Go to commentsWielka Biała Sowa
Text 255 of 255 from volume: Różne teksty
Author
Genrehumor / grotesque
Formprose
Date added2022-08-03
Linguistic correctness
- no ratings -
Text quality
- no ratings -
Views568

Tekst satyryczny... albo raczej... autosatyra

-------------------------------------------------------



Trochę sobie poluźnię i opowiem wam historią. Jest tak prosta i nieskomplikowana, że gdyby zawiązać na niej supełek, to byłaby jeszcze bardziej prosta.


Otóż od małego, widziałem możliwość realizacji przepowiedni w naszej społeczności. Tak mi wtedy wmówiła rada starszych. A dlaczego? Bo jak się miało po latach okazać, akurat na mnie padło. Zresztą wszyscy na tym skorzystali. Oprócz owej rady, co już dawno kopnęła w kalendarze. Widocznie była jeszcze starsza, niż przypuszczałem.


Meritum proroctwa, zwieńczyła: Wielka Biała Sowa, tudzież zapewnienie, że ten komu owy ptak, około północy, przy pełni księżyca, wrzuci przez okno zdechłą lub rozszarpaną przez dziób mysz, to ów obdarowany, po krótkim czasie, poczuje się szczęśliwy, jak nigdy dotąd.


Tego pamiętnego dnia, leżałem przy otwartym oknie, a że spać nie mogłem, gdyż liczone barany strasznie hałasowały, popatrywałem w księżyc. W pełni go widziałem, gdyż była pełnia.


Wtem usłyszałem donośny szum białych skrzydeł i na parapecie, usiadła ona. Przyczyna tego, co miało wkrótce nastąpić. Śnieżno biały ptak, lśnił widokiem na tle okrągłej facjaty luny, pobrużdżonej kawałkami kosmosu.


Tylko jedno mnie deczko zaniepokoiło. Kiwała się na boki w żółtym fartuszku, miała mętne oczy, kręciła głową dosłownie w kółko, zamiast: hu hu, robiła: huj huj, a na wielkim skrzydle, zauważyłem doczepiony wielki kosz, z którego całkiem nagle, wysypała całe stado zdechłych i nagryzionych, stworzeń z proroctwa, wprost na podłogę. Część wylądowała na mnie, aż mi jeden ogonek do gardła wszedł i zaczął piszczeć. Do dzisiaj mam dźwięczny ślad przy przełykaniu.


I już jej nie było. Miała niesamowity odlot.


Za chwilę proroctwo miało dojść do skutku. Kiedy zgarnąłem wszystkie myszy do obszernego wiaderka i wyrzuciłem zawartość na wycieraczkę, przed drzwi, za którymi mieszkała wredna sąsiadka, połknąłem fluid szczęścia, jakiego nigdy dotąd. Zarówno z uwagi na dostrzeżenie porządku w mieszkaniu, jak i na docelowe miejsce transportu.


Sąsiadka też wyćpnęła innemu sąsiadowi, bo też była szczęśliwa, jak nigdy dotąd. I tak, jedni drugim, przechodnie ścierwa myszy, niczym sztandar, w całej miasteczku podrzucali. Uśmiechnięci nadawcy i adresaci, tak samo jak ja, z dwóch przyczyn. Widocznie przepowiednia nie zakładała, by podrzucić temu, co mi podrzucił, tylko następnemu, by umożliwić bliźniemu, bycie radosnym, bez żadnej zemsty zwrotnej, na wypadek, gdyby został zaobserwowany przez potencjalnego, szczęśliwca.


A nie mówiłem. Historia prosta, jak mysi ogon.


Też mam odlot.


Muszę podziękować Wielkiej Białej Sowie, w imieniu tubylców i zapytać, czy się dołoży na swój pomnik lub chociaż na dziób pośmiertny, gdy kiedyś pofrunie i spadnie prosto w ostatnią chwilę.


Tylko się czuję dziwnie skrępowany.

Cholera! Więcej sów tutaj krąży.

Nie wiem, która ta prorocza.

Wszystkie robią żółte: huj huj.


Łapy przy sobie, durne ptaszyska.

Chyba nie wiecie, kim jestem.

A jestem znamienitym autorem,

jeszcze bardziej znamienitego tekstu.

Teraz już wiecie, kim jestem.


Skrywam w sobie, śliczny, gładki mózg,

niczym dwie półkule, pupci niemowlęcia.


Bo wam pióra z dupy powyrywam,

a z dziobów świdry zrobię.

Za grosz szacunku,

dla dla takiej osobistości.


Co tak spozieracie z niedowierzaniem.

Czas uwierzyć.

Siebie mam na myśli.

Popaprani bylejakością.


I przestańcie się glapić sokolim wzrokiem.

Wstydu nie macie.

Jesteście w końcu sowami,

czy durniami bez tożsamości?


*

Tak. Oczywiście. Masz racje.

Wszystko będzie dobrze.

–– sumitują się skruszone,

głaszcząc mnie po białych piórkach.

  Contents of volume
Comments (0)
ratings: linguistic correctness / text quality
no comments yet
© 2010-2016 by Creative Media