Author | |
Genre | poetry |
Form | blank verse |
Date added | 2022-05-15 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 584 |
doprawdy trudno stwierdzić, po co ta szamotanina,
wieczna walka na ringu z samym sobą, okładanie się
po nie zawsze ogolonym pysiaczku. te spławiki żarte
na kolację, mimo oczywistej świadomości
że to prostacka przynęta. to karmienie się wygiętą
w pałąk blachą, na którą nie nadziano, bo i po co,
choćby pół milimetra sześciennego mięsa.
wyrywam z pleców ostrza i zachodzę w głowę,
po kiego grzyba czuję się wręcz w obowiązku
ciągle biczować ciało tego sukinkota. oraz czy ktoś
mógłby mnie zarazić optymizmem. wenerycznie.
chyba, dla poprawy humoru, wybiorę pierwszy lepszy
numer z książki telefonicznej. zadzwonię do
przypadkowej osoby i zacznę ją ochrzaniać, że
było do przewidzenia, to nie mogło się inaczej skończyć,
kto to widział próbować hodować kota
w formikarium, ciebie tylko podpierniczyć
do Towarzystwa Opieki Nad Zwierzętami
albo zgłosić na Policję, baranie/kretynko!
i co — udusił się, biedulek? no wiedziałem!
wieczorem, znużony pranksterstwem, złożę głowę
na podołku. poczuję dotyk spracowanych dłoni matki,
usłyszę szept, przenajczulszy, abym `został w domu,
nie szedł na wojnę, słaby jestem, chorowity,
polegnę pierwszego dnia, tyle pola do obrobienia
— a ja się rwę bić Moskala, choć na nic to,
raz odebranej niepodległości nie odzyskamy nigdy...`
odpowiem z uśmiechem, że przecież nie żyjesz, mamo
poza tym chyba ci się epoki popierniczyły.
i znów będę obdzwaniać obcych ludzi
w przerwach między rundami. albo wyciągnę
kańczug z szuflady.