Go to commentsCafe UFO 16
Text 117 of 255 from volume: Arcydzieło
Author
Genrefantasy / SF
Formprose
Date added2022-03-02
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views675

Po zupie mlecznej nie chce się spać, bo duży bulgot w zakresie gastrologii, a także puszcza się bańki z nosa. Czego dowodem bańka, co u skrzydła nosa powstała onemu księdzu. Może jednak spał. Mruczał sobie tak jakoś niewyraźnie, może przypominając uniesienia u ołtarza, albo co zabawniejsze kawałki zasłyszane w konfesjonale. Machnął tak jakoś niedbale łąpą swą, jakby chciał kogoś pokropić. Ale kropidło mu odebrano. Musiał być tęgi z niego zawodnik, skoro diaspora go wysłała na odwyk.

trochę mu się poprzyglądałem, ale nawet widok księdza zbełtanego biedą niedopicia nie jest tak miły jak wejście oddziałowej. Tej, co ma namalowane na twarzy znaki one, przez Indian już dowiedzione, że jak namalujesz to i owo, to się musi liczyć z tobą druch, duch drucha, a nawet nieprzyjaciel.

Obierki wstały na łokciach, bo insze jest zobaczyć coś za oknem, co można łatwo dostrzec w pozycji leżąc, a innego się ma obserwatora, gdy bimbały oswojone, duże, znaczące, nieukryte pod lampionem, bo kitel luźny, a lampion daje zimne światła, jednakowoż podnosząc ciepło owego aglomeratu.

Niejeden by już skwarki z nosa wydłubywał, lecz na widok jej chciało się żyć, wstać i otrzepać kaleson.

Nie mniej, mowa jej nie była miłą. Oddziałowa byłą od oddziaływania. A my, jako larwy co długo przecież nabywały alkocholowego przymiotu, teraz urosnąć miały w cyklu zdarzeń, zaproponowanych przez instytucję medyczną.

- Moi panowie - dziś przyjdzie do was ktoś, kto was najlepiej zna. Pan Salceson długo był taki jak wy. Alkochola zna od podszewki, bo przecież studiował tutaj ze dwa lata i pomidory swoje ukrywał pod kalesonem. A teraz jest po przeszkoleniu. Wrócił z Kadzichowic, gdzie odbył szkolenie na potrzebę ratowania tego co zostało jeszcze ze szwoleżerów i będzie wam prawił morały. Tak że, proszę się odziać, ogolić, wysmarkać porządnie, a że jesteście już nakarmieni mlekiem i tym co przyszło do nas w paczce od Chińczyków, bez karaluchów - można palić.

- Czy można zabrać ze sobą laleczkę - Zapytał nieśmiało ksiądz. Teraz się dopiero zorientowałęm, że słucha wytrwale, a w ręku trzyma przedmiot gumowy, nacisnąwszy go wołał - mama, ale bez włosów.

- Niestety. Lalkę proszę zostawić w depozycie. Możemy oczywiście się pobawić - pochyliła się nad nim. Ale to dopiero później - Oblizała się. - Oddać laleczkę proszę...

Oddał, lecz niechętnie.

Na oddziale zrobił się harmider.

- Dziwne że cię zgarnęli na bramie - zagaił książulo.

- A, że niby co? - zainteresowałem się.

- Myśmy już dawno popsuli ten alkomat. Trzeba by wypić wiadro, żeby coś wykazało.

`Ojej` - Pomyślałem . `Musiały mnie te ufoki nieźle sponiewierać, skoro mi wyszło na zepsutym alkomacie`.

Położyłem kocyk na wierzch, tak żeby przykryć biel pościeli, szczególnie się nie siląc na jego prostowanie. Odziani, wyszliśmy se z sali. Po korytarzu chmara pensjonariuszy przemieszczała się jak nietoperze.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media