Author | |
Genre | humor / grotesque |
Form | prose |
Date added | 2022-05-29 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 614 |
W pewnej szkole, pani nauczycielka, potknęła się o genialny pomysł. Zapragnęła obeznać dzieci z niechybną kwestią śmierci. Dla ich dobra oczywiście. Tak z głębi serca zrobić ostatecznie, dobry uczynek. Zgodnie z postanowieniem, na lekcji wychowania obywatelskiego, rzekła co następuje:
–– Drogie dzieci. Chyba wiecie, co to znaczy być martwym.
–– Proszę pani, proszę pani. Jasiu już wie, bo się nie rusza!
–– Jasiu nie wie. Jasiu śpi jak zwykle.
Po tych słowach, pani nauczycielka stuknęła jasia w ucho, które wystawało między pochyloną ku ławce głową, a ramieniem. A łaj! – dało się słyszeć.
–– Widzicie dzieci kochane. Wasz kolega żyje.
–– Niekoniecznie, proszę pani. Może tylko ucho.
–– No tak… racja… zadanie które dla was przygotowałam, nie dotyczy Jasia…
–– Jasia wszystko dotyczy. On już taki jest.
Pani chwilę krąży po klasie, niczym grabarz na cmentarzu i wreszcie mówi:
–– Chciałabym, aby każde z was, na następną taką lekcję, która odbędzie się za tydzień, zrobiło makietę kostnicy.
–– Co to jest makieta?
–– Takie małe coś, dużego czegoś. O czym to ja mówiłam?
–– O makiecie.
–– Właśnie. Może być z czegokolwiek. Z kartonu, włóczki i co tam w domu macie. Tylko pamiętajcie. W środku musi być trumna, z odpowiednim wypełnieniem wnętrza.
W klasie daje się słyszeć odgłos szacunku.
–– Proszę pani, ale pani mądrze mówi. Fajowo.
–– Szkielet może być, taki bez skóry i mięsa?
–– A jak wygląda kostnica?
Na wspomnianej pani, uwidoczniają się pewne symptomy zniecierpliwienia.
–– Drogie dzieci. Pytajcie, popatrujcie, idźcie na cmentarz, guglajcie… no sami wiecie. Od czego macie rozumki?
–– Od myślenia?
–– Tak dziecko. Tak.
–– Proszę pani. A Jasiu powiedział, że wszystkie rozumy pojadł. Nasze też? Bo jak co, to mu przywalę.
–– Co wy za głupoty opowiadacie.
W tej właśnie chwili, zabrzęczał dzwonek na przerwę.
–– A zatem wiecie, co macie przynieść za tydzień? Jaki to domek z wkładką, macie przygotować. Żebym nie musiała wam codziennie przypominać.
Po tygodniu.
— Ależ Zuzia. Spójrz na makiety, które zrobiły inne dzieci. Nawet Jasiu coś zmajstrował. A wszystkie wewnątrz mają co? No pytam się?
–– Trupka, proszę pani.
–– Właśnie. A w twoim nic. Pusto w trumience. Tylko jakieś czerwonawe kłaczki… skrawek parówki… czy czegoś tam… mazidło jakieś. Naprawdę nie mogłaś powiedzieć rodzicom, zęby ci leguminę kupili, żebyś mogła z niej ulepić…
–– Modelinę jak już, proszę pani.
— Ty się Jasiu nie wtrącaj przez sen. No tak… mniejsza z tym. Gdzie jest trupek, pytam się. Gdzie on jest? Może uciekł, co?
–– Nie uciekł, ale chociaż malutki, cały się nie zmieścił. A pani zamiast docenić moje zaangażowanie, to jeszcze na mnie krzyczy.
–– Nie zmieścił? Mogłaś zrobić mniejszego. Dopasować do warunków mieszkaniowych M1. I nie krzyczę, tylko mówię podniesionym głosem. Chyba zdajesz sobie sprawę, że będę musiała ocenę obniżyć. Nie jest ci wstyd? Tak na ciebie liczyłam. Twój mały braciszek, by się bardziej wywiązał.
–– Ja nie mam braciszka, proszę pani.
–– Jak to nie masz. A rodziców pytałaś?
–– Rodzice jeszcze nie wiedzą, że nie mam.
–– Dziecko. Co ty pleciesz. No cóż. Zmusiłaś mnie do wpisania uwagi w dzienniczku.