Go to commentsRozdział 30. Alieksandr Ibn-Iwanowicz /5
Author
Genrecommon life
Formprose
Date added2022-02-24
Linguistic correctness
Text quality
Views546

Pod wysokimi jak dach płatami skrzydeł samolotu w skórzanych płaszczach chodziły malutkie figurki dwóch mechaników. Trzy śmigła słabo się kręciły, wentylując pustynię. W kwadratowych oknach kabiny pasażerskiej falowały zasłonki z pluszowymi kuleczkami zapewne dla ozdoby. Pilot, opierając się o aluminiowe schodki, zajadał pierożka, popijając go nar/zanem prosto z butelki.


- Jesteśmy pasażerami! - krzyknął, ledwo dysząc, Ostap. - Proszę dwa bilety pierwszej klasy!


Nikt jemu nie odpowiedział. Lotnik wyrzucił flaszkę i zaczął naciągać rękawice.


- Czy są wolne miejsca? - zapytał Bender, chwytając go za rękę.

- Pasażerów nie zabieramy, - odparł ten, oparłszy dłoń na poręczy. - To jest rejs specjalny.

- Kupuję ten samolot! - pośpiesznie rzekł Wielki Kombinator. - Płatność w gotówce!

- Z drogi! - zawołał mechanik, wchodząc na schodki w ślad za pilotem.


Śmigła zniknęły w zawrotnym wirze, i samolot, drżąc i kołysząc się z boku na bok, zaczął zawracać pod wiatr. Potężne prądy powietrza odepchnęły obu milionerów do tyłu w stronę wydmy. Z głowy Ostapa zleciała kapitańska furażerka i pomknęła w kierunku Indii z taką prędkością, że w Kalkucie jej przybycia należało oczekiwać nie później niż za 3 godziny. I byłaby tak doleciała na główną ulicę tego pięknego miasta, wywołując swym zagadkowym pojawieniem zainteresowanie kręgów zbliżonych do CIA oraz Secret Intelligence Service, gdyby nie to, że samolot odleciał, a wichura natychmiast ucichła. W powietrzu błysnęły żebra skrzydeł, i aeroplan zniknął w świetle słońca. Bender pobiegł za czapką, która zawisnęła na krzaczku saksauła, i wracając, rzekł:


- Czyli transport mamy z głowy. Koleją żelazną nie pojedziemy. Powietrzne drogi komunikacji dla nas zamknięte. A więc co? Na piechotkę? 400 kilometrów - to nie dla nas. Pozostaje jedno: przyjąć islam i podróżować na wielbłądach.


Co do islamu, Koriejko zmilczał, lecz myśl o wielbłądach przyjął z zadowoleniem. Tak bardzo nęcący obraz wagonu restauracyjnego oraz wygodnego samolotu umocniły w nim pragnienie, by jednak wziąć udział w tej rozrywkowej wyprawie lekarza-społecznika, naturalnie, bez żadnej ułańskiej fantazji, nie pozbawionej jednak miłych i całkiem nowych doznań i przeżyć.


Auły, które przybyły na wczorajsze uroczystości, jeszcze nie zwinęły swoich obozowisk, i niedaleko Grzmiącego Klucza udało się obu naszym panom kupić dwa wielbłądy. *Statki pustyni* poszły po 180 rubli sztuka.


- Tanioszka! - szepnął Ostap. - Kupmy 50 wielbłądów. Albo sto!

- Toż to fanfaronada,  - ponuro powiedział milioner. - I co z nimi pan zrobisz? Wystarczą dwa.


Z wielkimi krzykami Kazachowie usadzili obu podróżników między garbami, pomogli przywiązać walizkę, worek i prowiant na drogę: budruk z kumysem*) i dwa barany. Wielbłądy podniosły się najpierw na tylne nogi, w rezultacie czego nasi panowie nisko się pokłonili, a potem na przednie i poszły wzdłuż linii torów Magistrali Wschodniej. Barany, przywiązane sznurkami, dreptały z tyłu, od czasu do czasu gubiąc swoje czarne koraliki**) i becząc  żałośnie.


- Ej, szejku Koriejko! - wrzasnął Ostap. - Alieksandrze Ibn-Iwanowiczu! Życie jest piękne, co?


Szejk nic nie odpowiedział. Jego wielbłąd był z tych słabosilnych, i musiał go wściekle smagać gałązką krzaku saksauła, żeby w ogóle się ruszył.



1931



..................................................................................


*) budruk z kumysem - skórzany worek ze sfermentowanym kobylim mlekiem;


**) gubiąc swoje czarne koraliki - hmmm... i jak to elegancko inaczej powiedzieć??


Autorzy liczą na znaną Państwa domyślność :)


  Contents of volume
Comments (2)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Wszystkie drogi transportu są dobre, jeśli skuteczne.
avatar
Nie pomoże nawet beczka złota,
Kiedyś na pustyni, i spiekota
Z nieba leje się wiadrami,
A twa chata za lasami, za górami -
Już-eś ugotowan jak salami!
© 2010-2016 by Creative Media