Author | |
Genre | common life |
Form | prose |
Date added | 2022-08-12 |
Linguistic correctness | - no ratings - |
Text quality | - no ratings - |
Views | 503 |
- Obaj jesteście zdrowi. Jak ryby - Powiedział z powagą w głosie. To znaczy że nie robił sobie jaj i nie miał na myśli ryb dryfujących na Odrze.
- No, może u pana Mariana trochę za wysoki cukier, ale to normalne przy pańskim trybie życia.
- O, najdostojniejszy - Marian przechylił się w ukłonie, miał chyba nawet zamiar pocałować doktora w pierścień, ale ten cofnął dłoń.
- Panowie. Musicie ukrócić te wasze igraszki, eskapady. Nie musielibyśmy się spotykać tak często.
- Mówią że pan doktor także odwiedza przybytki wytrawnej rozpusty... - Odważył się Wiolonczella.
- Lubię dziewczyny. Ale nie będę się przecież tłumaczył dwóm, zaimpregnowanym we własnym lepidle pedałom.
- Słyszeliśmy, że przez tę małolatę nabrałeś pan niejakiego wstrętu?
- Bzdura - Obruszył się doktor. - Z resztą, to stara historia.
- Słyszeliśmy, że to była raczej histeria? - Zarechotał Marian.
- Wynoście się już! Stare pedały - Mruknął do siebie.
Spieszyli się na apel poległych.
- A potem na mszę - Wiolonczella dokładnie wiedział po co i dokąd iść.
- Ani myślę taić, że przydała by mi się spowiedź z wodą święconą - Snuł plany.
Obaj mieli na nogach sandały. I białe skarpety. Spieszyli się.