Go to commentsLinokąt
Text 237 of 255 from volume: Mioklonie
Author
Genrepoetry
Formblank verse
Date added2022-05-15
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views584

doprawdy trudno stwierdzić, po co ta szamotanina,

wieczna walka na ringu z samym sobą, okładanie się

po nie zawsze ogolonym pysiaczku. te spławiki żarte

na kolację, mimo oczywistej świadomości

że to prostacka przynęta. to karmienie się wygiętą

w pałąk blachą, na którą nie nadziano, bo i po co,

choćby pół milimetra sześciennego mięsa.


wyrywam z pleców ostrza i zachodzę w głowę,

po kiego grzyba czuję się wręcz w obowiązku

ciągle biczować ciało tego sukinkota. oraz czy ktoś

mógłby mnie zarazić optymizmem. wenerycznie.


chyba, dla poprawy humoru, wybiorę pierwszy lepszy

numer z książki telefonicznej. zadzwonię do

przypadkowej osoby i zacznę ją ochrzaniać, że

było do przewidzenia, to nie mogło się inaczej skończyć,

kto to widział próbować hodować kota

w formikarium, ciebie tylko podpierniczyć

do Towarzystwa Opieki Nad Zwierzętami

albo zgłosić na Policję, baranie/kretynko!

i co — udusił się, biedulek? no wiedziałem!


wieczorem, znużony pranksterstwem, złożę głowę

na podołku. poczuję dotyk spracowanych dłoni matki,

usłyszę szept, przenajczulszy, abym `został w domu,

nie szedł na wojnę, słaby jestem, chorowity,

polegnę pierwszego dnia, tyle pola do obrobienia

— a ja się rwę bić Moskala, choć na nic to,

raz odebranej niepodległości nie odzyskamy nigdy...`


odpowiem z uśmiechem, że przecież nie żyjesz, mamo

poza tym chyba ci się epoki popierniczyły.


i znów będę obdzwaniać obcych ludzi

w przerwach między rundami. albo wyciągnę

kańczug z szuflady.


  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media