylko zaraza się szerzy. Zapisał sobie cztery nazwiska zamożnych, którym trzeba się przyjrzeć jak najszybciej a piąte na tak zwana czarną godzinę, która za miesiąc wybije dla niejakiego hrabiego Vivailette, któremu ponoć żona miała począć potwora, a ten rzekomo zaniknął bez śladu. Przejrzał jeszcze raz swoje rachunki i szybko zorientował się, że hrabia Vivailette nie udzielił żadnego wsparcia od trzech miesięcy na rzecz walki z niewiernymi. Zbliżało się popołudnie, służący pomógł założyć zdobne szaty Marona II i odprowadził go do zaprzężonej karety, która miała go zawieść na dzisiejsze przesłuchanie oskarżonych o herezje, kradzieże i inne niegodziwe zachowania niezgodne z religią, lub wymierzone bezpośrednio w nią.

Gdy Maron II wysiadał z karety, zbliżył się do niego służący Hrabiego Vivailette i przekazał pakunek, zaznaczając, że to pilna wiadomość. Adresat zajrzał natychmiast do sakiewki, klejnot zaświecił w ciemności materiału, Maron II uśmiechnął się i spojrzał w niebiosa jakby, chciał podziękować Bogu za hojne dary i mruknął, pod nosem ten Hrabia Vivailette to dopiero ma nosa. Szybko przeczytał treść listu, w którym Hrabia Vivailette potępia zachowanie Midel i oskarża swojego sługę o współprace z własną córką. Schował sakiewkę do kieszeni i udał się w wyznaczone miejsce, gdzie o czternastej miały odbyć się przesłuchania niewiernych.

Rozprawa Midel była dziś trzecią z kolei, która zakończyła się wyrokiem skazującym, po długich torturach przyznała się do winy i do współpracy ze swoim ojcem. Egzekucja jej miała odbyć się nazajutrz. Ojca jej aresztowano wieczorem, Nazajutrz wczesnym rankiem zjawił się w jego celi ksiądz Ksawery, który miał udzielić mu ostatniej spowiedzi. Przeszedł przez ciemne lochy, gdzie lekkie światło mrugało z pochodni, smród z rozkładających się ciał niewiernych drażnił nozdrza księdza. Wszedł do zbiorowej celi, gdzie gościła służącego święta inkwizycja, była to, poczekalnia do rozgrzeszenia i wstąpienia na pobożną drogę. Znalazł służącego zwiniętego w scyzoryk.

- Szczęść Boże.

- Oskarżony zerwał się, przykucnął i z trudem wstał. -  Ja go nie zbiłem, proszę księdza- powiedział, oblizując suche skórki odstające z ust.

- Przecież ty nie jesteś oskarżony o morderstwo. - Zostałeś oskarżony o współpracę ze swoją córką-pewnym głosem oznajmił ksiądz.

- Ja nie widziałem jej od lat. To są bezpodstawne zarzuty!

- Ona się przyznała do współpracy z tobą.

Służący ukrył swą twarz w brudnych dłoniach, jedna mała łezka niespostrzeżenie uszła z kącika oka, za nią popłynęły następne, które połączyły się w niewidzialnym korycie, wyżłobionym przez wielebnych z kościoła. Wraz z żalem do domu bożego odpłyną.

- Otrzyj swe oczy, nad wszystkim czuwa opatrzność boża. – O kim wspomniałeś na początku naszej rozmowy – mówiąc, że go nie zabiłeś.

- Miałem na myśli Kamedeusza.

- Kamadeusza, a któż to taki?

- Syn Hrabiego Vivailette – nie byłem w stanie na rozkaz hrabiego zabić jego syna.

- Dlaczego kazał go zabić? Zdziwił się.

- Bo miał bardzo zniekształconą twarz.

- Co zatem z nim uczyniłeś?

- Podrzuciłem dziecko do klasztoru i oddałem całą sumę, którą wręczył mi hrabia za zabicie Kamadeusza.

- Czy Hrabia wie o tym, że jego syn żyje?

- Nie. On o niczym nie wie.

- Rozgrzeszam cię w imię Ojca i Syna Świętego.



Po trzech godzinach ksiądz zjawił się ponownie w celi służącego Hrabiego.

- Przynoszę ci bardzo dobre wieści, udało mi się wpłynąć na decyzję Trybunału, twoja kara śmierci została zamieniona na więzienie.

- Dziękuję — Na ile lat?

- Tego nie wiem.

- A co z moją córką?

- Niestety. Nie żyje.

- Jak udał się księdzu przekonać Trybunał?

- W niewyjaśnionych okolicznościach zmarł nagle Maron II, a po jego śmierci ja zająłem jego miejsce.



Scena 5. Żywot Kamadeusza.


Przeznaczenie zaglądało przez dziurkę od klucza w małej izdebce, przyglądało mu się bardzo uważnie. Wzrok Kamadeusza zawieszony był, w zgnuśniej przestrzeni, czuł na sobie świdrujące spojrzenie, muskające jego skórę naciągniętą na zniekształconej twarzoczaszce. To już prawie osiemnaście lat jak ciężar kaptura ze specjalną woalką przesłania mu twarz, a drobiny materiału utkane przez grzechy ludzkości stały się jego drugą skórą czułą i wrażliwą na wszystkie bodźce z otaczającego go świata. To tu w klasztorze przyszło mu śledzić swój własny los i podążać ścieżką wyznaczoną przez ludzi, którzy zaopiekowali się osieroconym nieszczęściem, wyrzutkiem społeczeństwa. I tylko człowiek może oblec inną istotę w taką szatę, w której męczy się właściciel.


Los mój został, przesądzony z twarzą dzikiego stworzenia przyszło mi żyć w tym klasztorze, gdzie tylko szczury mogą, robić co chcą, a cała reszta podporządkowana jest dogmatom religijnym spijanym niczym nektar. Te święte księgi i słowa trafiają we mnie niczym kosa, co tnie żyto, z którego będzie chleb nie tylko dla potrzebujących.

Tylko jedna myśl przetrwała we mnie niczym niezmącona i prowadzi mnie tam, gdzie się jeszcze nie narodziłem. Wolność moja i tęsknota umiłowanej tajemnicy świata, tej za kamiennymi murami klasztoru, której nie znam. Marzę o prawdziwej miłości o ponętnych kształtach kobiety.

Czuję, że staje się mężczyzną, zapisuję słowo po słowie, bo wiem, że one przetrwają, ale nie wiadomo, w co się obrócą.


Dzisiaj są moje urodziny, zapewne jutro siostra Telomena wezwie mnie do siebie i podejmie decyzję, co dalej ze mną począć, gdyż po uzyskaniu pełnoletności muszę zmienić miejsce pobytu. Niech mi mój kaptur świadkiem będzie, że jutro powiem całą prawdę i dzieje się co chcę. Nie chcę dusić się pod tym niebem, którego błękit co dzień w wyobraźni zamieniam w wodę, która mnie oczyszcza i pewnego dnia z nią odpłynę, lub wyleją, mnie jak pomyję, wszystko będzie lepsze od tego, w czym tkwię po uszy. Kamadeusz nie mógł już dłużej pisać, rzucił się na podłogę,  szlochał tak głośno, aż wystraszył szczury i onieśmielił duchy.



Siostra Telomena otworzyła drzwi, Kamadeusz zerwał się na równe nogi, teraz przypominał silny dąb.

- Widziałam, jak piszesz Kamadeuszu — czy to prośby do Boga?

- Ja nie piszę do Boga, bo gdyby on istniał, to bym tak nie wyglądał.

- Milcz! Bluźnierco – pokaż mi natychmiast te bazgroły.

- Nie! Ja nic nie pisałem. Zawstydzony spuścił głowę.

- Przecież widziałam wszystko przez dziurkę od klucza.

- Jeżeli to zostanie przeczytane, to będę wyklęty- podniósł wzrok i wyprostował swoje umięśnione ciało.

- Dlaczego nie zdejmiesz kaptura w samotności? Zbliżyła się na tyle, że poczuł się nieswojo.

- Przecież jej wysokość zabroniła, mi to czynić mówiąc, że w ten sposób nie przestrzegam czystości- poprawił kosmyk włosów na czole i lekko zacisnął szczękę.

- To było kiedyś, ukończyłeś osiemnaście lat i muszę zobaczyć twoją twarz. Zdejmij, ten paskudny kaptur! – krzyknęła.


Kamadeusz ręce złożył do tyłu i zacisnął pięści, sutanna jego zaczęła lekko falować, a woalka uniosła się na około sześćdziesiąt centymetrów nad jego głową. Telomena patrzyła z niedowierzaniem, jak twarz Kamadeusza zaczęła przybierać różne postaci, raz była to twarz pięknej kobiety, po czym młodzieńca, a na koniec pojawiła się twarz Chrystusa. Zaczęła bujać się na nogach, jak chory cielak, tracąc równowagę upadła na ziemię.

Kamadeusz trwał w tej pozycji, nie mogąc wykonać żadnego ruchu, dopiero gdy woalka opadła z powrotem na jego twarz, mógł poruszać swymi członkami. Telomena zbierała się z podłogi z pozycji na czworaka, przyjęła pozycję pionową i podbiegła w stronę swego podopiecznego.

- Nikt nigdy nie może dowiedzieć się o tym zdarzeniu, rozumiesz! - Zawsze wiedziałam, że jesteś inny. Zaczęła, nerwowo chodzić, na jeszcze miękkich nogach.

- Inny – ja nawet nie wiem, skąd pochodzę. Prawą ręką delikatnie dotykał swojej, szpetnej twarzy.

- Myślę, że to odpowiedni moment byś się o tym dowiedział — nie mogę niczego ukrywać po tym, co się dziś wydarzyło. Stanęła na wprost Kamadeusza – lekko się uśmiechając.

- A co się wydarzyło? Zdziwiony – zapytał.

- Widziałam na twej twarzy te przemiany, aż osunęłam się na ziemię.

- Wcale mnie to nie dziwi, przecież moja twarz jest okropna.

- To nie była twoja twarz, tylko stwórcy, to był najpiękniejszy dzień w mojej mistycznej podróży- nigdy nie przypuszczałam, że doznam takiego objawienia.

- Objawienia!? To moja szkaradna twarz jest objawieniem?

- Widziałam, jak z twojej twarzy spływają twoje słowa, które zapisywałeś wcześniej- wiem wszystko.

- Moja tajemnica ujrzała światło dzienne? Podszedł do stołu i wziął swój notatnik, otworzył, jakby sprawdzał, czy wszystko jest zapisane.

- Dam ci to, czego pragniesz, wolność i ukochaną kobietę, o której marzysz.

- Przecież to niemożliwe! Co tu się wyprawia, na litość boską?

- Słuchaj teraz bardzo uważnie. Gdy byłeś niemowlakiem, przyniósł cię do naszego zakonu ksiądz i dał sowitą zapłatę za twój wikt i opierunek. Twoim ojcem jest hrabia Vivaillette, który kazał cię zabić zaraz po tym, jak ujrzał twą twarz, zlecił swojemu służącemu, by żywcem zakopał cię w lesie. Sługa był wierzącym człowiekiem i postanowił oddać niewinne dziecko do nas.

- Ja jestem synem hrabiego? A czy on jeszcze żyje? - Przecież ja nie mam tożsamości — tylko tę przeklętą twarz.

- Tak, żyje i ma się dobrze. Nie mów tak – przecież jesteś wybrańcem. Oczy jej błyszczały, emanowało od niej światło.

- Wybrańcem! Czyim? Zmrużył, oczy, jakby go coś raziło.

- Dowiesz się w swoim czasie. Dokąd chcesz się udać Kamadeuszu, gdy opuścisz nasz zakon?

- Chcę zamieszkać na cmentarzu w małym domku, w ten sposób będę mógł ukrywać swą twarz przed ludźmi i będę chronić groby przed nikczemnymi grabieżami. – mówiąc, to wydawał się taki władczy i pewny siebie.

- Nie musisz tego robić, dam ci wystarczająco dużo pieniędzy i zapewnię dach nad głową.

- Ja już podjąłem decyzję i woli mej nie zmienię.

- Napiszę list do biskupa i podam odpowiednie argumenty- zrobię wszystko by spełnić twe życzenie.



Za niespełna trzy miesiące Kamadeusz zamieszkał na cmentarzu i ku ogromnemu zdziwieniu biskupa, zostało to bardzo ciepło przyjęte przez mieszkańców wioski. Wieść szybko rozeszła się i do biskupa zaczęły wpływać kolejne wnioski z okolicznych wiosek i miast z prośbą o wybudowanie małych domów na innych cmentarzach, argumentując to, nie tylko ochroną przed ewentualną grabieżą, ale w szczególności troską o zmarłych. Zapewnienie domu na cmentarzu miało wpłynąć według wnioskodawców na szczególną atmosferę, a dym z komina mógłby ułatwić odprowadzenie dusz prosto do nieba. I tak decyzją Trybunału osoby skazane za niewielkie występki mogły przekonać się o wielkoduszności komisji. Ułaskawione osoby miałyby szansę zamieszkać na cmentarzu, w tak zwanym przymusowym celibacie i tym samym mogłyby, kontemplując, odpokutować swoje występki. W razie śmierci lub ciężkiej choroby pokutnika zastępstwo miałby objąć inny członek rodziny, który wcześniej powinien być przesłuchany przez wielebną komisję. Po dokładnych przesłuchaniach świadków i udowodnieniu swej niewinności zastępczy członek rodziny mógłby mieć podarowane życie i zapewniony dach nad głową, pośród innych grobowców.




Scena 6. Sąd nad Kotarowym wzgórzem.


Wierni zgromadzeni w kościele z bijącym sercem oglądali historię ujawnioną za niebieską kotarą.

Ktoś z tłumu zawołał:

- A co z młodym Girojem, synem Amandyny?

Kamadeusz wstał z ławki.

- Ja się nią zaopiekuję i jej synem również.

Wtedy przemówił barczysty Kazimierz:

- Kamadeuszu twój ojciec dopuścił się strasznej rzeczy i nigdy nie poniósł za to zasłużonej kary.

Tłum wiernych wybiegł z kościoła, widać było tumany kurzu i słychać było słowo *zemsta*, które wydobywało się z ust ludzi żądnych sprawiedliwości. Dotarli wprost pod drzwi hrabiego Vivaillett.

Wyciągnęli go z domu i ciągnęli jak byka za rogi wprost na arenę, gdzie miała stoczyć się wielka bitwa między dobrem a złem.

Kamadeusz stanął przed swoim ojcem i zapytał.

- Powiedz nam, nasz dobrodzieju, gdzie spoczywa twój pierworodny?

- Nie mam dziecka i nigdy nie miałem.

- Zapomniałeś już o synu ze zniekształconą twarzą. Oto ja, syn twój Kamadeusz.

- Na stos z nim! - zaczęli krzyczeć ludzie.

- Nie, zostawcie go — rozkazał Kamadeusz — oszczędzimy mu życie.


-Tak jak chcesz, tak się stanie – co zatem mamy z nim uczynić zapytał Kazimierz, twoja tajemnica została ujawniona przez naszą niebieską kotarę, a to dla nas jest bezcenne.

- Darujmy mu życie i niech zamieszka w domu na cmentarzu.

- Przecież tam mogą zamieszkać tylko ludzie z małymi występkami, nie możemy zmienić decyzji Trybunału – oznajmił zaniepokojony wierny.

- Objawienia niebieskiej kotary nie podlegają jurysdykcji Trybunału – zapewnił ksiądz Ksawery. Zgodnie z obyczajem wybranek niebieskiej kotary może prosić Trybunał o czyjeś ułaskawienie- zatem Kamadeuszu do dzieła!

- Proszę o ułaskawienie służącego, który uratował mi życie i uniewinnienie Gieroja. A hrabia Vivailette niech zamieszka na cmentarzu.

- Służący, który uratował ci życie od dawna jest na wolności za sprawą wstawiennictwa siostry Telomeny, a Giroj już jest wolny. Hrabia zamieszka na cmentarzu.


Kamadeusz zamieszkał w posiadłości swojego ojca i odziedziczył cały jego majątek, służący, który uratował, mu życie zamieszkał z nim i stał się jego najlepszym przyjacielem. Za dwa tygodnie odbyła się uroczystość zaślubin Amandyny i Kamadeusza. Po ceremonii ksiądz znowu zaczął modlić się do niebieskiej kotary, by ukazała jakąś skrywaną tajemnicę.

Niebieska kotara ciężka jak grzechy ludzkości zaczęła lekko drgać, wzrok wszystkich wiernych skierowany był w jej stronę. Niespodziewanie kotarę zaczął trawić wielki ogień, wierni uciekli przerażeni z kościoła, który spłonął doszczętnie. Na jego zgliszczach wybudowano, klasztor niebieskich zakonnic – tam ponoć wykluła się zaraza, która zmieniła świat na zawsze.


*Tam, gdzie skrywa się tajemnica — tam, bezradność płodzi diabła*.






  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media