Go to commentsNadmetraż
Text 251 of 255 from volume: Mioklonie
Author
Genrepoetry
Formblank verse
Date added2022-08-08
Linguistic correctness
Text quality
Views529

`Z niepodzielności powietrza 

jeszcze nikt się nie wymigał.` 

Kazimierz Biculewicz `Dezyderata druga` 



zdecydowanie przesadziłem. było mnie za dużo naraz. 

wolny od norm, oswobodzony z reguł, zacząłem wyrastać 

w głębokich i szarych od betonu, 

nieprzyjaznych miejscach. osiedlałem się, gdzie 

mnie nie posiano, zaludniałem (jednoosobowo!) 

parki, piwnice, pokrywałem skwery. 


wyrodził się caluchny świat lęglin, niewprawnych 

studentów kalkomanii (wbrew pozorom - to 

dosyć trudna sztuka, tak odwzorowywać się 

na piachu, gałęziach, odbijać na sypkich głazach). 


z trudnym do zniesienia zgrzytem (aż w uszach 

zaskwierczały nadpalone bębenki!) 

otworzyły się drzwi ze zbrojonego papieru. 

i, jakby miała miejsce wewnętrzna amnestia, 

uwolnieni, po latach biedowania w karcerach wyszli, 

wybiegli, wykuśtykali na światło dzienne. 


zgroza, aż nie szło patrzeć, serce bolało od ich widoku: 

wynędzniali, jakby od maleńkości byli karmieni 

jedynie sucharami i grubym styropianem, 

zakutani w smolne, aż wyrywające się spod skór 

tatuaże (wężyki, kłębiąca się wełna, liny-dusiciele, 

posplatane robalizny, kożuch z kosmatych 

jaszczurek, filc, coś bitumicznego). 


wyniszczeni ale w złocie, porowaci, lecz odnosiło się 

wrażenie, że każda ich blizna jest efektem nacięcia 

nożem o ostrzu ze szlachetnego kamienia, 

wżery powstały przez skropienie ciał wodą królewską. 


i rzucali się w chmury, by objąć, przytulić się jak do 

misiów. napychali puste żołądki jadowitym błękitem. 


od blasku topniały ich oczy i języki, łuszczyły się 

wykłute obrazki. na ziemię spadała, poskręcana 

niczym spalony przez jesień liść, skóra. 


reszta z ich ciał wsypuje się dalej i głębiej, 

w słońca, w kosmosy. 


tworzą nowe przestrzenie, zgrywają wszechrzecz 

na dyskietki, zapisują piórami na pendrivach 

inne wymiary. 


lecą sprane i zszarzałe kwadraty Malewicza, 

role niemożliwe do zagrania przez Malkovicha. 

ości rozorujące przełyk Makłowicza, 

ten koślawy poblask, ten niedokładny rym. 


powiększam się w tym, tak bardzo osobnieję 

(dziwowisko, bal maskowy w próchnie) 


dziki lokator zamczysk, gdzie, stwierdzam 

z przykrością, nie straszy, 


badacz przeprawiający się wpław 

przez strużynę lepkiej cieczy, o której wolę 

niczego więcej nie mówić.

  Contents of volume
Comments (1)
ratings: linguistic correctness / text quality
avatar
Znam kilku takich. Trzymaj się Rafał:)
© 2010-2016 by Creative Media