Author | |
Genre | fantasy / SF |
Form | prose |
Date added | 2022-05-18 |
Linguistic correctness | |
Text quality | |
Views | 600 |
Co do jajek, które zamówiłem, miałem oczywiście wątpliwości. Zawsze je mam. Nawet jak się udaję do toalety publicznej, i widzę że się tam świeci jak po przejściu morskiej bryzy, zachowuję czujność.
- Proszę mi przynieść skorupki z tych jaj - Zażądałem.
- Pan sobie życzy oglądać te skorupki? Bo chyba nie będzie ich pan spożywał? Moglibysmy je ewentualnie zmielić, jeśli panu chodzi o doładowanie wapniem...
Zrozumiałem że nie mam do czynienia z dyletantem. Cofnąłem się w fotelu i przyjrzałem obywatelowi.
Wyglądał zupełnie zwyczajnie. Niemłody. Bystry, co poznałem po nie poobgryzanych paznokciach, i miał taką falę nad czołem. Elegant. Z kamizelki nie wystawały mu szmergle, guziki zapięte na ostatni guzik... - Tak, chciałbym oberzeć te skorupki - Odpowiedziałem.
- Nasze jajka są pierwsza klasa - Uśmiechnął się połowicznie. Widocznie coś tam w zanadrzu ukrywał. Lecz widocznie coś było miedzy nami takiego, co się czasami zdarza miedzy ludźmi, jakaś sympatia.
- Zapewne chce pan sprawdzić pieczątki. ale skorupki już poszły do kosza. A nawet widziałęm jak nasz pracownik opróżniał kosz do kontenera. Zawahał się. - Jeśli panu naprawdę zależy, zapraszam do naszych piwnic. Tam wysiaduje jaja nasza kura. Angielska - Odmachnął grzywką, poprawił ją, pełna celebracja. - Ona została sprowadzona tutaj aż z Windstoru. Akurat do jaj bym się nie przyczepiał - Z nutką goryczy to powiedział. Może by wolał, żebym mu uwierzył na słowo.
Wstałem. Poprosiłem o wskazanie drogi.
- Bardzo chętnie obejrzę waszą kurę. Nawet mi nie potrzebne pieczątki. Wystarczy jedno spojrzenie. Nie będę pana długo absorbował.
Puścił mnie przodem. Zauważyłem jeszcze jak dama otwiera drzwiczki samochodu i wysiada z auta. Odrobinę skonsternowana. Zapaliła papierosa i zamaszyście nim wywijając, poszła w tym samym kierunku, co my.
Naprawdę napisałeś taką powieść?
Umieram ze śmiechu.
świetne pióro.
Mój Boże, tak naprawdę nie jestem wierzący, marnować taki talent pisarski, bo z pewnością go masz, na tekst śmieszny z powodu śmieszności śmieszności.
Kiedyś napisałem kilka tzw. wierszy grafomańskich.
Ale to na konkurs naśladujący style.
Oda do serca kamienia
Kamieniu, tyś jest jak góry skała, tylko mniejszy.
Bo, żeś się od niej odłupał i do stóp upadł.
Wydajesz się twardy i wieczny.
Ale przecież wietrzejesz z czasem.
Powstaje z ciebie pustyni piasek.
I są ciebie różne rodzaje.
Z powrotem, z piasku piaskowce.
Bazalty, granity, marmury,
W różnych krajach, najróżniejsze.
Głazy narzutowe przyniesione lodowcem.
I każdy kamień ma serce.
A serce może być z kamienia.
Bo tak zły los je odmienia.
Są też te szlachetne.
Czerwone rubiny, szafiry szafirowe
i najbardziej dumne najszlachetniejsze
diamenty, najtwardsze w świecie,
które w świetle tęczą świecą.
Nieraz uwierasz w bucie
i trzeba cię wyjąć, choć się nie chce.
Bo może to moja pokuta
nie wyjmować cię z buta?
Przeważnie się z góry w dół toczysz,
ale bywasz wtaczany pod górę
Syzyfa zmęczonym, spoconym ramieniem.
Wylatujesz z procy, czyli latasz po niebie krótko.
Lepiej jednak nie pływaj łódką.
Wszak pływać nie umiesz, bo wpadasz, bowiem
jak kamień w wodę.
Zostają tylko kręgi na wodzie i spokój.
Aleś miast kamiennych opoką
i całą Ziemią, która skałą w kosmosie
z pleniącym się na niej życiem.
Dlatego, kamieniu,
gdy już śmierć przesądzi o moim losie.
Zabiorę cię ze sobą
na tę drugą stronę ową,
gdzie razem wiekuistość nam pisana.
Bo śmierć się o czas nikogo nie pyta.
Przychodzi w wieczór albo w nocy, albo z rana.
Niech mój grób przywalą kamienną płytą.
Z wyrytym epi
ratings: very good / bad
Z literackiego punktu widzenia dennie.
Chyba że?! Chyba że to Twój zamysł.
Ja jestem czytelnikiem od dziecka. I jako dziecko mógłbym to czytać, choć wolałem wtedy Londona.