Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2022-02-22 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 619 |
W nagrzanym upałem, ciemnym w środku wagonie powietrze było ciężkie i stęchłe jak w starej szafie z butami. Woniało skórą i niemytymi nogami. Koriejko zapalił konduktorską latarnię i wlazł pod leżankę. Ostap, siedząc na pustej skrzynce po makaronie, patrzył na to w zadumie. Obaj kombinatorzy byli już naprawdę strudzeni całą tą walką i do tego dzisiejszego zdarzenia, którego milioner okropnie się bał, a Bender czekał na to przez całe życie, odnieśli się z dziwnym sztucznym spokojem. Mogłoby się nawet wydawać, że rzecz dzieje się w jakimś sklepie spółdzielczym, gdzie klient prosi o czapkę, a sprzedawca kładzie przed nim kosmaty szarobury wstrętny beret, jakby niczego więcej pod ladą nie miał, bo mu wsio ryba, czy to ktoś kupi, czy nie. A i sam kupujący nie bardzo się gorączkuje, pytając tylko dla świętego spokoju: *Może masz pan jakieś inne czapki?* - na co zwykle pada odpowiedź: *Bierz pan, co jest, póki jeszcze dają!*. I obaj patrzą na siebie kompletnie obojętnie. Koriejko długo szperał pod swoją rozkładuszką, i słychać było, jak rozpina swoją walizę i zaczyna w niej na chybił-trafił po omacku szukać.
- Ej! tam na pokładzie! - ze znużeniem odezwał się Ostap. - Co za szczęście, że pan nie palisz! Prosić takiego sknerę o papierosa byłoby wprost męczarnią! Pan w życiu nikogo byś nie poczęstował swoją cygarniczką w strachu, żeby zamiast jednego przypadkiem nie zabrali z niej całą garść. Co najwyżej byś pan długo grzebał w kieszeni, z trudem ją tam otwierając i wyciągnąwszy po kwadransie pognieciony żałosny papieros. Pan jesteś niedobry człowiek. No, co wam szkodzi wyciągnąć całą tę cholerną walizkę!
- Jeszcze czego! - burknął Koriejko, dusząc się pod swoją leżanką.
Porównanie do chciwca-papierosiarza było nieprzyjemne. Akurat w tym właśnie momencie wyciągał z sakwojaża pierwsze grube paczki. Niklowany języczek zamku błyskawicznego drapał mu gołe do łokcia ręce. Dla większej wygody położył się na plecach i dalej tam wciąż grzebał jak górnik na przodku. Z siennika sypały się mu w oczy plewy i inne wstrętne paprochy słomianej sieczki, jakiś nawet proszek i wąsy kłosów.
*Ale żem wpadł jak śliwka w kompot! - myślał przy tym Alieksandr Iwanowicz, - Co za koszmar! A co, jak mnie drań raptem zaraz udusi i zabierze wszystko?! To przecież bardzo proste. Pokawałkuje mnie na części i wyśle poleconym w różne strony do jakichś miast i miasteczek. A głowę zakwasi w beczce z kapustą*.
Aż się wstrząsnął na myśl o takim pogrzebie. W przerażeniu wyjrzał spod leżanki. Bender drzemał na swojej skrzynce po makaronie, skłoniwszy głowę w stronę latarni konduktorskiej.
*A może by tak jego... tym poleconym, - w panice dumał, nadal wyjmując kolejne paczki. - w różne strony... świata? W jak nawiększej tajemnicy... Co?*
Wyjrzał raz jeszcze. Wielki Kombinator przeciągnął się i rozpaczliwie jak wielki dog ziewnął. Potem wziął latarnię i zaczął nią wymachiwać, wołając:
- Stacja Chacepietowka! Wysiadać! Przyjechaliśmy! A tak przy okazji, całkiem zapomniałem wam powiedzieć: może masz pan zamiar mnie tu zarżnąć? Jeżeli tak - to jestem temu przeciwny. Tym bardziej, że ja już raz byłem zabijany*).
1931
....................................................................................
*) ja już raz byłem zabijany - patrz losy Ostapa Bendera w powieści Ilfa i Pietrowa *12 krzeseł*
ratings: perfect / excellent