Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2022-03-10 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 662 |
Obudziłem się w parku, pięknym parku z wielkimi drzewami, pośród poskręcanych konarów. Musiało upłynąć wiele dni, bo ostrzału nie było a klatki filmu wydawały się takie mniej pourywane. Wreszcie udało mi się stanąć prosto na nogi, jak wieża, co stała przede mną. Skądś znałem, coś mi przypominało. Świtało, czy nie świtało? Zebra nocy. Co do Afryki - to nie jest mi zbyt przyjemnie, chłodno. Mgła. No, nie przypomnisz sobie. Natężałem wysiłki, nic sobie nie mogąc przypomnieć. To jest taki stan, że nic sobie nie przypomnisz. Spojrzałem po sobie. Spodnie miałem w porządku. Buty też. Zrobiłem krok w stronę wieży.
Ostatnie co spamiętałem, to ostrzał. Gruby, wredny. Kto strzelał? Do kogo?
Pierwsze co trzeba zrobić, to kupa. Kręcona mi wyszła, takie dzieło sztuki. Dzieło sztuki powstaje mimochodem, bezbolesnie, Nieomal bez udziału - a srałem jak natchniony. Podetrzeć by się wypadało. Lecz ni kaliny z liściem szerokim, ani ulotki, o papierze toaletowym nie wspominając. Przebiegał zając. Może podetrę się tym zającem? - Pomyślałem. Ale zanim zdążyłem się w sobie zebrać, żeby się sprężyć i doskoczyć - Zająca już nie było. Stałem w rozkroku. Nie bardzo pewien, co dalej. I wtedy zaczęły bić dzwony.
Wyrwałem wreszcie z klapy garnitura trochę poszycia. I jakoś ogarnąłem temat.
Druga rzecz to papieros. A tu pusto wokół. Na ruch wielki się nie zanosi. Trzeba się obyć bez papierosa. Jak tu się obyć bez papierosa? Pusto...
Tam, w tej wieży, muszą być jacyś ludzie. Ktoś bije w dzwony, to pewnie też ma paierosa...
Doczłapałem. Mury z kamieni. A wieża rośnie. U podstaw już taka wielka, że zasłania niebo. Okienka małe. A nad nimi kopuły. `UFO` ma takie statki. Cóż to nad nimi szybuje? Dron, orzeł, czy samolot? Tnąc błękit smugą złotą.
Zaszurałem, spuściłem wzrok. Kocie łby.
Z bramy wyszedł brodaty pokutnik, w białym kitlu.
- Cóż to za pielgrzym o poranku? - Zagadał do mnie po polsku. I wtedy dotarło do mnie, że ktoś do mnie gada nie po czesku. Uświadomiło mnie to.
- Prowadźcie do Przeora - Położyłem mu dłoń na ramieniu, prawie mdlejąc.